Minister zadecyduje o tym, na jakich kierunkach będą kształcić uczelnie. Akademicy obawiają się, że to oznacza koniec fakultetów humanistycznych i społecznych.
Jakie zmiany czekają studentów od 2018 r. / Dziennik Gazeta Prawna



Minister będzie mógł cofnąć pozwolenie na utworzenie kierunku, jeżeli kształcenie na nim przestało odpowiadać lokalnym lub regionalnym potrzebom społeczno-gospodarczym. – Obecnie takiej możliwości nie ma – wyjaśnia Marcin Chałupka, radca prawny, ekspert ds. szkolnictwa wyższego. – Minister nie tylko zyska dodatkową kompetencję w zakresie cofania pozwolenia na uruchomienie kierunku, ale także kierując się potrzebami społeczno-gospodarczymi, będzie mógł nie wyrazić zgody na uruchomienie proponowanego przez uczelnię fakultetu – dodaje.
O zgodę na prowadzenie studiów nie będą musiały ubiegać się uczelnie, które mają najwyższe kategorie naukowe (A i A+) lub mogą pochwalić się pozytywną oceną kompleksową Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
Takie zmiany proponuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w projekcie nowej ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, który oficjalnie zaprezentuje dzisiaj na Narodowym Kongresie Nauki w Krakowie. Ma on wejść w życie 1 października 2018 r.
– To próba dyscyplinowania uczelni – ocenia Aleksander Temkin z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej. – Ale też niesłychanie groźna kompetencja, którą będzie miał minister. Może uderzyć przede wszystkim w humanistykę i nauki społeczne. Pod łatwym pretekstem „nie odpowiadania na potrzeby społeczno-gospodarcze” będzie można zlikwidować większość kierunków – obawia się Temkin.
Jakie fakultety mogą znaleźć się na cenzurowanym? Politologa, pedagogika, filologia, socjologia itd.
Ekspert zauważa, że w ustawie nie jest wskazane, czym ma kierować się minister, podejmując decyzje o cofnięciu uprawnień.
– W oparciu o jakie dane? Tego ustawa nie precyzuje. Zatem cofnięcie uprawnień będzie mogło zależeć od widzimisię ministra – ostrzega. Zwrot „potrzeby społeczno-gospodarcze” można bowiem różnie interpretować.
W jego ocenie możliwość cofnięcia pozwolenia na prowadzenie kierunku z uwagi na dane, które płyną z rynku pracy, powinna być zawężona jedynie do fakultetów o profilu praktycznym, a nie akademickim.
– Wtedy moglibyśmy zgodzić się na takie rozwiązanie – dodaje Temkin.
To niejedyna rewolucja, nad którą pracuje resort nauki. Zmienią się również zasady przyjęć na studia. Obecnie uczelnia teoretycznie może przeprowadzić egzamin wstępny, ale tylko z przedmiotów, których nie było na maturze. Uczelnie od lat zabiegały o to, aby zmienić ten przepis. W końcu na uwolnienie rekrutacji zdecydował się Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Szkoły wyższe czekały na tę zmianę z utęsknieniem.
– Ograniczenie możliwości przeprowadzania egzaminów wstępnych było dla nas bardzo bolesne. Utrudniło nam to pozyskanie dobrych studentów, bo każdy wydział ma swoje preferencje co do kandydatów. Nawet jeżeli maturzysta zdawał WOS, to niekoniecznie gwarantuje nam to, że ma predyspozycje do zgłębiania wiedzy prawniczej. W efekcie musieliśmy organizować zajęcia wyrównawcze na pierwszym roku – mówi prof. Krystyna Chojnicka z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dlatego popiera rozwiązanie, zgodnie z którym o tym, czy kandydat dostał się na uczelnię, w maksymalnie 50 proc. będzie decydował egzamin wstępny, a w pozostałych – maturalny.
Szkoły wyższe, jeśli będą chciały, mogą też pozostać przy obecnym systemie i rekrutować wyłącznie w oparciu o wyniki egzaminu dojrzałości.
– Uważam, że wiele kierunków będzie zainteresowanych przywróceniem egzaminów – mówi prof. Krystyna Chojnicka. – Oczywiście mogą pojawić się obawy, że taka ocena z egzaminu przeprowadzonego na uczelni będzie mniej obiektywna, ale to jest ogólnie problem malejącego zaufania w społeczeństwie – dodaje.
Szkoły wyższe tym bardziej będą zainteresowane dodatkową selekcją, że już nie ciąży na nich presja przyjmowania jak największej liczby kandydatów. Od stycznia br. obowiązuje algorytm, zgodnie z którym na jednego nauczyciela akademickiego nie powinno przypadać więcej niż 13 studentów. Jeżeli szkoła przekroczy ten limit, musi liczyć się ze spadkiem dotacji.
Propozycją resortu zainteresowane są też uczelnie prywatne.
– Dobre placówki niepubliczne również będą chciały z tej możliwości skorzystać, np. przeprowadzając egzaminy ustne. To jest zawsze dodatkowa selekcja. Będzie to świadczyć o tym, że szkoła dba o poziom, o siłę dyplomu. Jej absolwent będzie też bardziej atrakcyjny na rynku pracy – komentuje prof. Czesław Kłak, dziekan dyrektor kolegium prawa WSPiA Rzeszowska Szkoła Wyższa.
Inne zdanie na temat propozycji resortu ma jednak prof. Krzysztof Diks, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
– Może w wyjątkowych sytuacjach uczelnie wprowadzą egzaminy wstępne, ale nie sądzę, aby wiele skorzystało z tej możliwości – uważa. – Wyniki egzaminu maturalnego są coraz bardziej wiarygodne. Lepiej oceniają wiedzę kandydata, który ma iść na studia, zwłaszcza te przeprowadzane na poziomie rozszerzonym – uzupełnia.
Zwraca też uwagę na koszty przeprowadzania egzaminów wstępnych.
– To jest duży wysiłek organizacyjny dla uczelni. Po pierwsze, trzeba takie testy przygotować, zorganizować kadrę, która sprawdzi te prace, potem jeszcze rozpatrywać odwołania. Ale ogólnie popieram pomysł resortu. Najlepiej dać w tym zakresie szkołom wolną rękę. Niech zdecydują, czy wolą same weryfikować wiedzę kandydatów, czy zdać się na wyniki matury – uważa.
Etap legislacyjny
Projekt w trakcie prac wewnątrzresortowych