Do piątku można było zgłaszać się na egzamin na aplikację komorniczą. Do poszczególnych izb spłynęło jednak średnio dwa razy mniej wniosków niż jeszcze rok temu. A może być gorzej.
Do komisji egzaminacyjnej w Gdańsku, która przyjmuje zapisy z okręgów gdańskiego i białostockiego, zgłosiły się 43 osoby. W poprzednich latach chętnych było średnio ponad sto. W Katowicach zgłoszeń jest mniej o jedną trzecią. W Krakowie, gdzie zapisują się również kandydaci z Rzeszowa, chętnych było zwykle ponad sto osób, z czego połowa zdawała egzaminy. W tym roku zgłosiło się 40 młodych prawników. W Łodzi, gdzie odbędzie się egzamin również dla kandydatów z Lublina, chętnych było 32, trzy razy mniej niż przed rokiem. Podobnie w Poznaniu, Szczecinie, Warszawie i we Wrocławiu.
Biorąc pod uwagę, że część zgłoszeń jest przysyłana pocztą (decyduje data stempla), te liczby mogą nieco wzrosnąć. Nikt nie ma jednak złudzeń, że obraz sytuacji znacząco się nie zmieni.
Koniec eldorado
Co jest powodem mniejszego zainteresowania zawodem komornika? Przedstawiciele środowiska wskazują przede wszystkim na aspekt ekonomiczny. Wpływy kancelarii, a co za tym idzie – dochody komorników, maleją. Po pierwszym półroczu mieliśmy do czynienia z 40-proc. spadkiem (rok do roku) liczby spraw, które trafiają do egzekucji.
– Nie oszukujmy się, większość ludzi decyduje się na wykonywanie tego zawodu nie dla przyjemności czy prestiżu, ale ze względu na pieniądze – mówi dr Jarosław Świeczkowski, były prezes Krajowej Rady Komorniczej. – Tymczasem dziś już nie chodzi tylko o to, czy się zarobi więcej lub mniej, ale czy będzie można w ogóle utrzymać kancelarię. Znam przypadki, gdy komornicy, by móc kontynuować działalność, muszą brać kredyty – dodaje.
Ponadto, jak mówi, dziś rozpoczęcie pracy na własny rachunek w zawodzie komornika wymaga o wiele większych nakładów, niż ma to miejsce np. u notariuszy. I młodzi ludzie również to biorą pod uwagę.
Z drugiej strony kancelarii komorniczych wciąż przybywa – na koniec 2015 r. było ich 1450, a dziś już 1537. Doktor Świeczkowski zwraca jednak uwagę, że ten wzrost jest chwilowy i wymuszony głównie przez likwidację tzw. hurtowni komorniczych. Dzięki drastycznemu ograniczeniu liczby spraw, które dana kancelaria może przyjmować spoza rewiru, asesorzy zatrudnieni w kancelariach specjalizujących się w masowej obsłudze egzekucji stali się zbędni. By zostać w zawodzie, musieli rozpocząć pracę na własny rachunek. Przykładowo w Krakowie rozpatrywanych jest właśnie pięć wniosków o prowadzenie nowej kancelarii.
Na wschodzie nie ma eldorado / Dziennik Gazeta Prawna
– To oznacza, że asesorzy są nastawieni dość optymistycznie i liczą, że uda im się utrzymać na rynku. Jednak jak patrzę na wpływy ze składek na rzecz izby, które są równowartością 1 proc. przychodów kancelarii, to widzę, że te są dosyć skromne – mówi Sławomir Szynalik, rzecznik krakowskiej izby komorniczej.
– Wpływy ze składek systematycznie spadają, ale trudno się dziwić, skoro istnieją kancelarie, które mają przychód na poziomie 2–3 tys. zł miesięcznie. Przecież tyle kosztuje nieraz samo wynajęcie lokalu. Gdyby taka sytuacja trwała miesiąc czy dwa, to jeszcze nie stanowi to problemu. Ale po sześciu miesiącach można już w zasadzie myśleć o złożeniu urzędu – przyznaje rzecznik, szacując, że komornik, by zarobić te 2 tys. zł, po odliczeniu czynszów, składek na ZUS i rachunków powinien mieć wpływ w wysokości 10 tys. zł.
Prestiż sięga bruku
Nie można też bagatelizować atmosfery wokół zawodu. – Po kilku godnych potępienia nadużyciach, jakie zdarzyły się w ostatnich latach, doszło do wytworzenia niespotykanej w przypadku innych grup zawodowych niechęci do całej rzeszy komorników. Wywołane zostało przeświadczenie o masowych bezprawnych działaniach komorników sądowych, co podważyło niezbędne dla prawidłowego wykonywania zawodu zaufanie – przyznaje Rafał Fronczek, prezes Krajowej Rady Komorniczej.
Prowadzi to do eskalacji agresji: coraz częstszych przypadków poniżania uczciwie i rzetelnie wykonujących zawód komorników, asesorów i aplikantów. Trudno dziwić się młodym ludziom, że nie widzą dla siebie miejsca w tym zawodzie.
– Nie trzeba nikogo uświadamiać, że zawód komornika sądowego jest bardzo trudny, a obecna sytuacja czyni go jeszcze trudniejszym. Prawnik, który wyobrażał siebie jako funkcjonariusza publicznego szanowanego przez społeczeństwo i państwo, widzi, że w przypadku komorników jest wprost przeciwnie – zasmuca się Rafał Fronczek.
Niepewność jutra, po części związana z toczącymi się pracami nad nową ustawą o komornikach sądowych i egzekucji oraz ustawą o kosztach egzekucyjnych, nie poprawia sytuacji. – Chaos związany z VAT od czynności komorniczych i zapowiedź racjonalizacji opłat budzą obawy, że nie tylko nie ma dobrego klimatu do wiązania swojej przyszłości z tym zawodem, lecz nawet może być jeszcze gorzej – konkluduje prezes KRK.
Przeskoczyć na notariusza
To wszystko nie wróży dobrze. Skutkiem mniejszej liczby chętnych może być obniżenie poziomu na aplikacji. Mniejsza konkurencja może też przyciągnąć osoby, które wcale nie zamierzają wykonywać zawodu komornika, lecz chcą skorzystać z możliwości wpisania się na listę notariuszy czy radców prawnych.
– Trzeba też pamiętać, że doświadczeni aplikanci, asesorzy, a tym bardziej komornicy stanowią łakomy kąsek dla różnego rodzaju firm zajmujących się dochodzeniem należności. To wszystko może spowodować, że w perspektywie najbliższych kilku lat w wielu biedniejszych rejonach kraju może zabraknąć komorników sądowych – przestrzega dr Świeczkowski.