Samorządowcy obawiają się, że znajdą się nadgorliwi rodzice, którzy wykorzystają zmianę przepisów i doprowadzą do wyłączenia kamer.
Obowiązujące od 25 maja unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych (RODO) dotknęło również oświatę. Wskutek dostosowania polskich przepisów w ustawie – Prawo oświatowe pojawił się art. 108a. Zgodnie z nim, jeśli dyrektor szkoły chce zapewnić bezpieczeństwo uczniów, pracowników czy mienia, może wprowadzić monitoring placówki. Rzecz w tym, że wcześniej musi sprawę uzgodnić z organem prowadzącym szkołę (np. władzami gminy), przeprowadzić konsultacje z radą pedagogiczną, radą rodziców i samorządem uczniowskim. Problem w tym, że – jak zauważają samorządy – nowe zasady weszły w życie bez żadnego okresu przejściowego. – Zgłaszaliśmy to do Ministerstwa Cyfryzacji, ale nasze głosy pozostały bez odzewu. W przyjętym projekcie nie uwzględniono czasu na dostosowanie do nowych wytycznych – twierdzi Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, która zajmuje się m.in. zagadnieniami związanymi z ochroną prywatności.
Tymczasem lokalne władze interpretują sprawę w ten sposób, że jeśli dyrektorzy szkół nie dopełnili obowiązków wynikających z nowego art. 108a, to monitoring używany w szkołach może zostać uznany za nielegalny. To z kolei może spowodować konieczność wyłączenia kamer do czasu przeprowadzenia konsultacji.
szkoły, gdzie dostosowanie poszło gładko i problemu nie będzie. – Monitoring konsultowaliśmy z rodzicami, obyło się bez uwag z ich strony. Od dawna mamy na szkole oznaczenie, że obiekt jest monitorowany, a kamery są tylko na pierwszym piętrze i na zewnątrz budynku – przekonuje Monika Wójtowicz-Paszkowska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Słupsku.
– Zmiany omawialiśmy z radą rodziców już dwa tygodnie temu. Do monitoringu nie było żadnych uwag. Nic dziwnego, kamera jest u nas przy wejściu do szkoły, a rodzice sami zbierali pieniądze na ten system – mówi Edyta Kwiatkowska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 w Bolesławcu. – Z samorządem szkolnym spotykamy się raz w tygodniu na dużej przerwie. Wtedy też rozmawialiśmy o monitoringu z uczniami.
Dyrektorzy przyznają, że o skutkach wdrożenia RODO często dowiadywali się sami. Nie wspierał ich ani samorząd, ani kurator. Kuratoria zresztą w sprawę danych osobowych nie chcą się angażować. – Organ nadzoru pedagogicznego nie miał i nie ma kompetencji do udzielania rad oraz szkolenia dyrektorów szkół w kwestii monitoringu wizyjnego w szkołach i placówkach, również po wejściu przepisów wprowadzających RODO – przekonuje Małgorzata Bielang, pomorski wicekurator oświaty. – Wsparcia w tym zakresie dyrektorzy powinni oczekiwać od organów prowadzących szkoły i placówki.
Informacje o nowych obowiązkach nie wszędzie dotarły. – Największy problem może być w dużych miastach, gdzie zdarzają się nadaktywne rady rodziców. Są takie szkoły, w których rodzice są nadwrażliwi na to, co dzieje się w tych placówkach – przyznaje Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. Jeśli dyrektor w takiej szkole nie dopełni obowiązków, skarga na niego może trafić do Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Co zrobiłby na miejscu dyrektorów szkół? – Poprosiłbym radę rodziców o pilną opinię, ale samych kamer bym nie wyłączył. Będąc dyrektorem szkoły, wolałbym się narazić na skutki prawne wynikające z niezgodności szkolnego monitoringu z RODO niż musieć się potem tłumaczyć z tego, że coś strasznego zadziało się na terenie szkoły, a kamery tego nie wychwyciły, bo były wyłączone – mówi Wójcik. Jego zdaniem można się spodziewać, że rada rodziców też nie będzie za wyłączeniem monitoringu, bo bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze.
Podobnego zdania jest Wojciech Klicki. – Radziłbym dyrektorom, którzy jeszcze tego nie zrobili, by jak najszybciej przeprowadzili konsultacje w swoich placówkach – mówi. Szkoły od kilkunastu lat inwestują w systemy monitorujące. Według zeszłorocznego raportu NIK dysponowanie systemem monitoringu wizyjnego deklarowało prawie 85 proc. szkół biorących udział w badaniu ankietowym (6978 szkół podstawowych i gimnazjów), zaś kolejnych ponad 6 proc. zapowiadało chęć jego wdrożenia. Sęk w tym, że do tej pory brakowało ustawowych regulacji – i to mimo że w latach 2013–2015 trwały prace nad projektem założeń, który miał skończyć z dowolnością w instalowaniu kamer. Jest to więc w praktyce pierwsza próba ucywilizowania wizyjnej wolnoamerykanki w szkołach. Jak odkryli wizytatorzy NIK, wcześniej zdarzały się sytuacje, w których kamera była zainstalowana w toalecie w sposób naruszający intymność korzystających z niej dzieci, a dyrektorzy szko´ł często nie czuli nawet potrzeby zgłoszenia głównemu inspektorowi ochrony danych osobowych (GIODO) zbioru danych z monitoringu wizyjnego.
RODO nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów z monitoringiem. Choć działanie kamer pozytywnie wpływa na poczucie bezpieczeństwa uczniów i pracowników szkół, w większości przypadków nie zapewniano obserwacji obrazu z kamer w czasie, gdy ryzyko wystąpienia zdarzeń było największe, czyli podczas przerw lekcyjnych. Nie było także systemu powiadamiania o zaobserwowanych incydentach.