Należy się zastanowić, czy specjalizacje na wszystkich kierunkach powinny być opłacane przez państwo – mówi w wywiadzie dla DGP wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz.
Warunki pracy młodych lekarzy / Dziennik Gazeta Prawna
W ministerstwie rozpoczęły się prace dotyczące zmian w kształceniu podyplomowym lekarzy. Między innymi dotyczą one rezydentur (specjalizacji finansowanych przez państwo). Tymczasem młodzi lekarze właśnie zapowiadają protest, największym problemem jest wysokość wynagrodzenia.
Zmiany dla rezydentów powinny być wprowadzane, ale stopniowe podwyższanie uposażenia dotyczy wszystkich lekarzy, a nie tylko rezydentów. Pensje to jedna kwestia, rozmowa o stopniowym wzroście finansowania całego systemu ochrony zdrowia powinna się odbyć z Ministerstwem Finansów. Na razie chcielibyśmy się bardziej skupić na zmianach w sposobie kształcenia. Jednym z problemów jest zatrzymanie młodych lekarzy w Polsce. Problemem są m.in. trudności ze specjalizacją.
Głównie dlatego, że nie dostają się na wymarzoną specjalizację. Ale także warunki pracy ich zdaniem pozostawiają wiele do życzenia.
Miejsca są, wiele z nich jest niewykorzystanych. Tyle że nie wszystkie specjalizacje cieszą się takim samym powodzeniem. Z powodu kłopotów z dostaniem się na tę, którą by chcieli, lekarze wyjeżdżają za granicę. Może dobrymi rozwiązaniami byłyby wprowadzenie większej elastyczności przy wyborze miejsc, zmiana terminów składania aplikacji i uelastycznienie sposobu wyboru i otwierania specjalizacji na poziomie całego kraju.
Mógłby pan to rozwinąć?
Należy się zastanowić, czy specjalizacje na wszystkich kierunkach powinny być opłacane przez państwo. W niektórych dziedzinach wiadomo, że lekarze po skończeniu specjalizacji będą pracować tylko komercyjnie. Z kolei te mniej popularne kierunki mogłyby być trochę lepiej płatne, co mogłoby stanowić zachętę dla młodych lekarzy. Powinno się zwiększyć liczbę miejsc specjalizacyjnych, żeby każdy młody lekarz miał możliwość wybrać wymarzoną specjalizację, która mogłaby się być prowadzona w różnych trybach: rezydentury, umowy cywilnej, oddelegowania z własnego szpitala czy wolontariatu. Ponadto można by się zastanowić nad powrotem do swego rodzaju egzaminu wstępnego.
Z jakiego powodu?
Obecnie zero-jedynkowo brany jest pod uwagę wyniki LEK, czyli lekarskiego egzaminu końcowego. Decyduje liczba zdobytych punktów. Dla niektórych forma testowa jest sprzyjająca, dla innych lepsza jest rozmowa. Poza wynikami LEK/LEDK można by wprowadzić rozmowy kwalifikacyjne z konsultantami w danych dziedzinach, rodzaj kierunkowego egzaminu wstępnego, punktować dodatkowo udział w kołach naukowych, umiejętności praktyczne zwłaszcza w specjalizacjach zabiegowych, czy np. zrobienie doktoratu, bo i tacy studenci się zdarzają.
Obiecali państwo, że będzie tyle rezydentur, czyli miejsc opłacanych przez państwo, ilu chętnych. Kolejne rozdanie jest już we wrześniu, uda się spełnić tę obietnicę?
Już mówiłem, że miejsc nie brakuje. Choć to znowu kwestia rozmów z Ministerstwem Pracy, bo są finansowane z Funduszu Pracy. Musimy brać pod uwagę to, że jednocześnie zwiększamy liczbę studentów, którzy rozpoczynają studia. Tych od września będzie o 500 więcej. Wraz ze zwiększeniem liczby rozpoczynających kształcenie trzeba też będzie później zwiększyć liczbę miejsc rezydenckich.
Kiedy będą znane ostateczne rozwiązania?
Debatę zakończymy pod koniec sierpnia. Do prac zaprosiliśmy ekspertów, w tym również przedstawicieli lekarzy rezydentów.