Minister sprawiedliwości zapowiedział nowelizację rozporządzeń w sprawie opłat za aplikacje prawnicze tak, by podwyżka płacy minimalnej nie spowodowała wzrostu kosztów szkolenia.
Według obecnych regulacji kandydaci na radców i adwokatów muszą zapłacić za rok nauki sumę odpowiadającą 2,6-krotności płacy minimalnej. Oznacza to, że podniesienie płacy minimalnej o 350 zł od przyszłego roku spowodowałoby automatyczny wzrost opłat za aplikację adwokacką i radcowską o ponad 900 zł. A jeśli wierzyć przedwyborczym zapewnieniom partii rządzącej, po wygranych przez nią wyborach najniższe wynagrodzenie rosłoby dalej – a wraz z nim opłata dla aplikantów. W roku 2021 wzrosła by już o prawie 2 tys. zł względem dzisiejszego poziomu, a do 2024 r. – o ponad 4,5 tys. zł. Dla młodych prawników, którzy zwykle nie zarabiają dużo, byłby to potężny cios.
Ministerstwo postanowiło jednak wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom i zmienić rozporządzenia ws. opłat na aplikacje tak, aby sumy pozostały na tym samym poziomie. W przypadku adwokatów i radców jest to 5850 zł rocznie. W praktyce oznacza to zmniejszenie mnożnika, na podstawie którego określa się wysokość opłaty – do 2,25. Przyszli notariusze mogą nawet liczyć na niewielką obniżkę. W ich przypadku mnożnik spadnie do 2,15, co oznacza obniżenie opłaty względem obecnego poziomu.
Dziekan warszawskiej izby radców prawnych Włodzimierz Chróścik wskazywał niedawno na łamach DGP, że niewielki wzrost opłat za aplikacje pozytywnie wpłynąłby na jakość szkolenia. Przede wszystkim pozwoliłby stworzyć mniejsze, kilkunastoosobowe grupy zajęciowe – a nie, jak obecnie, liczące 30–40 osób. Do tego wystarczyłaby jednak podwyżka rzędu kilkuset złotych, a nie 2 tys. zł.
Minister Zbigniew Ziobro na wczorajszej konferencji prasowej stwierdził jednak, że opłaty uiszczane obecnie przez aplikantów pokrywają koszty ponoszone przez instytucje kształcące prawników. Nie ma więc powodu, by dodatkowo obciążać młodych ludzi.