Senat proponuje podtrzymanie statusu aplikanta przez rok po odbyciu szkolenia. Prawnicy przyznają: to dobre rozwiązanie dla systemu, choć niekoniecznie dla młodych adeptów.
Zdawalność egzaminów adwokackiego i radcowskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin – wedle słów premiera człowiek z „pozytywną szajbą deregulacyjną” – miał dzięki otwarciu zawodów prawniczych przełamać dominację korporacji, która niekorzystnie wpływała na ceny usług i na rynek pracy. Ministra Gowina już nie ma, a aplikantom adwokackim i radcowskim będzie pod górę.
Mimo bowiem możliwości wielokrotnego podchodzenia do egzaminu zawodowego tak naprawdę pozostanie im jedna poprawka. Jeżeli za drugim razem im się nie powiedzie, mogą stracić pracę w kancelariach. I to nawet mimo że pracodawcy chętnie by ich zatrzymali.
– Wszystko przez nieprzemyślane nowelizacje ustawy – Prawo o adwokaturze – mówi adwokat Krzysztof Komorowski, zastępca sekretarza Naczelnej Rady Adwokackiej.

Termin przydatności

Prawnicy uważają, że powinno być zapisane w ustawie, że aplikacja adwokacka trwa 3,5 roku i kończy się egzaminem. Wszystko byłoby jasne i w ten sposób załatwiono by zarówno kwestię zakończenia aplikacji, jak i formalnej podstawy skreślenia z listy aplikantów.
– Tego zabrakło przy nowelizacji ustawy. Zapisano jedynie, że aplikacja rozpoczyna się 1 stycznia każdego roku i trwa 3 lata – wskazuje mec. Krzysztof Komorowski.
Wyjaśnia, że wynikły z tego dwa problemy: nie wiadomo, co się dzieje z aplikantem po zakończeniu aplikacji i wystawieniu zaświadczenia, a przepis nie daje podstaw do skreślenia aplikanta z listy, nawet gdy został już wpisany na listę adwokatów.
Ustawa deregulacyjna stara się ograniczyć status aplikanta, który dla wielu młodych prawników mógł wydawać się atrakcyjny. Chodzi o zmianę art. 77 ustawy – Prawo o adwokaturze (Dz.U. z 1982 r. nr 16, poz. 124 ze zm.) i art. 351 ustawy o radcach prawnych (Dz.U. z 1982 r. nr 19, poz. 145 ze zm.). Te przyczyny – zgodnie z projektem ustawy deregulacyjnej – brzmią od wczoraj, po senackich poprawkach, identycznie. A mianowicie: przez okres roku od daty zakończenia aplikacji wskazanej w zaświadczeniu o odbyciu aplikacji aplikant może zastępować adwokata (radcę prawnego). Senat wydłużył więc ten okres dwukrotnie w stosunku do propozycji resortu, uchwalonej przez Sejm.
Sześciomiesięczny termin, na który stawiał Sejm, dla aplikanta oznaczał, że jeżeli za pierwszym razem nie zdał egzaminu zawodowego, nie będzie mógł prowadzić spraw sądowych swojego pracodawcy.
– Nawet akt sądowych nie będzie mógł przeglądać – zauważa mec. Komorowski.
Stanie się zatem w kancelarii nieprzydatny i najprawdopodobniej poszerzy rosnące grono młodych bezrobotnych, choć przygotowanych do zawodu prawników.
– Bardzo lubię moich aplikantów, ale jeżeli nie będą mogli zastępować mnie w sądzie, to nie będę ich trzymał – przyznaje znany warszawski adwokat.
Podobnie wypowiada się kilkunastu innych pytanych adwokatów i radców.
– Wielu adwokatów stanęłoby przed tym problemem – wtóruje adwokat Andrzej Siemiński, doradca prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej.
Przypomina, że deregulacja miała dać miejsca pracy i to był jej cel. A 6-miesięczny termin by to wypaczał. Senacka propozycja tę sytuację łagodzi. W rzeczywistości jednak sprowadza się do tego, że aplikant do czasu egzaminu poprawkowego ma w miarę bezpieczną sytuację w pracy. Jednak – co podnoszą aplikanci – po zmianach przepisy będą im umożliwiać wielokrotne podchodzenie do egzaminu tylko teoretycznie. W praktyce ustawa wprowadza de facto możliwość tylko jednej pomyłki.

