To ukłon w stronę aptekarzy, w proponowanych przepisach nie ma nic, co poprawiłoby los chorych – tak plany zmian właścicielskich na rynku sprzedaży leków komentuje większość organizacji pacjenckich.
Ruszyły prace nad poselskim projektem nowelizacji ustawy – Prawo farmaceutyczne (Dz.U. z 2008 r. nr 45, poz. 271 ze zm.). Zakłada on, o czym pisaliśmy w poniedziałkowym DGP, że apteki będą mogły posiadać wyłącznie farmaceuci, i to nie więcej niż cztery na osobę. Ponadto nawet oni nie będą mogli otworzyć kolejnej, jeśli na jedną placówkę będzie przypadać mniej niż 3 tys. osób w województwie. Zgodę będzie można dostać warunkowo, jeśli odległość między nimi będzie większa niż 1 km w linii prostej. Nowe przepisy wyeliminują z rynku sieci.
Ministerstwo Zdrowia chwali projekt, choć go nie firmuje. Tymczasem pacjenci mają mu wiele do zarzucenia. – Proponowane zmiany nie są szykowane z myślą o pacjentach, bowiem chorzy nie mają problemu z dostępem do aptek w tych miejscach, gdzie działają sieci – mówią. Kłopot jest w mniejszych miejscowościach, gdzie nikt ich nie chce otwierać. Projekt nie rozwiązuje też problemu dostępności do leków wieczorami, nocą oraz w dni wolne od pracy.
– Pacjenci chcą w aptece informacji, gdzie można kupić w okolicy poszukiwany przez nich lek oraz jak sobie poradzić bez pomocy lekarza z banalnymi problemami zdrowotnymi – stwierdza Ewa Borek, prezes Fundacji MY Pacjenci. – Problemem jest to, że apteki przekształciły się w punkty odbioru leków, bo wielu z nich nie mają na stanie, a tej kwestii projekt nie porusza – dodaje Piotr Piotrowski z Fundacji 1 Czerwca.
Jego zdaniem odgórna monopolizacja rynku przez wykluczenie sieci nie poprawi sytuacji chorych, a wręcz ją pogorszy.
Z kolei prezes Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych Szymon Chrostowski podkreśla, że z punktu widzenia pacjenta ważne są ceny i bliskość apteki, a nie struktura właścicielska. Ale zwraca uwagę na inny aspekt. – W Polsce duże sieci postawiły sobie ukryty, ale jednak cel, by wykończyć rodzinne polskie apteki, otwierając na każdym rogu swoją. Obniżają ceny do takiego poziomu, że małe punkty nie wytrzymują konkurencji. Pacjent zyskuje, ale mechanizm ten budzi słusznie wiele kontrowersji – mówi Chrostowski.
Część organizacji uważa, że dostępność leków spada, gdyż mniejsze punkty nie radzą sobie z konkurencją. – Im mocniejsza finansowo apteka, tym większy asortyment leków i krótsze oczekiwanie na sprowadzenie potrzebnego. Nadmiar słabych finansowo aptek to upadek serwisu farmaceutycznego, gorsza jakość czy brak rabatów – stwierdza Leszek Borkowski, prezes Fundacji Razem w Chorobie.
Przy czym jego zdaniem duże sieci nie działają ani w interesie pacjentów, ani państwa. – Każda rosnąca firma zaczyna z czasem coraz mniej słuchać państwa, a więcej doradców finansowych – wyjaśnia ekspert. Dodaje, że w oparciu o mniejsze placówki jest więc łatwiej realizować politykę lekową kraju chociażby w zakresie promowania tańszych leków generycznych. Sieci mają bowiem własną politykę sprzedażową. I przypomina, że sieci ze swojego rynku niedawno wyeliminowali także Niemcy.
Apteczne giganty jednak się bronią. Twierdzą, że to dzięki nim spadły ceny medykamentów. Nie zgadza się z tym Naczelna Izba Aptekarska – wskazuje, że przy ok. 3,5 tys. leków, do których dopłaca państwo, od 2012 r. ceny i marże są sztywne. Szkopuł w tym, że poza refundowanymi specyfikami lekarze przepisują wiele innych. A te, nawet na receptę, bywają w sieciach tańsze nawet o kilkadziesiąt procent. – Gdy będzie mniejsza konkurencja i mniej aptek, podwyżka cen leków jest nieuchronna – stwierdza Piotrowski.