- Na nowej maturze część pytań z języka polskiego będzie znana przed egzaminem - mówi Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.
DGP
Czy pana zdaniem maturzyści nie przyłożyli się do egzaminów w tym roku? Tak twierdzi minister edukacji.
A jak ocenić to, że 20 tys. osób nie przeczytało „Wesela”? Z tego wniosek, że około 10 proc. maturzystów przyszło na egzamin, nie przeczytawszy obowiązkowych lektur. A lista jest naprawdę krótka, jest ich mniej niż tych, które mają obecnie ósmoklasiści. W sumie w gimnazjum i w liceum jest ich, zdaje się, trzynaście. Z tego jedna to „Bogurodzica”, trochę trenów, trochę bajek Krasickiego. Nie są to obszerne dzieła.
A pandemia nie miała z tym nic wspólnego?
Jeżeli ktoś myli „Wesele” z „Chłopami”, to myśli pani, że to kwestia lockdownu? Jak ktoś pisze o bohaterach z powieści Reymonta, że tam się pojawiały zjawy i duchy, to jest to brak podstawowej wiedzy i nieprzygotowanie. A nie efekt pandemii. Całkiem sporo było osób, które w ogóle nie podejmowały się pisania wypracowania.
Był też drugi temat. Jak ktoś nie znał „Wesela”, mógł...
...napisać interpretację wiersza? Maturzyści boją się i jak ognia unikają wierszy. Jak już się za nie biorą, to wcale im to dobrze nie wychodzi – mam wrażenie, że w tym roku część nie znając „Wesela”, sięgnęła po drugi temat. Dlatego zresztą od 2023 r. odejdziemy od wiersza – widzimy, że to drugie wypracowanie to tylko pozorny wybór. Decyduje się na to 6–7 proc. maturzystów.
Wypracowanie to kwestia niełatwa nie tylko na egzaminie z języka polskiego. Na egzaminie z historii aż 67 proc. nie podjęło się pisania wypracowania; na WOS – 80 proc. A precyzyjnie mówiąc: to osoby, które za to zadanie otrzymały 0 pkt. Więc może coś napisali, ale było to albo nie na temat, albo zawierało poważne usterki merytoryczne.
A w polskim, ile było zer?
Mniej, tylko – albo aż – 4 proc. 6 proc. to z kolei prace, w których było samo minimum. Zgodnie z zasadami oceniania, jeżeli za kwestie merytoryczne uczeń otrzyma maksimum 3 pkt, to egzaminator nie przyznaje punktów w innych kryteriach. Nie stawia już punktacji za poprawność językową, ortografię czy interpunkcję. I takich wypracowań na 0 czy 3 pkt było razem, jak już wspominałem, 20 tys. To dużo.
Jak było w zeszłym roku?
Takich zdających było dwa razy mniej. To duża różnica.
Wyniki tegorocznych matur rozczarowują?
Nie powiem, że wyniki nie były dobre.
Jak to? Jedna czwarta nie zdała.
Oczekiwaliśmy, że wyniki tegorocznych egzaminów będą takie same, jak w roku ubiegłym. A nie były. Ale zapominamy, że matura to egzamin i nie chodzi o to, żeby wszyscy zdali, tylko aby zdali go przygotowani, którzy dzięki temu mogą rozpocząć studia wyższe.
I biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło i w tym roku, i w roku ubiegłym, to nie mam wrażenia jakiejś doniosłej porażki.
Czyli jednak pan przyznaje, że w zeszłym roku strajk, w tym pandemia nie pozostały bez wpływu.
Bardzo możliwe.
Ale pandemia „zabrała” uczniom 4 miesiące, a strajk trwał trzy tygodnie.
Zaraz po nim były trzy tygodnie matur, potem czerwiec, kiedy szkoły nie pracują już pełną parą. Tak naprawdę mówimy więc o dwóch miesiącach zgubionych w ubiegłym roku. I o dwóch miesiącach – dla maturzystów – zupełnie innego rodzaju kształcenia w tym roku. To nie jest mało. Odbiło się to też wyraźnie na niektórych przedmiotach dodatkowych, z których część poszła nie najlepiej.