Państwowy egzamin

Problem ma swoje źródło w forsowanych przez posła Przemysława Gosiewskiego zmianach, by egzamin zawodowy był przeprowadzany przez państwo, a nie korporacje prawnicze, jak to się działo wcześniej. Minister sprawiedliwości nie mógł jednak egzaminować członków samorządu, bo to budziło wątpliwości natury konstytucyjnej. Wymyślono więc zaświadczenia o odbyciu aplikacji, które miały umożliwiać podejście do egzaminu zawodowego i tym samym oddzielać aplikację od samego egzaminu. Poszczególne okręgowe rady adwokackie różnie stosowały się do tych zmian: jedne skreślały aplikanta z listy zaraz po wydaniu zaświadczenia, a inne nie. Tylko w przypadku skreślenia z listy aplikant traci swój status. A takie skreślenie może się zdarzyć jedynie w przypadkach wskazanych w ustawie.
– Dotychczas aplikanci po zakończeniu szkolenia i po egzaminie chodzili do sądów i prowadzili sprawy swoich patronów. Wszyscy uważali to za naturalne. Zaczęły się jednak pojawiać problemy: przeciwnicy procesowi podnosili zarzut nieważności postępowania i czasem okazywało się to skuteczne. A to z kolei powodowało kłopoty dla klienta adwokata, który wysłał na sprawę swojego aplikanta – tłumaczy adwokat Andrzej Michałowski z kancelarii Michałowski Stefański.
Wątpliwości budziło bowiem to, czy dany aplikant w rzeczywistości zachowuje ten status.

Racjonalne zmiany

Temat został nawet podjęty przez Sąd Najwyższy. W postanowieniu z 14 marca 2012 r. (sygn. akt I PK 185/11) uznał on, że „zaświadczenie w żaden sposób nie wpływa na status aplikanta, a jego przedłożenie jest jedynie formalnym wymogiem dającym możliwość przystąpienia do egzaminu radcowskiego. Podobnie na status aplikanta nie wpływają niepomyślne próby zdania egzaminu zawodowego. Zakończenie aplikacji, a nawet otrzymanie negatywnego wyniku z egzaminu radcowskiego nie stanowi podstawy do skreślenia z listy aplikantów”.
I na to orzeczenie powołują się aplikanci, którzy chcieliby traktować swój status nie jako etap przejściowy, ale stały. Tak jest w końcu taniej. Aplikant płaci niskie składki członkowskie, może rejestrować swoje sprawy na innych adwokatów i tak wykonywać zawód. Ma więc to, co adwokat – poza własną kancelarią.
– To nie może być jednak rozwiązanie systemowe. Takie osoby mają prawa, natomiast nie mają żadnych obowiązków – podkreśla mec. Michałowski.
Dodaje, że nie można być aplikantem bezterminowo, i podaje przykład Włoch. Tam na to pozwolono. W efekcie powstała rzesza ok. 10 tys. prawników, którzy wciąż mają nieokreślony status zawodowy. Zaczęto więc postulować, by ustawodawca wypowiedział się co do statusu aplikanta i tego, jak długo on trwa.
– Trzeba to było uregulować. Więc w tym sensie proponowane przez parlament rozwiązanie jest racjonalne, bo ucina wątpliwości – ocenia mec. Michałowski.
– Nie można być wiecznym aplikantem. Ustawa deregulacyjna nie narusza więc ochrony praw nabytych tych osób. Ta rozpoczyna się bowiem dopiero od momentu uzyskania uprawnień zawodowych – przyznaje też prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Tak więc w wyniku deregulacji utrata pracy jednak grozi setkom młodych prawników.
Przez deregulację utrata pracy grozi setkom młodych prawników