Szkoły wyższe powinny robić wszystko, żeby mimo pandemii proces kształcenia przebiegał bez zakłóceń. Jeżeli zaczną dochodzić do nas informacje, że władze uczelni nie reagują na pojawiające się w tym zakresie nieprawidłowości, będziemy interweniować - mówi Włodzimierz Bernacki sekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, pełnomocnik rządu ds. monitorowania wdrażania reformy szkolnictwa wyższego i nauki.
Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, powołał zespół, którego celem ma być przedstawienie rekomendacji dotyczących reformy szkolnictwa wyższego. Czy to oznacza, że Konstytucja dla nauki trafi do kosza?
Absolutnie nie. Gremiów monitorujących kwestie związane z nauką i szkolnictwem wyższym jest sporo, choć ten akurat zespół, o którym pani wspomniała, to nowy twór. Ma on spojrzeć na ustawę 2.0 z szerszej perspektywy, po dwóch latach jej obowiązywania. Teraz jest na to odpowiedni czas. Zbliża się bowiem ewaluacja (ocena jakości działalności naukowej – red.). Jednocześnie uczelnie działają w specyficznych realiach spowodowanych epidemią. Musimy zatem zastanowić się nad rozwiązaniami, które będą dopasowane do nowej rzeczywistości. To nie jest więc tak, że ktoś doszedł do wniosku, że należy obalić Konstytucję dla nauki. Moim zadaniem jest raczej wskazanie, po konsultacjach ze środowiskiem akademickim, koniecznych zmian.
Co wymaga poprawy?
Tak jak wspomniałem, w przyszłym roku zakończy się okres oceny działalności naukowej i badawczej uczelni, w tym przede wszystkim aktywności pracujących na nich uczonych. Dostają oni punkty za publikacje w określonych czasopismach lub wydawnictwach, które znajdują się na ministerialnych listach. Na marginesie – analizujemy te listy i planujemy dowartościować czasopisma, które nie doczekały się właściwej oceny.
Uważam jednak, że problem oceny naukowców jest szerszy. Od wielu lat mamy do czynienia z tzw. punktozą. Wynika ona z wiary, że w nauce wszystko można łatwo policzyć. A to nie do końca tak jest. To zawodne narzędzie. Nie zawsze daje właściwą ocenę zarówno pojedynczych ludzi, jak i całych instytucji.
Taki cel, czyli walka z punktozą, przyświecał także ówczesnemu ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego Jarosławowi Gowinowi. Ustawa 2.0 nie rozwiązała tego problemu?
Niestety nie. Uważam, że obok takich zawodnych instrumentów jak punkty za publikacje ujęte w listach czasopism powinien zostać wypracowany system oceny naukowców przez powołane do tego gremia ekspertów. Wówczas byłaby ona bardziej miarodajna.
Ponadto większe znaczenie przy kształtowaniu polityki kadrowej uczelni powinny mieć stopień doktora habilitowanego i tytuł profesora. Obecnie można je rozpatrywać raczej w kategoriach stopni i tytułów honorowych.
Proszę też zwrócić uwagę, że osobom posiadającym stopień doktora Konstytucja dla nauki dała wiele możliwości, choćby w kwestii zatrudnienia na uczelni. Podczas rekrutacji do szkół doktorskich do osiągnięć kandydata wlicza się m.in. udział w konferencjach. Pamiętam, że ruszyła wówczas turystyka konferencyjna kandydatów do szkół doktorskich. To nie powinno tak wyglądać. Nie pokazuje to faktycznego zaangażowania tych osób w naukę.
W jakich obszarach jeszcze planowane są zmiany?
Przyglądamy się kwestiom związanym z funkcjonowaniem struktur akademickich. W tym aspekcie również docierają do nas głosy krytyczne. Przykładowo po wejściu w życie Konstytucji dla nauki rady wydziałów, które kiedyś pełniły kluczowe role, dzisiaj są często klubami profesorskimi bez znaczących kompetencji.
Ustawa 2.0 dała rektorom dużą władzę, co spotkało się z niezadowoleniem części środowiska. Będziecie państwo chcieli ją ograniczyć?
Będziemy się tej kwestii przyglądać i pytać o opinię osoby spoza otoczenia rektorów. Nic nie jest jeszcze przesądzone, bo w czasie epidemii możliwość decydowania o wielu kwestiach przez rektora wydaje się bardzo pożytecznym narzędziem.
Wracając jeszcze do planowanych zmian, chcemy przyjrzeć się kwestii swobody wyrażania poglądów przez uczonych w obrębie szkół wyższych. Jest ona gwarantowana, podobnie jak autonomia uczelni, przez konstytucję. Dlatego niewłaściwe jest zawieszanie pracowników naukowych lub pozbawianie ich funkcji kierowniczych ze względu na ich światopogląd. Uczelnia powinna być miejscem głoszenia różnych poglądów – zarówno tych, które łączymy z tradycyjnym systemem wartości, jak i liberalnych.
To są kwestie gwarantowane konstytucyjnie. Czy potrzebne są zatem przepisy ustawy, które będą się do nich odnosić?
Musimy wzmocnić ustawowe gwarancje w tym zakresie dla wszystkich, którzy uczestniczą w debacie naukowej. Chcemy stworzyć ramy prawne, które będą ograniczały możliwości wykluczania ze wspólnoty akademickiej studentów lub pracowników naukowych, których poglądy nie mieszczą się w kanonie poprawności politycznej.