Jeżeli chodzi o polski, to uważam, że sytuacja z ostatnich miesięcy nie miała takiego wpływu – bo wyniki części egzaminu poza wypracowaniem, tzn. czytania ze zrozumieniem – są takie same jak w poprzednich latach. Jeżeli więc różnica bierze się z wypracowania, to jednak doszukiwałbym się powodów gdzie indziej.
To dlaczego pana zdaniem młodzież w zeszłym roku czytała lektury, a w tym nie?
Trudno na takie pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. W ogóle, wszystko, co mówię, to moje przypuszczenia, a nie twarde dane, więc sam podchodzę do nich z ostrożnością. Ale gdybym miał dalej „gdybać”, to myślę, że nie bez znaczenia jest fakt, że wcześniej „Wesele” pojawiło się wśród tematów matury z języka polskiego na poziomie podstawowym tylko raz, w 2014 r. Inne lektury, takie jak „Lalka” czy „Dziady”, pojawiały się częściej. Być może część maturzystów, a może również nauczycieli, założyła, że skoro przez tyle lat „Wesela” nie było, to nadal nie będzie, bo z jakiegoś powodu CKE tej lektury właśnie unika... A my żadnej lektury nie unikamy, a już na pewno nie unikamy lektur oznaczonych w podstawie programowej gwiazdką, czyli takich, których omówienia nie można pominąć.
A jest coś, co pana zaskoczyło w wynikach z tego roku?
Tak. Na przykład biologia, że poszła tak dobrze. Wydawało się, że będzie trudniejsza. Z drugiej strony zadziwiają słabe wyniki z geografii.
Więcej zaskoczeń nie było. W sumie, jak mam być szczery, to wyszło lepiej niż mogło zważywszy na okoliczności.
Przeprowadzaliście próbne zastosowanie zadań przed pandemią. Efekty były lepsze.
To prawda, ale proszę pamiętać, że wypracowania nie są poddawane próbnemu zastosowaniu. Czasem jest trudniejsza lektura, czasem łatwiejsza. Wiedzieliśmy, że „Wesele” nie należy do lektur najłatwiejszych, ale jest to jeden z 13 tekstów obowiązkowych.
I daliście ją pomimo tych trudnych okoliczności?
Nikt nie zmieniał zadań egzaminacyjnych ze względu na COVID. „Wesele” to lektura obowiązkowa i każdy maturzysta ma obowiązek ją znać. Poza tym temat wypracowania dotyczył zagadnienia zawsze poruszanego przy okazji omawiania tego tekstu. Nie wyobrażam sobie zajęć dotyczących „Wesela”, które pomijałyby kwestie pojawiających się w tekście zjaw. Zresztą była też grupa maturzystów, też dwa razy większa niż rok temu, która miała te najwyższe wyniki.
To zróżnicowanie to dowód na efekt, jaki miał lockdown. Międzynarodowe badania pokazują, że w sytuacji nauki zdalnej ewidentnie zyskują ci najlepsi, a ci najgorsi dostają znowu baty.
Gdyby tak wyszło w matematyce, to taka hipoteza by mnie przekonała. A tu takich różnic nie było. Poza tym – powtarzamy jak mantrę – to nie jest kwestia wiedzy z ostatnich miesięcy, sprawdzamy też wiedzę z gimnazjum, z pierwszej klasy liceum czy technikum. I dalej uważam, że w przypadku „Wesela” to nie był lockdown, nie epidemia, tylko po prostu nieprzeczytana lektura.
Jeden z polonistów z liceum uważa, że ujawnił się syndrom polskiej edukacji – że dzieci są niesamodzielne.
Niewiele osób potrafi się samodzielnie uczyć, bez odpowiedniego podszkolenia w tym zakresie. Ale to nie tylko kwestia technik, ale też motywacji, jakiegoś samozaparcia. To dużo bardziej skomplikowany problem.
W 2000 r. rozpocząłem pracę na uczelni. I proszę mi wierzyć, pierwsze pięć lat to nie było to samo co ostatnie pięć lat. Studenci z roku 2000 do 2005, może jeszcze 2007, to byli młodzi ludzie, którzy ze względu na swoje umiejętności potrafili bardzo dużo. W roku 2012, czy 2013, to już byli w dużej mierze mniej samodzielni studenci, którzy potrzebowali wskazania konkretnych ustępów jakiegoś rozdziału, żeby być się w stanie przygotować, bo przeczytanie całego rozdziału i opanowanie ich przerastało.
