Polska szkoła musi „odetchnąć” po likwidacji gimnazjów, a wszelkie zmiany powinny być wprowadzane łagodnie.
DGP
Z taką opinią zgodzili się niemal wszyscy uczestnicy debaty na temat oświaty organizowanej przez RMF FM, Dziennik Gazetę Prawną oraz Interię. Podczas dyskusji „Co dalej z edukacją i polską szkołą” przedstawiciele partii nie tyle prezentowali programy, co konfrontowali się z pytaniami m.in. internautów i ekspertów. Kluczowym, bo najbardziej bieżącym, było to dotyczące zarobków nauczycieli.

Nauczyciel pracownikiem MEN

Zatem, ile powinni zarabiać pedagodzy? – pytał Marcin Zaborski z RMF FM. Co do tego, że więcej niż dziś, byli zgodni wszyscy; różnice dotyczyły wysokości podwyżek oraz źródeł finansowania. Urszula Augustyn z PO deklarowała po 1 tys. zł podwyżek (w sumie 10 mld zł), które miałyby być finansowane z budżetu. Również Piotr Zgorzelski z PSL nie chciałby, żeby koszty wyższych pensji poniosły samorządy. Jak to zrobić? Uczynić z nauczycieli urzędników państwowych, którym wynagrodzenia będzie wypłacał MEN. Profesor Małgorzata Niewiadomska-Cudak, przedstawicielka lewicy, także zwracała uwagę, że dodatkowe pieniądze powinny być zagwarantowane w budżecie, a minimalna pensja powinna wynosić 3,5 tys. zł. Dariusz Piontkowski z PiS, minister edukacji, podkreślał, że płace w oświacie już wzrosły i że planowane są jeszcze 6-proc. podwyżki. Inną koncepcję przedstawił Artur Dziambor z Konfederacji, którego zdaniem absurdalne jest dawanie wszystkim takich samych wynagrodzeń, bo zarobki nauczycieli powinny być kształtowane przez wolny rynek.

Tolerancja w genach

W kolejnej części debaty politycy zostali skonfrontowani przez Dominikę Sikorę, wicenaczelną Dziennika Gazety Prawnej, z hipotetycznymi sytuacjami, w jakich mogliby się znaleźć jako szefowie resortu edukacji. Poseł Zgorzelski odpowiadał, co zrobiłby, gdyby o interwencję poprosili rodzice protestujący w sprawie dzieci uchodźców w szkole. Polityk chciałby przeprowadzić mediacje z rodzicami. – Pokazałbym, że Polska jest krajem tolerancyjnym i że dla dzieci uchodźców miejsce w szkole powinno się znaleźć – tłumaczył. Odwołał się też do historii. – Polskie dzieci w czasie II wojny światowej były dziećmi uchodźców i znalazły ciepłe przyjęcie. Teraz po naszej stronie jest spłacenie takiego długu – mówił poseł, przekonując, że negocjowałby, aż udałoby się znaleźć rozwiązanie pozwalające na dobre funkcjonowanie dzieci polskich z dziećmi cudzoziemców.
Z kolei prof. Niewiadomska-Cudak musiała odpowiedzieć, co by zrobiła, gdyby rodzice protestowali przeciw programowi edukacji do życia w rodzinie, w którym znajdowałaby się nauka o antykoncepcji. – Do rozmów z rodzicami zaprosiłabym ekspertów, żeby wytłumaczyli, dlaczego ważne jest takie, a nie inne postawienie sprawy – mówiła. Chciałaby też rodzicom wyjaśnić, dlaczego nie powinni się obawiać takiej edukacji. Jakich użyłaby argumentów? – Rolą osób prowadzących taki program jest przekonanie, że przynosi on więcej pożytku niż szkód. Mam nadzieję, że rodzice daliby się przekonać – mówiła. Jak podkreślała, nie dopuściłaby, żeby antykoncepcja wypadła z programu nauczania.
Obecny minister edukacji mierzył się z inną hipotetyczną sytuacją: co, gdyby uczniowie i rodzice szkoły, w której jest podwójny rocznik, protestowali przeciw lekcjom do 19.30 oraz przerwom skróconym do 5 minut. Minister, w odróżnieniu od przedmówców, podkreślał, że wyjaśnianie takich sytuacji nie leży w gestii resortu edukacji. – To dyrekcja ma obowiązek doprowadzenia, aby przerwy były wystarczająco długie. To powinno być uzgodnione z radą rodziców – mówił. I dodawał, że samorząd powinien udostępnić w takiej sytuacji dodatkowe pomieszczenia, żeby zajęcia nie były prowadzone zmianowo i nie trwały tak długo. – Z naszych danych wynika, że to byłaby bardzo hipotetyczna sytuacja, bowiem w przytłaczającej liczbie szkół zmianowość nie występuje, a liczba pomieszczeń przekracza liczbę oddziałów w poszczególnych placówkach – podkreślał. Dodając, że taki problem może być w dużych miastach, które wcześniej o to nie zadbały.

