Choć MEN zapowiadało rewolucję w kształceniu dziesięciolatków, zmiana sposobu nauczania będzie najwyżej kosmetyczna.
Szefowa resortu zapowiadała, że według rządowego pomysłu od przyszłego roku wielkie zmiany czekają nie tylko uczniów szóstych klas (ci nie pójdą już do gimnazjów), ale też czwartoklasistów. Idea była taka, by czwarta klasa stała się miękkim przejściem między nauczaniem wczesnoszkolnym, gdzie uczniowie kształcą się pod okiem jednej pani i nie mają podziału na poszczególne przedmioty, a poważniejszym i bardziej wymagającym nauczaniem przedmiotowym, gdzie za każdą lekcję odpowiada inny pedagog. Fundamentem zmiany miało być to, że z dziećmi w czwartej klasie pozostanie ten sam wychowawca. „Dzieci będą jeszcze czuły się bezpiecznie ze swoją panią, ale jednocześnie będą przygotowywać się do zajęć przedmiotowych” – zapewniała minister Anna Zalewska we wrześniu ubiegłego roku w czasie sejmowych prac nad reformą edukacji.
Dziś resort miękko się wycofuje – nakaz, by w czwartej klasie pracował ten sam wychowawca, nie znalazł się ani w ustawie, ani w rozporządzeniu dotyczącym podstaw programowych, które minister podpisała we wtorek. Takiego zalecenia nie ma też w projekcie rozporządzenia o ramowych planach nauczania, które jest w konsultacji. Sugestia, by klasę prowadził jeden wychowawca, znalazła się w nim jedynie odnośnie klas 1–3, czyli tak jak to jest obecnie. – Nie ma obowiązku, by ten sam wychowawca pracował z uczniami w klasie czwartej. Szkoła może się na to zdecydować, nikt tego nie zabrania – potwierdza w rozmowie z DGP minister Zalewska.
Praktyka pokazuje, że takie przypadki będą wyjątkami. Jeśli wychowawca miałby zostawać z klasą na czwarty rok, dyrektorzy musieliby zatrudnić więcej nauczycieli wczesnoszkolnych albo dołożyć godzin tym, którzy już pracują. To oznaczałoby dodatkowe wydatki i zamieszanie, więc – jak przyznają dyrektorzy – wygodniej będzie przekazywać klasę nowemu wychowawcy, np. poloniście, matematykowi czy przyrodnikowi, i dać mu niewielki dodatek za wychowawstwo.
W czwartej klasie niewiele się zmieni także pod względem programów nauczania.
Anna Zalewska chwaliła się, że wprowadzi czwartoklasistom propedeutykę nauczania przedmiotowego. Podstawy programowe przypominają jednak te, według których dzieci uczą się obecnie. W czwartej klasie pozostawiono na przykład interdyscyplinarny przedmiot przyroda, który łączy w sobie elementy wiedzy o biologii, geografii, chemii i fizyce (dziś jest prowadzony przez całą podstawówkę). Historia jest opowiadaniem o najważniejszych wydarzeniach z historii Polski poprzez sylwetki kluczowych postaci (dziś dzieci mają przedmiot historia i społeczeństwo, który także w lekkiej formie przekazuje wiedzę o historii Polski). Podstawa programowa do matematyki jest natomiast identyczna jak dziś.
Nowe rozwiązania dla czwartych klas mogły być silnym punktem projektowanej przez MEN reformy. Jak pokazują analizy Instytutu Badań Edukacyjnych, to dla dzieci trudny próg – wiele z nich ciężko znosi przejście do sztywnego sposobu nauczania. Dzieciom trudno jest się przyzwyczaić do regularnych prac domowych i sprawdzianów, a także liczbowych ocen (wcześniej otrzymują jedynie oceny opisowe, które pokazują ich postępy). Jak przekonują badacze, wielu problemów dałoby się uniknąć, gdyby nauczyciele częściej się konsultowali w sprawie poszczególnych uczniów. Dziś pedagodzy spędzają ok. 40 min tygodniowo na rozmowach z innymi. Ten sam wychowawca w czwartej klasie mógłby pomóc rozwiązać część problemów.
Wczoraj minister Zalewska zapowiedziała, że w kwietniu resort zaprezentuje projekt zmian w finansowaniu oświaty oraz informacje o podwyżkach dla nauczycieli. – Obecna subwencja oświatowa nie przystaje do polityki oświatowej państwa, a przede wszystkim nie przystaje do rzeczywistości – powiedziała Zalewska, cytowana przez Radio RMF FM.