Przede wszystkim należało już kilka miesięcy temu zrobić symulację osiągania średnich w tym roku. To szczególnie ważne ze względu na epidemię i ograniczenie w funkcjonowaniu szkół - mówi Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN.
DGP
Z sondy przeprowadzonej przez ZNP w samorządach wynika, że 2 proc. organów prowadzących szkoły i przedszkola nie wypłaciło jeszcze wrześniowych podwyżek. Czy to rodzi dla nich jakieś konsekwencje?
Trudna sytuacja finansowa, która jest faktem, nie stanowi w takiej sytuacji wystarczającego usprawiedliwienia. Nie można łamać zapisów rozporządzeń. Niezależnie od sankcji, mających charakter ogólny, każdy pracownik będzie mógł dochodzić swoich praw przed sądem. Zakładam jednak, że to przejściowa sytuacja i te 2 proc. samorządów wypłaci pensje z wyrównaniem w odpowiedniej wysokości.
Związek ustalił też, że tylko 40 proc. samorządów wraz z wrześniowymi podwyżkami automatycznie zwiększyło inne dodatki. Zarzuca jednocześnie pozostałym 60 proc., że nie wywiązały się z obowiązku zapewnienia średnich płac. Czy zgadza się pan z takim uproszczeniem tego sytemu płac u nauczycieli?
Część dodatków musiała być zwiększona automatycznie we wszystkich samorządach. Dotyczy to dodatków takich jak wysługa lat czy dodatek wiejski. Są one z mocy prawa uzależnione procentowo od wynagrodzenia zasadniczego. Część dodatków jest pod kontrolą samorządów – funkcyjny, za warunki pracy czy motywacyjny. W takim przypadku regulamin wynagradzania tworzony przez samorząd nie musi przewidywać procentowego odniesienia do płacy zasadniczej, mogą być one np. ustalane kwotowo. Nawet jeśli w tych samorządach nie wystąpił automatyczny wzrost niektórych dodatków, wcale nie musi to jeszcze oznaczać, że wynagrodzenia średnie nie zostały tam osiągnięte. Wiele samorządów, szczególnie na szczeblu powiatowym, przekracza wartości określone w Karcie nauczyciela. W takim przypadku efekt będzie polegał na mniejszej nadwyżce wynagrodzenia rzeczywiście wypłacanego ponad średnią. Swoją drogą po raz kolejny pokazuje to iluzoryczną ochronę nauczycieli w postaci tych średnich.
Mamy jeszcze ponad dwa miesiące do zakończenia roku kalendarzowego. Co mogą zrobić samorządowcy, aby wywiązać się na bieżąco z zapewnienia średnich plac?
Przede wszystkim należało już kilka miesięcy temu zrobić symulację osiągania średnich w tym roku. To szczególnie ważne ze względu na epidemię i ograniczenie w funkcjonowaniu szkół. Nadal jednak nie jest za późno. Jeśli symulacja pokazała (lub pokaże), że średnie nie będą osiągnięte, to zdecydowanie lepiej jest już teraz reagować niż po Nowym Roku wypłacać jednorazowy dodatek uzupełniający.
Czy ostatnie nagrody, które były wypłacone nauczycielom przez samorządowców i dyrektorów, pomogły w zapewnieniu nauczycielom średniej płacy?
Oczywiście. Nagroda jest składnikiem wynagrodzenia wchodzącym do rozliczenia średniej. Lepiej jest zresztą teraz wypłacić nagrody najlepszym nauczycielom, niż wypłacać te same pieniądze później, w postaci dodatku. Jest on bowiem przekazywany praktycznie równo dla każdego nauczyciela w ramach stopnia awansu, w którym nie osiągnięto średniej.
W szkołach średnich w czerwonej strefie wprowadzono kształcenie na odległość, czyli ponownie ograniczona została siatka godzin i godziny ponadwymiarowe. Czy to przyczyni się do tego, że w styczniu będzie większy dodatek uzupełniający?
Mniejsza liczba godzin ponadwymiarowych obniża średnie wynagrodzenie. W przypadku powiatów jednak dość często wynagrodzenia nauczycieli są wypłacane w kwotach większych niż wymagane w ustawie. Dzieje się tak poprzez statystycznie większą rolę niektórych dodatków (np. za warunki pracy) oraz – co od września 2019 r. przeważa – znaczny udział godzin ponadwymiarowych w przeliczeniu na etat nauczyciela. Główne powody tego stanu rzeczy to więcej dzieci w obecnych klasach drugich (po szkole podstawowej i gimnazjum), a jednocześnie braki kadrowe, głównie w kształceniu zawodowym. To sprawia, że pomimo zredukowania godzin ponadwymiarowych w czasie pandemii, ich liczba i tak jest wystarczająca, aby osiągnąć średnie. Oczywiście statystycznie. Każdy powiat musi to sam wyliczyć. Jednak zupełnie inaczej będzie w przeciętnej gminie. Tutaj przewiduję częste kłopoty z osiągnięciem średniego wynagrodzenia.
