ZNP chce wykorzystać prace nad siatką szkół do przywrócenia w gminach placówek samorządowych. Radni gmin mają czas do 31 marca na podjęcie uchwał w sprawie nowych sieci szkół. Wcześniej ich projekty muszą być zaopiniowane przez kuratora i oświatowe związki zawodowe.
Związek Nauczycielstwa Polskiego postanowił przy tej okazji powalczyć o utworzenie samorządowych szkół w tych gminach, które wcześniej przekazały je np. stowarzyszeniu rodziców. Związkowcy zapowiadają, że uchwały ustalające sieć szkolną, w której część obszaru jednostki samorządu terytorialnego nie będzie pokryta obwodami szkół samorządowych, a jedynie obwodami tych prowadzonych przez podmioty prywatne (np. spółki prawa handlowego, stowarzyszenia, fundacje), będą przez nich kwestionowane. ZNP zamierza powiadamiać wojewodów, aby uchylali tego typu akty prawne. Jeśli to nie pomoże, będą składać doniesienie do prokuratury.
Dziurawe prawo
ZNP powołuje się na wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 4 listopada 2016 r. (sygn. akt I OSK 1389/16). To rozstrzygnięcie było niekorzystne dla ZNP, który był stroną postępowania przeciwko gminie Leśniowice. NSA w uzasadnieniu podkreślił jednak, że każdy uczeń ma prawo do szkoły prowadzonej przez jednostkę samorządu terytorialnego. Prawo to jest gwarantowane nałożonym na każdą JST obowiązkiem objęcia całego jej obszaru obwodami szkół samorządowych. Tego obowiązku nie może zastąpić rozwiązanie polegające na powierzeniu wykonywania zadań w zakresie zakładania i prowadzenia placówek oświatowych innym podmiotom.
W tym konkretnym sporze przyznał jednak rację wójtowi gminy. Dlaczego? – NSA nie doszukał się w naszym postępowaniu niczego nagannego. Dla całej gminy ustaliliśmy jedną rejonową szkołę podstawową, a pozostałym czterem stowarzyszeniowym określiliśmy dodatkowy obwód. ZNP zarzucał nam, że może dochodzić do sporu kompetencyjnego, bo te obwody się nakładają. NSA nie podzielił tego stanowiska – mówi DGP Wiesław Radzięciak, wójt gminy Leśniowice. – Formalnie prowadzę jedną szkołę, do której jednak nikt nie chce chodzić, bo lepsze warunki i bliżej mieszkańców są pozostałe placówki stowarzyszeniowe. Związkowcy chcieliby, aby wszystkie placówki zatrudniały nauczycieli na kartę. W takiej sytuacji pozostałoby mi tylko prowadzić jedną szkołę na całą gminę, bo nie byłoby mnie stać na kolejne – dodaje.
Walka o kartę
To nie zniechęca jednak ZNP. Ukrytym powodem takich działań jest doprowadzenie do tego, aby przy okazji wygaszanych gimnazjów nie ubywało placówek. Związkowcy chcą też, by samorządy ponownie prowadziły szkoły podstawowe, bo w takich placówkach stosuje się Kartę nauczyciela, która zawiera wiele przywilejów. W innych szkołach nauczyciele zatrudniani są na podstawie kodeksu pracy. Nie mogą tam liczyć na płatny urlop dla poratowania zdrowia czy też gwarancje wynagrodzenia niezależnie od jakości kształcenia, nie mają także daleko posuniętej ochrony przed zwolnieniem.
– Skoro prawo i sądy nakazują, aby na terenie gminy uczeń miał dostęp do szkoły, której organem prowadzącym jest samorząd, to trzeba to respektować. Przy okazji reformy zmiana sieci szkół jest idealną okazją, aby te gminy, które nie przestrzegają tych przepisów, naprawiły swój błąd – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. Na celowniku związku może znaleźć się np. gmina Hanna. – Cztery szkoły zostały u mnie przekształcone w stowarzyszeniowe i rzeczywiście żadnej nie prowadzę. Dla uczniów i tak nie ma różnicy, czy placówka należy do gminy, czy do stowarzyszenia. Wciąż jest ona publiczna, bezpłatna i dostępna dla wszystkich – przekonuje Grażyna Kowalik, wójt gminy Hanna.
– Jeśli NSA lub rząd nakaże mi prowadzenie co najmniej jednej szkoły w obwodzie, to wtedy zlikwiduję pozostałe trzy i kilkanaście osób trafi na bruk. Nie wiem, czy dla nauczycieli będą ważniejsze przywileje z karty, czy też zachowanie miejsc pracy – dodaje.
Przykład z Leśniowic
Co Gminy mogą zrobić ze szkołami zatrudniającym na kartę nauczyciela / Dziennik Gazeta Prawna
By uniknąć kłopotów, samorządy mogą próbować tak ustalić sieć swoich szkół, by zakładała ona objęcie jak największych obszarów. Wtedy muszą tylko zapewnić dowóz uczniom, jeśli obwód dla klas I–IV szkoły podstawowej jest większy niż 3 km, a dla starszych 4 km.
– Niestety MEN nie widzi tu problemu. Co więcej, nawet promuje te gminy, które w ogóle nie mają szkół samorządowych, bo przekształciły je w stowarzyszeniowe. Mimo tego rozporządzenie w sprawie podziału subwencji oświatowej uwzględnia takie jednostki samorządowe przy podziale pieniędzy – wylicza Sławomir Broniarz.
ZNP zamierza walczyć też z tymi gminami, które podzieliły swój teren na obwody, w skład których wchodzi placówka prowadzona przez gminę, a także przez inne podmioty.
– Szkoła stowarzyszeniowa może mieć obwód, ale nie musi. Taka placówka wciąż jest uzupełnieniem oferty dla placówek prowadzonych przez gminę – podpowiada Ewa Halska, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, ekspert ds. edukacji.
– Jeśli samorządy chcą uniknąć problemów, to nawet jeśli prowadzą tylko jedną szkołę, powinny nią formalnie objąć cały swój obszar. Placówek stowarzyszeniowych nie należy ujmować w tym zasadniczym podziale na obwody, bo samorząd może spotkać się z zarzutem, że nie realizuje zadania własnego, jakie nakłada na niego prawo oświatowe – dodaje prezes Halska.