Jak to ma się do wypowiedzi ministra Czarnka, który zapowiadał konsekwencje finansowe wobec uczelni, które wprowadziły godziny rektorskie w związku z protestami wywołanymi wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji?
Po tej wypowiedzi ministra doszło do jego spotkania z przedstawicielami Konferencji Retorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) i Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego (RGNiSW), na którym kwestie te zostały wyjaśnione. Minister, mówiąc o niewłaściwym zachowaniu rektorów, nie odnosił się do prawa do manifestowania poglądów przez studentów w formie protestów. Ma je każdy obywatel. Chodziło mu jedynie o to, że rektorzy, wprowadzając godziny rektorskie, mogli doprowadzić do zwiększenia mobilności studentów, którą z powodu epidemii należałoby ograniczać. Takie zresztą są zalecenia rządu.
Czyli żadnych konsekwencji finansowych nie będzie?
Nie. Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz akty wykonawcze wydawane na jego podstawie określają kryteria podziału pieniędzy między poszczególne uczelnie. Nie ma tu miejsca na uznanie ministra. Mamy też dodatkowe programy, na mocy których pieniądze trafiają do uczelni np. na koła studencie, działalność naukową i projekty inwestycyjne. Reguły i zasady ich przyznawania również są bardzo precyzyjne.
A jakie ma pan zdanie na temat wykluczania przez wykładowcę studentów z zajęć z powodu manifestowania przez nich poglądów w formie awataru z błyskawicą, czyli symbolu Strajku Kobiet?
Uważam, że narzędzia, które wykorzystujemy w kontaktach służbowych i uczelnianych, powinny być pozbawione symboliki. Dotyczy to zarówno wykładowców, jak i studentów.
Wiosną, gdy z powodu lockdownu uczelnie musiały przechodzić w trybie pilnym na nauczanie zdalne, niektórzy studenci narzekali na poziom zajęć prowadzonych w tej formie. Czy resort zamierza kontrolować jakość e-learningu w szkołach wyższych?
Rozmawialiśmy już na ten temat z przedstawicielami KRASP i RGNiSW. Mamy świadomość, że okres od marca aż do teraz to czas, w którym niektórzy studenci mogą czuć się pokrzywdzeni tym, że ich edukacja odbywa się w takich warunkach. Szkoły wyższe powinny robić wszystko, żeby proces kształcenia przebiegał bez zakłóceń. Nie chcemy w tym zakresie ingerować w sprawy uczelni i liczymy na współpracę z rektorami. To oni powinni położyć nacisk na jakość dydaktyki w czasie epidemii. Jeżeli jednak zaczną dochodzić do nas informacje, że władze uczelni nie reagują na nieprawidłowości, będziemy interweniować.
Czy instytucje naukowe – uczelnie, instytuty naukowe i badawcze – angażują się w pomoc rządowi w walce z COVID-19? Poza nielicznymi wyjątkami mało się o tym słyszy.
Oczywiście, że tak. Jest wiele przykładów, ja wymienię tylko kilka. Po pierwsze, stworzono ramy prawne, aby studenci różnych kierunków, nie tylko medycznych, mogli zaangażować się w walkę z epidemią. Przepisy pozwalają zaliczyć ją na poczet praktyk zawodowych. Jeszcze wiosną został powołany specjalny zespół, który opracowywał wytyczne i rekomendacje dla uczelni w związku z epidemią. W jego skład weszli m.in. przedstawiciele środowiska akademickiego. Daje on też rekomendacje resortowi w kwestii wspierana pewnych innych projektów mających pomóc w walce z COVID-19. Na uwagę zasługuje też projekt testów na koronawirusa opracowany w Instytucie Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu. Jest też projekt SONAR (stworzony w jednym z instytutów PAN), który opiera się na strategii grupowego testowania w kierunku SARS-CoV-2. Agencje rządowe ogłaszają szybkie ścieżki dostępu do funduszy na badania nad COVID-19.
Dzieje się więc naprawdę dużo, nie wszystkie jednak projekty kończą się sukcesem. Wydawałaby się, że tak duże nakierowanie środków finansowych na walkę z koronawirusem (nie tylko w skali Polski, ale też Europy i świata) powinno przynieść natychmiastowe efekty w postaci szczepionki. Niestety to nie jest takie proste.
Czy resort zamierza reformować Polską Akademię Nauk?
To złożony problem. W tej chwili mamy na stole kilka propozycji reform – m.in. propozycja prezydium PAN, dwóch zespołów: jednego pod kierownictwem prof. Marka Jeżabka i drugiego pod kierownictwem prof. Lecha Mankiewicza oraz Fundacji Nauki Polskiej i Komitetu Polityki Naukowej. Mamy zatem nie tylko same diagnozy, ale również metody naprawy PAN. W tej chwili w ministerstwie rozpatrujemy wszystkie warianty. Przy reformie PAN warto będzie przyjrzeć się też zmianom, które objęły instytuty badawcze, czyli powstaniu Sieci Badawczej Łukasiewicz. To może być wskazówka do reformowania akademii.
Zawieszanie pracowników naukowych lub pozbawianie ich funkcji kierowniczych ze względu na ich światopogląd jest niewłaściwe. Uczelnia ma być miejscem głoszenia różnych poglądów – zarówno tych, które łączymy z tradycyjnym systemem wartości, jak i liberalnych