Powtórzenie po wakacjach protestu w szkołach jest mało prawdopodobne, choć ten z wiosny nie doprowadził do kolejnych podwyżek, a wynegocjowane porozumienie realizowane jest z pominięciem konsultacji.
Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych tuż przed maturami zdecydowały o zawieszeniu strajku. Protest ma być kontynuowany we wrześniu. A do tego czasu rząd ma zastanowić się nad nowymi propozycjami dla nauczycieli.
O ile w dużych miastach, w których włodarze oficjalnie nie kryją się z tym, że wspierają protestujących, strajk może być wznowiony, o tyle w małych miejscowościach pracownikom oświaty trudno będzie podjąć taką decyzję. Powód? Przez okres strajku nauczyciele nie otrzymywali pensji zasadniczej ani innych dodatków. Na przeżycie kolejnego miesiąca wielu pozostało zaledwie kilkaset złotych. Dlatego – zdaniem dyrektorów i ekspertów – kolejne takie pospolite ruszenie może się odbyć, ale nieprędko.
Na razie więc nauczyciele muszą się zadowolić tym, co rząd im zaoferował w porozumieniu z oświatową Solidarnością. Dokument ten – według zapewnień szefowej MEN Anny Zalewskiej – jest już przekuty w projekt nowelizacji Karty nauczyciela. Jeszcze w tym tygodniu zajmą się nim posłowie.

Kosztowny protest

Zgodnie z art. 23 ustawy z 23 maja 1991 r. o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 174) w okresie strajku zorganizowanego zgodnie z przepisami ustawy pracownik zachowuje prawo do świadczeń z ubezpieczenia społecznego oraz uprawnień ze stosunku pracy, z wyjątkiem prawa do wynagrodzenia. Od początku strajku trwała dyskusja, czy mimo tego przepisu można płacić nauczycielom za czas protestu. Grażyna Wróbel, prezes Regionalnych Izb Obrachunkowych, jeszcze w marcu na łamach DGP stanowczo stwierdziła, że nie wolno wypłacać wynagrodzenia za ten okres.
Lokalni włodarze, a także dyrektorzy szkół nie chcą się narazić na zarzut naruszenia dyscypliny finansów publicznych. Dlatego samorządy mogą co najwyżej nieformalnie podpowiadać, aby części nauczycieli przyznawać wyższe dodatki motywacyjne lub nagrody.
– To jednak byłby pewnego rodzaju absurd, że mam dodatkowo wynagradzać tych nauczycieli, którzy protestowali, a tych, którzy w tym czasie pracowali, w pewien sposób karać – mówi Jacek Rudnik, zastępca dyrektora Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach i były dyrektor gimnazjum. – U nas na ten temat wypowiedział się radca prawny z organu prowadzącego, który odniósł się też do próśb pracowników, aby potrącenia za strajk dokonywać na raty – dodaje. Z opinii samorządowego prawnika wynika jednak jednoznacznie, że odliczenia przy wynagrodzeniu z góry należy dokonać jednorazowo w kolejnym miesiącu.
Tego typu opinii prawnych, na które powołują się samorządowcy w rozmowach z protestującymi nauczycielami, jest wiele. Podobne stanowisko reprezentuje resort edukacji. W efekcie pracownicy oświaty przekonali się, że udział w strajku – choć jest ich prawem – to jednak wiąże się z określonymi skutkami finansowymi.
Ratunkiem mogą być różnego rodzaju zapomogi. – Namawiam dyrektorów, aby pozytywnie rozpatrywali prośby nauczycieli o udzielenie wsparcia z funduszu świadczeń socjalnych. Wystarczy w takim wniosku napisać, że przez strajk pogorszyły się warunki materialno-bytowe. Każdy pracownik ma prawo do takiego wsparcia – mówi Andrzej Antolak, członek Rady Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo-Wschodniego.
Wskazuje, że na razie udało mu się do tego pomysłu przekonać jednego dyrektora z jego terenu. Większość szefów placówek tłumaczy, że czym innym jest losowa sytuacja uprawniająca do takiego wsparcia – np. pożar domu, a czym innym – świadome przystąpienie do strajku z perspektywą niższego wynagrodzenia z tego tytułu.
Z kolei pomocy z pieniędzy pochodzących ze specjalnej zbiórki dla pracowników oświaty udziela się tylko w wyjątkowo trudnych przypadkach i po spełnieniu określonych warunków. ZNP przyznaje, że nie ma możliwości, aby tym wsparciem objąć wszystkich strajkujących – choćby ze względu na skalę protestu. I wylicza: aby przyznać zapomogę wysokości tysiąca złotych 500 tys. strajkujących, potrzeba ponad 500 mln zł. A zebrano zaledwie 8 mln zł.
To wszystko frustruje nauczycieli i obniża determinację do kolejnego protestu. Tym bardziej, że choć złość i żal w protestujących pozostały, to temperatura tych emocji opadła.

Akcja rozproszona

Dlatego nauczyciele, dyrektorzy, a także samorządowcy nie wierzą, że we wrześniu znów dojdzie do mobilizacji prowadzącej do generalnego strajku w większości szkół i znacznej części przedszkoli. Również ZNP nie deklaruje tego jednoznacznie. – Nie wiemy jeszcze, jaką formę po wakacjach przyjmie nasz protest – mówi ostrożnie Krzysztof Baszczyński, wiceprezes związku. – Nie zamierzamy się jednak poddawać i nadal będziemy walczyć – aż do skutku – zapewnia.
W podobnym tonie odpowiadają inni związkowcy. I dodają, że liczą na wsparcie innych branż. – We wrześniu będą strajki nie tylko w oświacie, ale w całej budżetówce – zapowiada Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki i oświaty Forum Związków Zawodowych. – Skoro są pieniądze na nowe programy socjalne, to muszą się też znaleźć na podwyżki – dodaje.
Tym bardziej że rząd zamiast studzić emocje, dolewa oliwy do ognia. Tym razem rozjuszył związkowców decyzją, że porozumienia z Solidarnością, które przybrało formę projektu nowelizacji Karty nauczyciela, nie będzie z nimi konsultować. Dlatego zostanie on skierowany do Sejmu jako projekt poselski (który w przeciwieństwie do rządowego nie podlega konsultacjom publicznym). Premier uznał bowiem, że jego zapisy zostały wynegocjowane i wystarczająco omówione ze stroną społeczną, zatem nie trzeba już uzgadniać szczegółów (patrz infografika).