Dziś druga tura negocjacji między rządem a nauczycielami. Według naszych informacji resort edukacji sięga po nowy argument mający zniechęcić do protestów. Będą prowadzone kontrole legalności strajków
Inspekcja pracy na zlecenie resortu edukacji sprawdzi, które placówki mają prawo do strajku. Może się okazać, że w niektórych regionach nawet 45 proc. dyrektorów nie zgłosiło sporu z nauczycielami do PIP. Protest bez dopełnienia tego wymogu może mieć poważne konsekwencje – dyrektorom szkół grożą poważne kary, z utratą pracy i ograniczeniem wolności włącznie. Nieprzyjemności mogą mieć też pedagodzy.
– Kilka tysięcy dyrektorów nie zgłosiło do okręgowych inspekcji pracy, że są w sporze z pracownikami. A to jest naruszenie przepisów ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych przez niedopełnienie obowiązków, za co grozi kara grzywny i ograniczenia wolności. Na naszą prośbę inspekcje pracy ogłosiły szczegółowe kontrole – mówi nam osoba z otoczenia Anny Zalewskiej, szefowej MEN, w przeddzień kolejnego etapu negocjacji.
Wczorajsze rozmowy skończyły się bez porozumienia. Co prawda rząd wycofał się z nowych zasad oceniania nauczycieli oraz zgodził się skrócić staż, jednak nadal główną przeszkodą są finanse. Potwierdziły się ustalenia DGP, że rząd w kolejnym etapie negocjacji będzie grał twardo i nie zaproponuje dodatkowych podwyżek, tylko pożongluje dodatkami. Chodzi o pokazanie, że oferta ze strony MEN jest, a związkowcy nie ustępują nawet o złotówkę. Rząd proponuje, by nauczyciele za wychowawstwo otrzymywali minimum 300 zł dodatku – obecnie o jego wysokości decydują samorządy, a średnia krajowa wynosi 135 zł. Samorządy mogłyby podnieść tę stawkę.
Związkowcy podkreślają, że na takie świadczenie może liczyć ok. 60 proc. nauczycieli, a pozostali z niewielkim doświadczeniem stażyści i kontraktowi musieliby się obejść smakiem. Drugim zaproponowanym rozwiązaniem jest skrócenie z dwóch lat do dziewięciu miesięcy ścieżki awansu dla stażystów, którą wcześniej rząd… wydłużył, kierując się m.in. wnioskami z kontroli NIK. Już w 2008 r.
Izba podkreślała, że system awansu się wyczerpał, bo po 10 latach pracy można osiągnąć najwyższy stopień awansu zawodowego. Anna Zalewska zdecydowała wtedy, że ten czas zostanie wydłużony z 10 do 15 lat. Dzięki temu rozwiązaniu rząd miał zaoszczędzić w najbliższych latach 1,5 mld zł. Postulat, aby powrócić do poprzedniej ścieżki awansu zawodowego, zgłaszała Solidarność.
Trzecia propozycja rządu była już wcześniej oficjalnie prezentowana. Dotyczy 1 tys. zł dodatku „na start” dla stażysty. Tu wszystko pozostaje bez zmian, z tym że ten tysiąc można będzie otrzymać tylko raz, a nie dwa razy. Powód? Pierwotnie to świadczenie miałoby być wypłacane dwukrotnie przez dwa lata, ale po skróceniu awansu do dziewięciu miesięcy młody nauczyciel mógłby liczyć tylko raz na ten bonus ekstra. Po tym okresie otrzymałby awans na wyższy stopień (nauczyciela kontraktowego) i otrzymałby tym samym wyższe wynagrodzenie.
Czwarta propozycja też nie jest nowością, bo była prezentowana podczas poprzedniego spotkania w Radzie Dialogu Społecznego, a jeszcze wcześniej znalazła się w projekcie nowelizacji Karty nauczyciela, która jest w trakcie konsultacji. Chodzi o 5-proc. podwyżkę, która miałaby być wypłacona od września. Na początku roku nauczyciele otrzymali już jedną podwyżkę w kwocie 5 proc. Łącznie od kwietnia 2018 r. aż do września wzrost płac dla nauczycieli miałby wynieść 16,1 proc. Rząd tłumaczy, że ta wrześniowa podwyżka jest ustępstwem wobec związków, bo pierwotnie zaplanowana była na 1 stycznia 2020 r. Ostatnia, piąta propozycja również była omawiana podczas spotkania z rządem na ostatnim posiedzeniu RDS i dotyczyła „odchudzenia” wymogów odnośnie dokumentów niezbędnych przy ubieganiu się o awans na kolejny stopień nauczycielski.
