Zespół Downa nie będzie już przesłanką do usunięcia ciąży. Ale też zapisy o karaniu kobiet nie pojawią się w nowych regulacjach.
Aby wykluczyć aborcję z powodu wad rozwojowych płodu, ustawę regulującą przepisy dotyczące przerywania ciąży można zmienić na kilka sposobów. Jeden z pomysłów to całkowite usunięcie tego przepisu. Drugi to wprowadzenie listy – wad czy przyczyn upośledzenia płodu, w przypadku których nadal byłaby dopuszczalna aborcja. Lub listy wymieniającej sytuację, kiedy nie byłoby to możliwe. Według naszych informacji bez względu na to, który z wariantów byłby wybrany, wskazaniem do osunięcia płodu przestanie być zespół Downa. Na razie to najczęstsze wskazanie do aborcji w Polsce.
– Nie chcemy być drugą Szwecją, gdzie takie dzieci się zabija w legalnych aborcjach – mówi jeden z polityków PiS. Potwierdzają to rozmowy z posłankami PiS, które o ile są na ogół bardzo wstrzemięźliwe w rozmowach o projekcie obywatelskim, to wszystkie oficjalnie chciały mówić tylko jedno – że aborcja w przypadku dziecka z zespołem Downa jest niedopuszczalna. Czy zagłosowałyby za całkowitym zakazem, nie chciały już zadeklarować.
Wyłączenia innych przepisów są mało prawdopodobne i całkowity zakaz nie zostanie przyjęty. Powodów jest kilka. Jeden to obawa przed protestami i narażeniem się większości opinii społecznej, która – jak pokazują sondaże – jest przeciwko zaostrzaniu ustawy. Jeden z polityków PiS mówi wprost, że projekt może podzielić partię i że to świetna okazja dla lewicy, by móc się wybić wizerunkowo. A ta już zapowiada referendum aborcyjne. To jeden z niewielu głośnych tematów, które pozwalają jej wyjść poza swój elektorat i zawalczyć o wyborcę centrowego.
Politycy boją się też, że znacząca zmiana kompromisu aborcyjnego oznacza, że przy kolejnej zmianie ekipy rządzącej przejdzie pełna liberalizacja ustawy. – W efekcie zmiana, która miała doprowadzić do tego, że ma być mniej zabijanych dzieci, sprowokuje kolejną, w wyniku której będzie ich zabijanych więcej – tłumaczy nasz rozmówca. Hamulcem może być też strach przed wzrostem podziemia aborcyjnego.
Zmiana dotycząca wykluczania aborcji z powodów upośledzenia płodu i tak w znaczący sposób zmniejszyłaby liczbę aborcji. W 2014 roku 927 przeprowadzonych zabiegów na 977 było efektem badań prenatalnych.
Projekt obywatelski wprowadza zakaz aborcji poza przypadkiem, jeśli jest ona efektem „działań leczniczych, koniecznych dla uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia matki dziecka poczętego”. Według projektu matka byłaby karana z aborcję, choć jest możliwość zastosowania nadzwyczajnego złagodzenia kary lub odstąpienia od jej wymierzenia.
Sytuację może ułatwić PiS-owi to, że widać zmianę stanowiska Kościoła katolickiego. Kiedy został założony Komitet Fundacji Pro, która przedstawiła propozycję projektu obywatelskiego, wypowiedziało się prezydium biskupów. W lakonicznym liście opowiedzieli się za zmianami w prawie oraz obroną życia poczętego. To zostało odczytane jako jednoznaczne poparcie dla projektu obywatelskiego. Tymczasem 10 dni później został wystosowany drugi list. Biskupi w wyraźny sposób dystansują się w nim do projektu: „Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin od listopada 2015 r. czynnie włączył się w pracę nad tym projektem, koordynując podejmowane działania. [...] Choć pierwsze spotkania dawały nadzieję na wspólną realizację projektu, to niestety nie udało się osiągnąć pełnego porozumienia”. O co poszło? Kością niezgody jest karanie kobiet. Dlatego autor listu ks. dr Przemysław Drąg, dyrektor Krajowego Ośrodka Duszpasterstwa Rodzin KEP, podkreśla, że biskupi „są zdecydowanie przeciwni próbom wprowadzenia do systemu prawnego zapisu, który umożliwiłby karanie kobiet, które dopuściłyby się zabójstwa dziecka”. Ubolewa, że nie udało się osiągnąć porozumienia. „Chcieliśmy razem obudzić wrażliwość wszystkich Polaków, wierzących i niewierzących, chcieliśmy zbudować ruch społeczny, który promowałby życie jako wartość niepodważalną i niezależną od jakości biologicznej dziecka” – pisze.
Jednym z powodów zmiany stanowiska mogły być spotkania Jarosława Kaczyńskiego z biskupami. Kilka dni temu stwierdził on, że „jest dla niego oczywiste, że w nowych rozwiązaniach ustawowych ochrona życia, zdrowia i godności kobiety musi być w pełni uwzględniona”. Podobnie mówił Jarosław Gowin, minister nauki, deklarując w jednym z wywiadów, iż jest przeciwny zakazowi aborcji w przypadku gwałtu lub czynu zabronionego. Jednak nie godzi się na przerywanie ciąży z powodów wad rozwojowych płodu. Również premier Beata Szydło, która publicznie deklarowała poparcie całkowitego zakazu, później mocno podkreślała, że to jej prywatne zdanie.
To, że dla PiS nie jest to wygodny projekt, potwierdza Kaja Godek, która także w latach 2013 i 2015 przedstawiała z ramienia Fundacji Pro w Sejmie antyaborcyjne projekty obywatelskie. – Przed pierwszym czytaniem byłam umówiona z posłami PiS, żeby zadawali pytania. W ostatniej chwili się wycofali. Dostali zakaz ruszania niewygodnego politycznie tematu – tłumaczy.
W pierwszym projekcie, który przedstawiała, była propozycja wyrzucenia tego jednego punktu – możliwości aborcji w przypadku, kiedy jest podejrzenie upośledzenia płodu. Za kolejnym razem we wrześniu 2015 roku już apelowała o usunięcie wszystkich trzech punktów i całkowity zakaz aborcji. W ani jednym z projektów nie było zapisu o karaniu kobiet.
Godek nie reprezentuje już fundacji. Jesienią zeszłego roku, niedługo po przedstawieniu projektu w Sejmie, została zwolniona przez prezesa. Była wówczas w zaawansowanej ciąży. Stworzyło to napięcie w fundacji, jedna z osób odeszła również z zarządu na znak protestu.
Mariusz Dzierżawski, prezes fundacji, przyznaje, że rozstał się z Kają Godek, i jak tłumaczy, powodem były inne pomysły na zarządzanie fundacją. Jego zdaniem trzeba zaznaczyć, że aborcja obecnie jest karalna także dla matek (choć dopuszcza się złagodzenie kary), bo tylko to może realnie ograniczyć usuwanie ciąży.
Przeciwnicy zmian w przepisach aborcyjnych mówią wprost, że nawet jeżeli zostanie wprowadzone tylko jedno obostrzenie, to wzrośnie podziemie. Szacuje się, że ciąże przerywa od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tysięcy Polek rocznie, choć oficjalne statystyki mówią o niespełna tysiącu legalnie przeprowadzonych zabiegów.
Już teraz kwitnie turystyka aborcyjna. Główny kierunek wyjazdów to Słowacja i Niemcy.