W grudniu, w czasie próbnego egzaminu ósmoklasistów, nauczyciele zamierzają brać chorobowe. Samorządy przygotowują plany awaryjne, żeby uczniowie nie ucierpieli.
Niedawny protest policjantów, a wcześniej m.in. pielęgniarek, pokazał, że masowe korzystanie z L-4 to najskuteczniejszy sposób na wyegzekwowanie postulatów. A nauczyciele to jedna z tych grup, która od dłuższego czasu bezskutecznie domaga się ich spełnienia. Z ankiety przeprowadzonej przez Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) wśród nauczycieli i pozostałych pracowników szkół i przedszkoli, którzy są zrzeszeni w związku, wynika, że 70 proc. z nich chce skorzystać z takiej formy protestu.
Związkowcy domagają się znaczących podwyżek, co najmniej o tysiąc złotych. Na razie jednak w 2019 r. Ministerstwo Edukacji Narodowej (MEN) planuje 5-proc. wzrost wynagrodzeń dla nauczycieli.
Wynagrodzenia i zatrudnienie w oświacie / Dziennik Gazeta Prawna

Skuteczna metoda na rząd

Związek Nauczycielstwa Polskiego oficjalnie nie ujawnia, kiedy pracownicy oświaty mieliby przystąpić do protestu. Wszystko wskazuje na to, że masowe zwolnienia lekarskie będą oddolną inicjatywą, z cichym poparciem związkowców. Mówi się nieoficjalnie o terminie próbnych egzaminów ósmoklasistów. Z informacji Centralnej Komisji Egzaminacyjnej wynika, że szkoły mogą przeprowadzać je od 18 do 20 grudnia 2018 r.
– Wiem, że do nauczycieli rozsyłane są SMS-y, aby właśnie w tych dniach poszli do lekarzy po zwolnienia i nie przyszli do pracy. Nie jest to jednak akcja prowadzona przez nasz związek – zastrzega Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Dodaje, że każda forma protestu, która sprawi, że rządzący zaczną nauczycieli poważne traktować, jest słuszna i warta poparcia.
4 grudnia Zarząd Główny ZNP ma podsumować zebrane informacje na temat nastrojów pracowników oświaty. Poza elektroniczną sondą planuje rozesłać papierową ankietę, w której zamierza zapytać wszystkich pracowników szkół i przedszkoli (nie tylko tych zrzeszonych), czy chcą przystąpić do protestu i jaką ma on przyjąć formę.
Na razie największym poparciem cieszą się zwolnienia lekarskie; 25 proc. osób opowiada się za strajkiem generalnym.

Chorować każdy może...

Związkowcy podkreślają, że korzystanie z L-4 nie jest niczym nielegalnym, bo decyduje o tym lekarz.
– Każdy pracownik, który jest chory, ma prawo do usprawiedliwionej nieobecności w pracy bez żadnych związanych z tym konsekwencji – podkreśla Sławomir Broniarz.
Informuje, że co roku ok. 12 tys. nauczycieli jest na urlopach dla poratowana zdrowia.
– Zachęcamy, aby wszyscy pracownicy oświaty dbali o swoje zdrowie i nie przychodzili do pracy, jeśli są chorzy, bo to może być tylko ze szkodą dla innych pracowników i uczniów – podkreśla prezes ZNP.

...ale czy na pewno musi?

Część ekspertów uważa takie działania nauczycieli za nieetyczne. Wskazują jednak przy tym, że poważniejsze konsekwencje grożą nauczycielom przystępującym do strajku niż tym nieobecnym z powody choroby.
– Kwestię zasadności zwolnienia lekarskiego może kontrolować ZUS lub dyrektor szkoły, wysyłając innego pracownika do domu nauczyciela, aby ten sprawdził, czy pedagog rzeczywiście choruje – tłumaczy Robert Kamionowski, radca prawny, ekspert ds. oświaty z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
Zauważa, że należy się jednak spodziewać, że osoby, które zdecydują się na taką formę protestu, będą ściśle przestrzegać wymogów zwolnienia. Spodziewa się, że ponieważ większość dyrektorów popiera postulaty swoich podwładnych, będzie więc raczej ich wspierać niż stwarzać im problemy.
– Jedyny kłopot, jaki może się pojawić, to zapewnienie dzieciom opieki w czasie nieobecności nauczycieli – dodaje.
Oficjalnie jednak szefowie placówek oświatowych apelują do nauczycieli, aby nie szli tą drogą.
– Mamy sygnały, że pracownicy szkół w czasie planowanych egzaminów chcą masowo brać zwolnienia lekarskie. Mówią, że inni tak robią. Przez taką nieetyczną postawę nauczyciele mogą stracić autorytet – przestrzega Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólno polskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Dodaje, że nie zakłada kontrolowania chorych, ale nie ukrywa, że niesmak pozostanie. – Uczciwszym rozwiązaniem byłby strajk, nawet wyznaczony na dzień egzaminów – mówi ekspert.

Gminy robią przygotowania

Masowa nieobecność nauczycieli to kłopot także dla samorządowców. Zdają sobie sprawę, że rodzice uczniów będą mieć pretensje również do nich.
– Jestem zdziwiony, że można namawiać do masowego chorowania. Przecież jest to podżeganie do przestępstwa. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Podkreśla, że nie mogą na tym ucierpieć uczniowie, zwłaszcza ósmoklasiści, którzy i tak są ofiarami reformy szkolnictwa oraz podwójnego rocznika.
– Jako samorządowcy staramy się podejmować działania, które będą budowały status nauczyciela jako osoby zaufania publicznego, której powierza się dzieci – deklaruje.
Przekonuje, że takie zachowanie pedagogów nadszarpnie zaufanie do nich. – Samorządowcy już dziś mają z tym kłopot, bo coraz częściej trafiają do nas skargi na nauczycieli od opiekunów – mówi.
Marek Wójcik przyznaje, że jeśli dojdzie do masowego korzystania ze zwolnień lekarskich przez nauczycieli, samorządy będą musiały podjąć stosowne działania.
– Osoby, które nie będą na chorobowym, będą wtedy mogły liczyć na wyższe wynagrodzenie i dodatkowe nagrody od organu prowadzącego. Zdajemy sobie sprawę, że to mocno podzieli środowisko, ale nie będziemy mieli innego wyjścia – zapowiada.
O stanowisko w tej sprawie poprosiliśmy resort edukacji, ale do zamknięcia numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi.