Ze wszystkimi nauczycielami, którzy wypowiadają się w tym tekście, rozmawiałam w kwietniu. Podczas i w trakcie strajku mówili, że po raz pierwszy czuli prawdziwą jedność środowiska i że mogą coś osiągnąć. Tych, którzy strajku nie popierali była zdecydowana mniejszość. Po decyzji o jego zakończeniu część była rozgoryczona, część jednak zgadzała się z decyzją Sławomira Broniarza. Dziś próżno szukać nie tylko tamtego entuzjazmu, ale chociaż nawet zrozumienia dla decyzji ZNP i chęci przyłączenia się do protestu.

- Podstawowym problemem z tym protestem jest to, że nikt go nie zauważy – mówi mi Ewa. I tłumaczy: kwietniowy strajk bardzo spolaryzował opinię publiczną. Część osób faktycznie zrozumiała na czym polega nasza praca i ile czasu na nią poświęcamy. Częściowo udało się nam odkłamać kilka stereotypów. Duża część społeczeństwa jednak zabunkrowała się w swoich poglądach. Dla nich dalej jesteśmy nierobami i nieukami. Jeśli przestaniemy jeździć na wycieczki, kupować papier z własnych pieniędzy, organizować dyskoteki to dla tej drugiej grupy będziemy jeszcze większymi nierobami.

Protest włoski ma polegać na wykonywaniu tylko tych zadań, które wprost wynikają z przepisów prawa. – Chodzi nam o pokazanie, jak wiele rzeczy nauczyciele zwyczajowo wykonują, choć nie należą one do ich obowiązków. Chodzi o przestrzeganie przepisów dotyczących czasu pracy nauczycieli – mówił szef ZNP. – Dlatego tak ważne jest, by wiedzieć, które zadania zlecane przez dyrektora nie należą do naszych obowiązków (jak np. dokonywanie wewnętrznej ewaluacji szkoły, spisywanie wyposażenia sali lekcyjnej), albo za które możemy domagać się wynagrodzenia (np. za godziny nadliczbowe przepracowane w czasie kilkudniowej wycieczki szkolnej). – W ramach tego protestu chcemy walczyć o prestiż zawodu, bo nauczyciel ma być odpowiednio wynagradzany, w miejscu pracy powinien mieć zapewnione odpowiednie warunki, a nie tworzyć sobie to miejsce pracy, wykorzystując własny sprzęt i środki finansowe – mówił szef ZNP.

- Założenia są ja najbardziej słuszne – mówi Krystyna. – Tylko trzeba pamiętać, że ludzie wciąż myślą, że my pracujemy po 20 godzin tygodniowo. Ograniczając kolejne zadania dajemy paliwo do dalszego podkreślania tego, że pracujemy mniej niż większość społeczeństwa. Poza tym co to kogo obchodzi, że nie będę robiła ewaluacji. Przecież nikt tego nie zrozumie – dodaje.

- Ten, kto nie strajkował w kwietniu nie zrozumie, ile nas tamten czas kosztował. Już nawet nie chodzi o pieniądze, chociaż gdy zarabia się nieco ponad 2 tys. zł na rękę, to naprawdę bolało. Chodzi o gigantyczne obciążenie psychiczne. My codziennie byliśmy pod ostrzałem. Media codziennie o nas pisały i codziennie też mierzyliśmy się z morzem hejtu w internecie – mówi Ewa. I dodaje: – Drugi raz nikt nie wystawi się na taką próbę. A nawet nie wystawi się na mniejszą. Ja po prostu nie chcę już nikomu nic udowadniać. Nie udało się wtedy, trudno. Zawsze mogę spróbować odejść z zawodu.

Zofia z kolei mówi, że w kwietniu strajk był lepiej lub gorzej koordynowany. Formułowały się struktury, można było powiedzieć, że protestuje tyle i tyle osób. - Teraz będziemy z tym sami – mówi.

Protest włoski jest protestem indywidualnym, nie trzeba go nigdzie zgłaszać, a Związek Nauczycielstwa Polskiego nie będzie prowadził żadnych statystyk. Nikt nie dowie się, jaka jest skala protestu, ilu nauczycieli protestuje, ilu zadań nie wykonuje. Protest, choć bezterminowy, może mieć niewielką siłę rażenia.

Maria, która nie zgadzała się z decyzją o zakończeniu kwietniowego strajku kwituje, że to dlatego, że ZNP wie, że będzie on bez sensu. – Zakończenie kwietniowego strajku to był dla nas dodatkowy policzek. Zostawili nas rodzice, zostawiła władza i opinia publiczna. Na koniec porzucił nas nawet związek zawodowy. To była nasza jedyna szansa na osiągnięcie czegoś. Po tym jak strajk utrudnił funkcjonowanie ogromnej liczby szkół czy ktoś teraz zwróci uwagę na to, że nie będę wypełniała jednej czy drugiej tabelki? Sami siebie ośmieszamy – mówi. I dodaje, że nie ma zamiaru protestować i wystawiać się na kolejne niepochlebne komentarze, podczas gdy nie ma szans, by osiągnąć to, co zamierza ZNP.

Zresztą wobec Związku Nauczycielstwa Polskiego nauczyciele kierują wiele gorzkich słów. Że nie słucha nauczycieli, że jest za bardzo oderwany od szkolnej codzienności, że stchórzył w kwietniu. Krystyna: - Trzeba zrozumieć, że to co wydarzyło się w kwietniu, już nigdy, a na pewno nie w najbliższym czasie, się nie powtórzy. Pracuję w szkole ponad dwadzieścia lat i nigdy nie doświadczyłam takiej jedności i mobilizacji. Teraz znowu schowamy się w swoich konformistycznych skorupach i prędko z nich nie wyjdziemy.

Jedna z moich rozmówczyń broni decyzji o strajku włoskim. – Wiem, że nikt nie usłyszy o naszym proteście i że niczego on nie zmieni, ale ja nie robię tego dla innych tylko dla siebie. Tu chodzi o moją godność i godność mojej pracy. Chcę po prostu przestać dawać się wykorzystywać – mówi Ola.