Czy ten mechanizm wyrównywania jest sprawiedliwy?
On nie miał być sprawiedliwy, miał być sankcją za niewypłacanie średnich wynagrodzeń. I jest nią. Problemem jest nie sam dodatek, ale konieczność osiągania średnich w obecnym kształcie. Idąc za klasykiem: nie skupiajmy się na tym, żeby zbijać termometr, tylko na tym, żeby nie mieć gorączki.
Anna Zalewska, była minister edukacji narodowej, przyznaje, że chciała go dwukrotnie zlikwidować, ale związki się na to nie zgodziły. Teraz za strony samorządowców płyną głosy, aby ten mechanizm zawiesić choćby na okres trwania nauki zdalnej. Co pan sądzi o takiej propozycji?
Uważam, że jakaś forma modyfikacji tego mechanizmu byłaby wskazana. Niestety dość trudno byłoby podać dobry przepis, który jednocześnie pomógłby samorządom i nie zaszkodził nauczycielom. Na pewno jednak warto o tym myśleć.
Dziś szefowie największych central związkowych mają się spotkać z nowym ministrem edukacji i nauki. Przed nim m.in. wydanie rozporządzenia w sprawie podziału subwencji oświatowej na 2021 r. Już wiemy, że nie będzie podwyżek, ale subwencja wzrośnie o ponad 2 mld zł. Czy ten wzrost uwzględnia 6-procentową podwyżkę od września br.?
Gdyby uwzględnić tylko skutki tegorocznego wzrostu, to kwota ponad 2 mld zł jest wystarczająca na zabezpieczenie podwyżek. Oczywiście w skali kraju, a w konkretnym samorządzie już tak być nie musi ze względu na podział subwencji na ucznia.
Czy w podziale subwencji na trudne czasy nowy minister powinien coś zmienić lub zwiększyć tzw. wagi?
Ograniczę się do stosunkowo drobnych, ale przez to realnych, postulatów. Nie można zamykać oczu na zindywidualizowaną ścieżkę kształcenia. Ta forma edukacji bardzo się rozwija, jest niezwykle kosztowna, nie rozkłada się równomiernie między samorządami, a nie znajduje to odzwierciedlenia w wagach algorytmu podziału subwencji. Z kolei waga na dodatkową naukę języka polskiego dla uczniów z zagranicy i Polaków powracających z zagranicy w przypadku większej liczby uczniów w szkole powinna być ustawiona na niższym poziomie niż obecnie. Uczniowie ci często nauczani są wspólnie przez jednego nauczyciela i nie ma potrzeby tak wysokiego finansowania na każdego z nich. Skorzysta na tym zdecydowana większość samorządów. Obecne wagi, które mają w intencji MEN adresować środki na pomoc psychologiczno-pedagogiczną, nie wnoszą nic ciekawszego ponad przesunięcie środków z powiatów do gmin. Rozsądnie byłoby je jakoś zróżnicować w zależności od realizowanych zadań.
Jakie wyzwania, jeśli chodzi o finansowanie oświaty, stoją przed nowym ministrem edukacji? Co powinno być zmienione, a co wymaga pilnych zmian?
Największe wyzwanie to ustanowienie jasnych oraz zgodnych z realizowanymi zadaniami zasad ustalania łącznej kwoty subwencji oświatowej. Obecny przepis tylko teoretycznie pozwala prawidłowo ustalać poziom subwencji. W praktyce daje ogromną władzę i pole do interpretacji dla strony rządowej. Czas też pomyśleć o ustanowieniu gwarancji dla samorządów nie tylko na poziomie łącznych dochodów, ale też na poziomie subwencji oświatowej. Samorząd, realizując swe zadania własne, powinien móc, choćby w sposób przybliżony, szacować wpływy z subwencji w perspektywie kilku lat. Istotny jest też temat kształtowania sieci szkolnej przez samorządy, szczególnie w odniesieniu do naprawdę małych szkół. Wyzwaniem są też wynagrodzenia nauczycieli – w zakresie zmiany całego systemu, ale i zasad ustalania ich wysokości. Problemy nie są nowe. Nowością byłoby ich rozwiązanie.