Czerwona kartka dla Anny Zalewskiej – z takim hasłem przyszli pod MEN nauczyciele z Solidarności. To pozorowany protest – ocenia szef ZNP.
Nauczyciele pikietujący w sobotę przed Ministerstwem Edukacji Narodowej i oflagowane szkoły to elementy protestu oświatowej Solidarności. Związkowi działacze mają dość sposobu, w jaki resort prowadzi reformę edukacji. Chodzi zwłaszcza o pozycję nauczycieli. – Solidarność poparła reformę oświaty, a pani minister w nagrodę za to wydłużyła nam awans zawodowy, obniżyła płace – mówił w czasie demonstracji Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania Solidarności.
Najważniejszym żądaniem, z jakim przyszli pod MEN pedagodzy zrzeszeni w oświatowej Solidarności, był natychmiastowy wzrost płac o 15 proc. Ich zdaniem podwyżki powinny wejść w życie od 1 stycznia 2019 roku. Dodatkowo upominali się o zmianę całego systemu wynagradzania pracowników oświaty i finansowania edukacji oraz usunięcie nowych przepisów dotyczących oceny pracy i awansu nauczycieli. Związkowcy mieli też pretensje o to, że MEN ignoruje rozwiązania, które wypracował wspólnie z nimi. – Daliśmy pani minister dwa lata na realizację postulatów. Mimo niezadowolenia z efektów rozmów nadal prowadziliśmy dialog. Minister z nami rozmawiała, a potem nie dotrzymywała ustaleń. Dlatego twierdzę, że prowadzi dialog pozorowany – uważa Proksa. Zapowiada też, że jeśli MEN nie odniesie się pozytywnie do postulatów, związkowcy podejmą kolejne kroki.
Najważniejszym żądaniem był natychmiastowy wzrost płac o 15 proc.
MEN nie zgadza się z zarzutami. – Od początku kadencji z przedstawicielami reprezentatywnych oświatowych związków zawodowych odbyło się blisko 180 spotkań – przypomina Anna Ostrowska, rzeczniczka resortu. I wylicza przykłady rozwiązań, które weszły w życie pod ich naciskiem: – Wprowadziliśmy obowiązek opiniowania arkuszy organizacji pracy szkół przez związki zawodowe. Wzmocniliśmy je w komisji konkursowej na dyrektora szkoły. Zahamowaliśmy zwolnienia. Wprowadziliśmy dodatek za wyróżniającą pracę dla nauczycieli z najwyższym stopniem awansu zawodowego. Zlikwidowaliśmy godziny karciane – mówi.
Jej zdaniem resort realizuje też postulaty płacowe związkowców. To jednak wymaga czasu. – W kwietniu tego roku rozpoczęło się wprowadzanie podwyżek podnoszących wynagrodzenia o 5,35 proc. Od stycznia 2019 roku i od stycznia 2020 roku pensje nauczycieli będą wzrastały o kolejne 5 proc. w każdym roku. Oznacza to, że wynagrodzenia zostaną podniesione łącznie o 15,8 proc. – mówi.
Według Ostrowskiej MEN podziela postulat strony związkowej mówiący o tym, że system finansowania oświaty wymaga zmian. – Jesteśmy gotowi do pracy nad modyfikacją zasad finansowania oświaty oraz wynagrodzeń nauczycieli. Na wniosek organizacji samorządowych powyższe kwestie pozostawiliśmy do uregulowania w późniejszym terminie – przekonuje przedstawicielka resortu.
Do akcji Solidarności krytycznie odnosi się szef Związku Nauczycielstwa Polskiego. – To protest pozorowany – komentuje Sławomir Broniarz. – Solidarność przez trzy lata wspierała Annę Zalewską, legitymizując fatalną reformę. W tym czasie nie chcieli zorganizować wspólnie z nami żadnej akcji. Trudno wierzyć w szczerość tych działań dziś – uważa. Jego zdaniem sobotnia pikieta może być efektem niezadowolenia szeregowych nauczycieli zrzeszonych w Solidarności. – Trzeba było upuścić trochę powietrza – mówi. Przypomina też, że minister edukacji nigdy nie spotkała się w czasie protestów z nauczycielami ZNP.
Prowadzony przez Broniarza związek od miesięcy domaga się dymisji Anny Zalewskiej. W najbliższy weekend razem z Ogólnopolskim Porozumieniem Związków Zawodowych organizuje manifestację, której wspólnym postulatem jest wzrost płac. Związkowcy chcieliby, aby każdy nauczyciel otrzymywał co miesiąc 1000 zł więcej.