Nie powinno być tak, że na przykład w mniejszych szpitalach tworzy się bardzo specjalistyczne oddziały w oparciu o pojedynczych lekarzy - mówi w wywiadzie dla DGP Roman Kolek, wicemarszałek województwa opolskiego odpowiedzialny za ochronę zdrowia.
Roman Kolek, wicemarszałek województwa opolskiego odpowiedzialny za ochronę zdrowia / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Zdrowia planuje umożliwienie współfinansowania przez NFZ np. programów zdrowotnych realizowanych przez samorządy. Co sądzi pan o tym pomyśle?
To oczywiste, że NFZ powinien współpracować z lokalnymi władzami. Chodzi przede wszystkim o programy profilaktyczne. Samorządy od lat w nie inwestują, a teraz część z nich mogą realizować również ze wsparciem unijnych funduszy. Jeśli NFZ przyłączy się do tych działań, możemy o wiele skuteczniej zadbać o zdrowie mieszkańców.
Wprowadzono też już możliwość kupowania przez samorządy świadczeń opieki zdrowotnej, np. od szpitali.
To przerzucanie kosztów i odpowiedzialności, postawienie opieki zdrowotnej na głowie. Od kupowania świadczeń nie są bowiem samorządy, tylko NFZ. Wprowadzenie lokalnych władz jako dodatkowego płatnika spowoduje wiele komplikacji. Ponadto pojawiają się pytania: np. które świadczenia mamy kupować, od kogo i dla kogo? Jak wybierać, komu skrócić kolejki? Na pewno nie stać nas, by zapewnić pomoc wszystkim. Oczywiście niektóre bogate samorządy będą mogły sobie pozwolić na kupienie dodatkowych świadczeń mieszkańcom, ale to spowoduje jeszcze większą nierówność w dostępie do opieki zdrowotnej. Uważam, że sposobów na skrócenie kolejek i znalezienie dodatkowych pieniędzy trzeba szukać gdzie indziej.
Na przykład gdzie?
W poprawie organizacji systemu. Potencjał jest chociażby we współpracy NFZ i ZUS. Zakład wydaje pieniądze na renty, absencje chorobowe, a przecież skuteczniejsze leczenie, zapewnienie szybszej operacji czy rehabilitacji po zabiegu, a także zastosowanie nowocześniejszych technologii, może te wydatki zmniejszyć. Przynieść oszczędności. Powinniśmy patrzeć na zdrowie szerzej.
A jak ocenia pan pomysł, by różnego typu placówki miały obowiązek komunikowania się ze sobą o losie pacjenta?
To jest nam bardzo potrzebne, tak jak zapowiadane zwiększenie roli lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, który ma być w pewnym zakresie koordynatorem opieki.
Pacjentem bardziej kompleksowo ma się też zająć szpital. Resort zdrowia chce, by przy tego typu placówkach działały poradnie specjalistyczne, które zagwarantują ciągłość opieki.
Tu mam mieszane uczucia. Uważam, że szpital powinien mieć wybór, czy sam powinien mieć takie poradnie, czy też np. współpracować z podwykonawcami. Ponadto chciałbym zwrócić uwagę, że kilkanaście lat temu w ramach kolejnych reform i restrukturyzacji szpitale pozbywały się poradni. Część kadry medycznej otwierała własne przychodnie, co często wiązało się z tym, że podnosiła się jakość opieki, inwestowano w sprzęt. A teraz mamy to porzucić i zostawić tych ludzi samych sobie? Mamy teraz wiele prywatnych przychodni i szpitali. Mają dobre i zgrane zespoły, nie trzeba ich rugować z systemu publicznej opieki. Koordynować opiekę miedzy szpitalem a poradniami można też w ten sposób, że świadomy menedżer będzie zarządzał budżetem i szpitala, i jego podwykonawców.
A pomysł, by każdy ważny szpital miał swoją kategorię, np. podstawową lub specjalistyczną, i dostawał roczny budżet zamiast pieniędzy za każde wykonane świadczenie, jest dobry?
Generalnie tak. Teraz panuje chaos w tym, kto powinien robić np. skomplikowane operacje. Nie powinno być tak, że np. w mniejszych szpitalach tworzy się bardzo specjalistyczne oddziały w oparciu o pojedynczych specjalistów. Wysoka jakość świadczeń zależy od liczby wykonywanych zabiegów przez cały zespół. Wskazują na to liczne badania, ale też mapy potrzeb zdrowotnych. Natomiast jeśli chodzi o nowy pomysł budżetowania placówek medycznych, to diabeł tkwi w szczegółach. Przychody szpitali nie zawsze są adekwatne do kosztów związanych z wymogami dotyczącymi choćby kwalifikacji i liczby specjalistów. Pytanie, jak budżet roczny zostanie wyliczony i zaproponowany. Jest jednak wiele innych zmian, które mogłyby poprawić organizację szpitali i zarządzanie nimi. Często wręcz prozaicznych.
Może trzeba je resortowi przedstawić?
Przede wszystkich trzeba oderwać się od polityki. Raz np. promujemy przekształcanie w spółki, a potem, nie przeprowadzając dokładnej analizy, nagle mówimy, że to był błąd.
Obecny rząd stawia sprawę jasno – dość prywatyzacji. Przywrócił nawet możliwość zakładania SPZOZ.
Szkoda, bo spółki są etapem pośrednim w drodze do tworzenia dużych, dobrze zarządzanych sieci szpitali. Niekoniecznie prywatnych. Nawet zintegrowanie SPZOZ mogłoby przynieść korzyści. Niestety na przeszkodzie stoi to, że większość tego typu placówek ma różnych właścicieli i chce zachować indywidualność. Do konsolidacji placówek są potrzebne dobre narzędzia, a na razie ich nie mamy.
Nowelizacja ustawy o działalności leczniczej przewiduje, że SPZOZ można będzie przekazać innemu publicznemu podmiotowi. To ułatwi konsolidację?
Nikt nie odda placówki, która sobie radzi. Poza tym formuła SPZOZ ma swoje wady. Generalnie trudno jest o dobrych menedżerów, a w SPZOZ są różne zapisy, które utrudniają ich pozyskanie. Na przykład banalna sprawa jak wynagrodzenia. Dyrektorom SPZOZ nie ma możliwości wypłacenia nagród jubileuszowych, choć szeregowy pracownik je otrzymuje. To absurd, pokazujemy w ten sposób, że dobrzy dyrektorzy powinni uciekać od zatrudnienia na etacie, a SPZOZ nie jest równorzędnym z innymi placówkami miejscem zatrudnienia. Inna sprawa: SPZOZ, nawet gdy kontrakt NFZ dotyczy tylko części jego mocy przerobowych, nie może sprzedawać świadczeń komercyjnie. Co więcej, nadal musi inwestować w sprzęt, a także utrzymywać kadrę i pomieszczenia.