Czyli jednak to wina systemu edukacji.
Faktycznie jest część młodzieży, która nie tylko nie potrafi zorganizować sobie nauki, ale nawet boi się podejmować ryzyko. I – zgadzam się – tu jest jakiś mankament szkoły. Być może to kwestia tego, że wciąż kładziony jest zbyt duży nacisk na poprawność, na to, by nie popełniać błędów. A przecież nauka polega na tym, żeby się nie bać pomyłek. Nawet na maturze można popełniać błędy, nie ma ujemnych punktów. A część osób nawet nie podejmowała prób pisania.
Fatalnie wypadły, o czym pan wspomniał, przedmioty dodatkowe. Co trzecia osoba przystępująca do egzaminu z geografii napisała go na mniej niż 10 proc.
W tym roku więcej osób zdawało geografię, to był drugi najczęściej wybierany przedmiot w technikach, a nawet w liceach był częściej wybierany niż w latach ubiegłych. I zauważyliśmy niepokojące zjawisko: część uczniów nie napisała kompletnie nic. Wielu uczniów błędnie uważa, że geografia jest prosta. Widziałem wpisy młodych ludzi po egzaminie w mediach społecznościowych, że poszli na geografię tak „dla beki”. Żeby zobaczyć, co tam będzie. Wyniki wyszły więc też „dla beki”.
Mieliśmy też sygnał od egzaminatorów, że niektórzy zdający dawali przedziwne odpowiedzi. Przykład? Województwo bieszczadzkie, albo na pytanie o prądy morskie ktoś napisał, że są dobre, bo tata mógł łatwiej odnaleźć żółwia w „Gdzie jest Nemo?”.
Jak często maturzyści ściągali?
Tak samo jak w zeszłych latach – w trakcie matur „przyłapano” 38 uczniów; podczas sprawdzania egzaminatorzy wyłapali ponad 130 prac, które unieważniliśmy z tego powodu.
Jak to sprawdzić?
To nietrudne, gdy się czyta 20 identycznych wypracowań z języka angielskiego z tymi samymi błędami. Albo kiedy ktoś ma maksimum punktów za zadania zamknięte i zero za otwarte. Sprawdzamy wtedy prace kolegów z sali, wiemy, kto gdzie siedział. To się da wyśledzić, czy ktoś od kogoś przepisywał.
A co z przeciekiem? Było podejrzenie, że ktoś ujawnił wypracowania
Policja nadal bada sprawę.

Czyli mogą być jeszcze jakieś unieważnienia matur?

Już nie. Już za późno. Ale jak znajdą sprawców, to będą pociągnięci do odpowiedzialności karnej.

Będą zmiany na kolejnej maturze?
Dużo będzie zmian szczególnie w języku polskim, m.in. będzie jawna pula pytań, które mogą pojawić się na egzaminie ustnym. Planujemy, żeby maturzyści losowali dwa zagadnienia. I jedno będzie z tej puli publicznej. To będą zadania dotyczące lektur – chcemy w ten sposób jasno zakomunikować, że nie da się zdać matury, nie znając lektur. Drugie pytanie będzie już, tak jak teraz, zupełnie nowe.
Mamy szczegółowe dane o wynikach z kilku poprzednich egzaminów. Tegoroczne są na tym tle bardzo słabe. Średni wynik na matematyce był o 6 pkt proc. gorszy niż przed rokiem, z języka angielskiego o 2 pkt proc., a z niemieckiego o 6 pkt proc. Polski był na podobnym poziomie, ale – jak wynika z dokładniejszej analizy – zwiększyła się liczba osób, które dobrze napisały egzamin, ale i tych którym poszło fatalnie. Dwa razy więcej abiturientów niż w poprzednim roku otrzymało zero punktów z wypracowania. Jednym z powodów może być lockdown, który sprawił, że od marca szkoły przeszły na zdalne nauczanie.