- Nie możemy ograniczać się tylko do naszego krajowego rynku. Dlatego postanowiliśmy wyjść z ofertą edukacyjną poza jego granice - mówi Anna Konert dla DGP.
Jeszcze kilka lat temu pokutowało przekonanie, że prywatne uczelnie są z założenia słabsze od publicznych. Czy coś się zmieniło?
Wizerunek najlepszych prywatnych szkół wyższych w naszym kraju się zmienia. Podejmujemy działania, które mają na celu podwyższenie jakości nauki i dydaktyki, co ma swoje odzwierciedlenie w ofercie edukacyjnej. Różnicujemy sposoby prowadzenia zajęć. Najważniejsze jednak to indywidualne podejście do studenta. Nie jest on u nas numerkiem w indeksie. Możemy dzięki temu wyłapywać najzdolniejszych oraz tych, którzy po prostu chcą wyjść poza program. Nakierowujemy ich na różne aktywności zgodnie z ich zainteresowaniami i predyspozycjami, i to już od pierwszego roku. Myślę, że jest to też nasza przewaga konkurencyjna. Jak się ma dwa, trzy razy więcej studentów, to takie indywidualne podejście jest praktycznie niemożliwe, a na pewno bardzo utrudnione.
Odnoszę wrażenie, że uczelnie prywatne rywalizację o studentów mają we krwi.
To prawda. Okres rekrutacyjny to dla nas czas mobilizacji. W tym okresie robimy wszystko, żeby jak najwięcej dobrych kandydatów zachęcić do studiowania u nas.
Prawo cały czas jest jednym z najbardziej obleganych kierunków studiów, choć od kilku lat mówi się o dużym nasyceniu rynku usług prawnych. Dlaczego studia na tym kierunku cieszą się tak dużą popularnością?
Nasycenie rynku jest faktem, jednak wydaje mi się, że świadome i dobrze wykształcone osoby zawsze znajdą swoją niszę. Poza tym po prawie nie trzeba być koniecznie prawnikiem togowym i pracować w kancelarii. Można odnaleźć się w biznesie, administracji publicznej. Podobno roboty wcześniej zastąpią chirurga niż prawnika.
Zarówno prywatne, jak i publiczne uczelnie zmagają się z problemem niżu demograficznego. W jaki sposób na niego odpowiadacie?
W ostatnich latach był to dla nas spory problem. My jednak wychodzimy z założenia, że nie możemy ograniczać się wyłącznie do naszego krajowego rynku. Dlatego postanowiliśmy wyjść z ofertą edukacyjną poza jego granice i uruchomiliśmy rekrutację na trzy kierunki anglojęzyczne.
Jakie?
Otworzyliśmy prawo w stosunkach międzynarodowych (licencjat i magisterskie), prawo w zarządzaniu (magisterskie) i prawo lotnicze z pilotażem (licencjackie). W pierwszym tygodniu rekrutacji widać już było ogromne zainteresowanie naszą ofertą.
Ma pani na myśli osoby zza naszej wschodniej granicy?
Nie tylko. Zapytania przychodzą z całego świata. Dostawaliśmy je nawet od osób z Afryki.
Trudno jest zachęcić zagranicznych studentów do studiowania w Polsce?
Studenci zagraniczni, którzy ukończą u nas studia, mogą aplikować do organizacji międzynarodowych czy podjąć pracę w zagranicznych korporacjach. Przykładowo absolwenci po kierunku prawo w stosunkach międzynarodowych mogą pracować w instytucjach unijnych. Oczywiście wszystkim obcokrajowcom oferujemy też od pierwszego semestru naukę języka polskiego. Jeżeli więc przyswoją nasz język, to również w Polsce otwierają się przed nimi szersze perspektywy.
Uczelnie prześcigają się w tworzeniu coraz to nowych kierunków studiów. Czy warto wytyczać tu jakieś granice?
Wydaje mi się, że limitów nie ma i być nie powinno. To rynek zweryfikuje, czy miały one sens, czy też nie. Można oczywiście wymyślić wszystko, ale naturalnie musi mieć to przełożenie na obowiązujące realia. Dlatego przy tworzeniu nowych kierunków polegamy na osobach, które specjalizują się w danej dziedzinie oraz znają rynek i jego potrzeby. Tak było np. z kierunkiem prawo lotnicze z pilotażem. Sama zajmuję się tą tematyką od ponad 10 lat i wiem, że branża cierpi z powodu braku kadr, w szczególności wykwalifikowanych pilotów. Dzięki solidnym podstawom prawa lotniczego przygotujemy osoby nie tylko do wykonywania zawodu pilota, ale także do pracy w organach i instytucjach lotnictwa cywilnego.
Po co pilotom jest potrzebna wiedza prawnicza?
Wbrew pozorom bardzo się przydaje. Zawód ten wymaga ogromnej wiedzy teoretycznej. W szkoleniu zawodowym pilota (w części teoretycznej) bardzo wiele przedmiotów jest opartych na przepisach prawa. Pilot musi znać przepisy ruchu lotniczego, ale też prawo pracy. Myślę, że jest to równie ważne jak sama umiejętność obsługiwania maszyny.
Jaki będzie prawnik przyszłości, którego wykształcicie?
To trudne pytanie. Myślę, że na rynku będą funkcjonować dwa rodzaje prawników. Pierwsi to procesualiści z ukończoną aplikacją. Oni byli zawsze i to na pewno się nie zmieni. Drugi rodzaj to ci z wąskimi specjalizacjami, często bez uprawnień zawodowych.
Czyli aplikacja w dzisiejszych czasach nie jest konieczna do zrobienia kariery prawnika?
Wszystko zależy od ścieżki, jaką chce się wybrać. Dla prawników, którzy chcą występować w sądzie, jest to oczywiście niezbędne. Warto jednak zastanowić się nad obecną formułą aplikacji. Tak aby zajęcia miały charakter jak najbardziej praktyczny. Natomiast jeżeli ktoś nie widzi siebie na sali rozpraw, zdobywanie uprawnień zawodowych wydaje się zbędne.
Czy w programie studiów uwzględniacie te odmienne ścieżki?
Tak. Przykładowo mamy moduły specjalizacyjne do wyboru na V roku z zakresu prawa sądowego, energetycznego czy zamówień publicznych. Stawiamy też na prawo medyczne, odkąd uruchomiliśmy na uczelni wydział lekarski. Już zaczęliśmy współpracować naukowo.
Czy ustawa 2.0 spowodowała u państwa jakieś zmiany?
Prywatne uczelnie tak mocno nie odczuły reformy, o której pani wspomina. Zmieniliśmy statut, dostosowaliśmy efekty kształcenia i sylabusy do nowych zasad. Rektor przekazał kompetencje nadzorcze radom wydziału. Także pod tym względem jest u nas chyba większa stabilizacja niż w publicznych uczelniach.