Obecny kryzys wzmocnił nasze stanowisko, że bez zmian w finansowaniu oświaty najsłabsze samorządy stoją przed zatracaniem idei samorządności. W ciągu kilku najbliższych lat aż 80 proc. gmin wiejskich będzie miało mniej niż 5 tys. mieszkańców, a demografia na przyszłość jest jeszcze mniej optymistyczna
Skutki kryzysu, widoczne już teraz, najbardziej odczuwają najsłabsi. Logiczne by było, aby pensje pracowników oświaty wypłacał ten, kto je ustala, tak jak to jest w wielu krajach na zachód od Polski. Obecny system zupełnie się zdezaktualizował i nie jest adekwatny do dzisiejszych niezbędnych wydatków w poszczególnych gminach. Ale zanim dojdzie do zmian, już dzisiaj warto byłoby racjonalizować wydatki w oświacie.
Po pierwsze, konieczne jest zwiększenie elastyczności tworzenia i racjonalizacji sieci szkolnej oraz określenie standardu minimalnej liczby uczniów w 8-klasowej szkole, by mogła być placówką publiczną. W przypadku negatywnej, wiążącej opinii kuratora państwo, a nie samorząd powinno ponosić skutki finansowe tych decyzji. Poniżej standardu minimalnej liczby uczniów w szkole opinia kuratora nie powinna być wiążąca albo wręcz niewymagana.
Po drugie, jak najszybciej znieść antymotywacyjny obowiązek uzyskiwania średnich wynagrodzeń określony w art. 30a i 30b Karty nauczyciela. Część zaoszczędzonych pieniędzy rozsądniej byłoby przeznaczyć na motywujące składniki wynagrodzenia dla pracowników oświaty. Pandemia skłania też starszych nauczycieli w obawie o własne zdrowie do wcześniejszego przechodzenia na emeryturę, a to wydaje się być dobrym momentem do zastanowienia się nad wysokością pensum, które jest jednym z najniższych w krajach OECD. Można by było je zróżnicować w zależności od nauczanego przedmiotu czy liczebności klasy.
Archaizmem wydaje się też dodatek wiejski, który w żaden sposób nie jest powiązany z warunkami jego powołania.
Warto by rozważyć też, bez skomplikowanej, biurokratycznej procedury likwidacji, możliwość tworzenia gminnych szkół zbiorczych, aby jeden dyrektor zatrudniał nauczycieli we wszystkich szkołach w gminie, w których jego zastępcy zapewnialiby nadzór pedagogiczny. Dziś bardzo często nauczyciel musi łączyć etat w kilku szkołach. Wtedy też obsługa księgowa mogłaby być w szkole, na miejscu, a nie w urzędzie gminy, co niewątpliwie by usprawniło pracę dyrektora.
Pożądane byłoby odejście od sztywnych zapisów dotyczących liczebności oddziału, bo przekroczenie limitu o jedno tylko dziecko powoduje konieczność dzielenia klasy, co rodzi skutki finansowe na wiele lat.
Dopóki będzie istniała subwencja oświatowa, dopóty powinna być ona w sposób czytelny powiązana z realnymi wydatkami, żeby było jasne, jakie koszty w oświacie ona w pełni pokrywa. Subwencja nie powinna służyć tylko i wyłącznie do rozdziału pieniędzy, ale przede wszystkim do wyliczania rzeczywistych nakładów na oświatę w bud żecie państwa.
Dzisiejsze dyskusje uogólniane są przez ministrów edukacji oraz finansów i zupełnie nie odzwierciedlają przypadku konkretnej gminy, która przez konieczność dopłacania do oświaty zatraca swoją istotę, dalej pogłębiając dysproporcje rozwojowe Rzeczypospolitej.
Błędem też jest uwzględnianie w podziale subwencji wskaźnika zamożności gminy, który przy zmniejszającej się liczbie mieszkańców rośnie i nie ma wymiernego znaczenia dla kondycji finansowej gminy. Bardziej adekwatne wydaje się branie pod uwagę gęstości zaludnienia, bo tam, gdzie jest ona najniższa, wydatki na oświatę najczęściej są bardzo wysokie i niejednokrotnie są to gminy najbardziej zaniedbane infrastrukturalnie.
Jeżeli nie chcemy doprowadzić do katastrofy, warto byłoby też rozważyć kategoryzację gmin i np. te do 5 tys. mieszkańców finansować nie na ucznia, a na oddział klasowy. Byłoby to na pewno sprawiedliwsze, jako że w tych gminach płace w oświacie często przekraczają 90 proc. wydatków ogółem.
Trudny do zrozumienia jest fakt, że jedna subwencja oświatowa dzielona jest pomiędzy szkoły podstawowe i średnie, to zapewne powinno być rozdzielone. Podobnie jak może zastanawiać fakt, że skoro prawie 90 proc. populacji młodzieży idzie do liceów ogólnokształcących, to dlaczego potem na studia wybiera się jedynie około 40 proc.?
Zapewne jest jeszcze wiele innych rozwiązań, które zracjonalizowałyby wydatki publiczne w oświacie, nie przyczyniając się do spadku jakości nauczania, a wręcz podnosząc jego efektywność.
Jako Związek Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej ciągle czekamy na bardziej partnerski dialog dla systemowych rozwiązań sprawiedliwszego finansowania oświaty, dla której od jej przejęcia włożyliśmy dużo serca i dodatkowych środków, a dziś, kiedy w coraz większej liczby gmin wiejskich nadwyżka operacyjna zanika – to właśnie problemy finansowania oświaty mogą być początkiem końca samorządności.