Rodzice sześciolatków mogą się dowiedzieć za dwa lata, że placówki wciąż są nieprzygotowane na przyjęcie dzieci.
Rozmowa z Ewą Łowkiel, wiceprezydentem Gdyni
Do podpisu prezydenta trafiła nowelizacja ustawy o systemie oświaty. W efekcie dzieci w wieku 6 lat do szkoły obowiązkowo nie trafią we wrześniu, ale dopiero za dwa lata. Czy to dobra decyzja?
Patrząc dziś na przyczyny zamieszania związanego z jednej strony z przesunięciem obowiązku szkolnego dla sześciolatków o 2 lata, z drugiej zaś utrzymanie obowiązkowego rocznego przygotowania przedszkolnego dla 5-latków, trzeba uznać, że rząd przed trzema laty nie przewidział ryzyka i nie oszacował kosztów. Zabrakło kampanii informacyjnej adresowanej do rodziców, wyjaśniającej, jak dostosowany został program szkolny do najmłodszych uczniów. Dla gmin zabrakło środków, by mogły zapewnić dzieciom dobre warunki nauki i opiekę na podobnych zasadach jak przedszkola. Program „Radosna szkoła” nie trafiał w potrzeby szkół.
Ale część rodziców wysłała je do szkół zamiast przedszkoli?
Jednym z powodów, którym się kierowali było uniknięcie w 2012 roku podwójnego rocznika dzieci. Można więc uznać, że nadużyto zaufania rodziców. A to oznacza, że święty spokój mają tylko te gminy, które nic nie zrobiły, by stworzyć dobre warunki nauki w szkołach dla 6-latków. Wiemy już, że roczne przygotowanie przedszkolne będzie dwuletnie i nie mamy pewności, czy w tym czasie resort edukacji znów nie zmieni zdania.
Rząd zdecydował się na przesunięcie terminu, bo uznał, że nie wszystkie szkoły są na to przygotowane. Czy rzeczywiście tak jest?
W większości szkół podstawowych funkcjonowały tzw. zerówka dla sześciolatków i wystarczyło zwiększyć liczbę sal odpowiednio wyposażonych. Trzy lata temu zarezerwowaliśmy w budżecie 200 tys. zł na przystosowanie dodatkowych pomieszczeń dla dzieci 6-letnich, w następnych latach doposażyliśmy kolejne szkoły. Nie wszystkie gminy było na to stać i sytuacja związana z przygotowaniem jest różnorodna. Podobnie jak z placami zabaw, które są bardzo kosztowne, bo cena jednego sięga nawet 150 tys. zł, a gminy nie mają pieniędzy na 50-proc. wkład własny.
W całym kraju zaledwie 20 proc. 6-latków uczy się w szkole. Natomiast w Gdyni blisko 50 proc. Jak przekonać niezdecydowanych rodziców?
Rzetelną informacją. Co roku otrzymują nową podstawę programową dla uczniów pierwszej klasy, zapraszani są do szkół, by poznać warunki, jakie zapewnimy dzieciom. Część rodziców uznała, że te są gotowe do podjęcia nauki w szkole. Chcieliśmy uniknąć dwóch roczników w klasie pierwszej, by nie pogorszyć warunków nauki, i jednocześnie musieliśmy zapewnić od września 2011 r. wszystkim 5-latkom możliwość podjęcia nauki w zerówce. Dążyliśmy do stworzenia im dodatkowych miejsc w przedszkolach, co uzasadniało konieczność tworzenia oferty dla 6-latków w szkole. Dla rodziców było bardzo ważne też, aby 6- i 7-latki nie uczyły się w jednej klasie i to oczekiwanie spełniliśmy. Wielu rodziców 5-latków wybrało zerówki w szkołach, jak sądzę oznacza to, że od września 2012 r. planują posłanie 6-latków do klasy pierwszej.
Dlaczego wciąż jednak jest więcej tych rodziców, którzy nie decydują się na zapisanie dziecka do szkoły?
Są zdezorientowani, gdyż w mediach padają tylko argumenty przeciwników posyłania 6-latków do szkół, a pomysłodawcy tej zmiany nie potrafią właściwie przedstawić swoich argumentów. Rodzice nie chcą też umieszczać tam, bo placówki nie zapewniają tak jak w przedszkolu opieki. Jest to problem szczególnie ważny dla pracujących opiekunów. Dlatego w każdej pierwszej klasie dla 6-latków zatrudniamy dwóch nauczycieli. W efekcie dzieci przebywają w szkole tak długo jak w przedszkolu.
Czy samorządy poradzą sobie z podwójnymi rocznikami w pierwszych klasach za dwa lata?
Sądzę, że większość szkół nie będzie mogła zapewnić dobrych warunków nauki, gdy pojawią się za dwa lata podwójne roczniki uczniów. Dzieci będą też w gorszej sytuacji podczas rekrutacji do szkół ponadgimnazjalnych, a w odległej przyszłości do szkół wyższych. Konieczne jest więc rozłożenie w czasie naboru 6-latków do klas I. To leży również w interesie gmin, bo dopiero na ucznia otrzymują one subwencję oświatową.