– Nie aprobujemy tych propozycji. Oczekujemy rzeczywistego wzrostu wynagrodzeń, a nie przerzucania się dodatkami – powiedział po zakończeniu spotkania Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ku zaskoczeniu wielu z jego argumentacją zgodził się Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”. Według niego postulaty jego organizacji są realne i można je spełnić w ramach tego budżetu. Zaznaczył, że nie akceptuje rządowej propozycji i liczy na drugą turę rozmów. Po drugiej turze rozmów już nie stanął ramię w ramię z Broniarzem i Wittkowiczem z FZZ.
Oficjalnie ZNP i FZZ domagają się 1 tys. zł brutto podwyżki z wyrównaniem od stycznia 2019 r. Oświatowa Solidarność chce 15 proc. podwyżki, też od początku tego roku. Nieoficjalnie skłonni są przystać na 15 proc. podwyżki od września. A jeśli rząd zamiast 15 proc. zaproponuje 10 proc. we wrześniu, to porozumienie z Solidarnością jest bardzo prawdopodobne.
Strajk jest nadal realny. Według ZNP za udziałem w nim opowiedziało się ok. 80 proc. szkół i przedszkoli, a według resortu ma ich być tylko 58,7 proc. Z kolei według danych Państwowej Inspekcji Pracy zaledwie 42,7 proc. dyrektorów powiadomiło o protestach okręgowe inspekcje. Taki wymóg wynika z przepisów o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, zgodnie z którymi pracodawca podejmuje niezwłocznie rokowania w celu rozwiązania sporu w drodze porozumienia, zawiadamiając równocześnie właściwego okręgowego inspektora pracy.
Różnice między szkołami, które deklarują strajk, a tymi, które zgłosiły się do PIP w niektórych województwach, są bardzo duże. O ile w np. w województwach kujawsko-pomorskim czy lubelskim różnica jest kilkuprocentowa, o tyle już w warmińsko-mazurskim sięga 30 proc., a lubuskim nawet 45 proc. W tym ostatnim do okręgowego inspektoratu pracy napłynęło 289 zawiadomień od placówek, tymczasem kurator wie o ponad 500 szkołach z przeprowadzoną procedurą sporu zbiorowego.
Dane, które napłynęły do głównego inspektora pracy, mówią o ok. 13 tys. szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowych, gdzie doszło do sporu zbiorowego (w sumie jest ich 40 tys., w tym ok. 20 tys. szkół i przedszkoli).
Zdecydowana większość osób biorąca udział w referendum strajkowym opowiedziała się za akcją strajkową od 8 kwietnia 2019 r.
Na razie jednak rodzice raczej popierają nauczycieli, chociaż boją się zamieszania z egzaminami. Byli nawet przed Centrum Dialog, w którym wczoraj odbywały się rozmowy rządu z nauczycielami. Zdaniem uczestników pikiety nauczyciele powinni otrzymać wyższe wynagrodzenie. Choć pojawiają się głosy, że to także moment na rozmowy o jakości szkoły. Jak przekonywała jedna z matek, wyższe pensje nie zmienią warunków, w których uczą się dzieci, oraz zakresu materiału.
W sieci pojawiły się filmy ze znanymi osobami publicznie przekonującymi, że nauczycielom należy się godne wynagrodzenie. W niektórych szkołach nawet uczniowie wspierają swoją kadrę.
Do sporu włączyły się samorządy – część z nich (w których rządzi opozycja) staje murem za nauczycielami. Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk pokazuje się publicznie w koszulce z napisem „Popieram strajk nauczycieli”. Z kolei prezydent Łodzi Hanna Zdanowska poinformowała, że podjęła decyzję, że wszystkie pieniądze zarezerwowane w budżecie na pensje zostaną im przekazane w formie dodatków, bez względu na planowany strajk. – Od samego początku wspieramy postulaty nauczycieli, jesteśmy po tej samej stronie. Godne warunki pracy i płacy to lepsza edukacja dla naszych dzieci – mówiła Zdanowska. To odpowiedź na to, że MEN straszy, iż dziennie przez strajk nauczyciel może stracić od 70 do 130 zł.
Nieoczekiwanie wsparcia pedagogom udzielił także prezydent Andrzej Duda. Na wiecu w Gorzowie Wielkopolskim zaproponował aby objąć nauczycieli 50-proc. kosztami uzyskania przychodu.