Strajk? To niemożliwe

O rozwiązanie problemu braku kadr był pytany Artur Dziambor. Szkoła od miesięcy szuka anglisty, rodzice proszą o interwencję. – Luka powinna być zapełniona przez prywatnego nauczyciela – tłumaczył i dodawał, że docelowo system prywatny powinien zastąpić ten publiczny. – Gdyby dyrektor działał jak szef firmy, toby sobie poradził, choćby oferując wyższą pensję (…) dziś dyrektor nie ma możliwości zaproponowania dwa razy większych pieniędzy dla kogoś, kto by dojeżdżał – przekonywał przedstawiciel Konfederacji. Jego zdaniem rozwiązaniem byłby bon oświatowy – szkoła byłaby spółką prywatną, w której lepszy nauczyciel dostawałby więcej. W zależności od zapotrzebowania rynkowego – tłumaczył.
Z problemem strajkujących nauczycieli, grożących nieprzeprowadzaniem matur, jeżeli nie dostaną podwyżek, musiała sobie poradzić Urszula Augustyn. – Nie dopuścilibyśmy do takiej sytuacji – uznała. – Rozmawiałabym z nauczycielami dużo wcześniej. Z negocjatorem. I znalazłabym rozwiązanie.
Przekonywała, że za rządów PO nigdy nie doszłoby do sytuacji, w której pedagodzy odmówiliby w ramach protestu sprawdzania egzaminów.

Szkoła przyjazna dzieciom

W ostatniej części debaty Patryk Michalski z RMF FM przekazywał pytania od ekspertów i słuchaczy. Dariusz Piontkowski odpowiadał Sławomirowi Broniarzowi, szefowi ZNP, że nie wydłuży czasu pracy nauczycieli oraz nie planuje zmian w emeryturach. Urszula Augustyn przekonywała Ryszarda Proksę, szefa oświatowej Solidarności, że PO da po 1 tys. zł nauczycielom. Zaś Piotr Zgorzelski, odpowiadając na pytanie Krystyny Starczewskiej z Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej o przyszłość polskiej szkoły, mówił m.in. o małych placówkach prowadzonych przez stowarzyszenia rodziców, a także e-tornistrze.
Wojciech Starzyński z fundacji Rodzice Szkole pytał prof. Niewiadomską-Cudak, dlaczego lewica eliminuje patriotyzm ze szkół? Zdaniem ekspertki w przyszłości historia pozostanie w szkole, ale nie może być ideologiczna. Artur Dziambor deklarował z kolei, pytany o programy nauczania przez pedagoga Łukasza Ługowskiego, że Konfederacja zlikwiduje jeden program, zróżnicuje je w zależności od szkoły. – Jak również zlikwidowany zostałby MEN – mówił.