Rząd wykonał pierwszy krok do objęcia opieką medyczną wszystkich Polaków. Przygotował projekt, dzięki któremu osoby nieopłacające składek będą mogły się leczyć u lekarzy rodzinnych.
Finanse NFZ w 2016 r. / Dziennik Gazeta Prawna
PiS obiecywał, że z systemu ubezpieczeniowego przeniesie zdrowie do budżetowego, tak by każdy miał zagwarantowaną opiekę medyczną. Ma temu towarzyszyć likwidacja NFZ, do której może dojść na przełomie 2017 i 2018 r.
Rewolucję w systemie ubezpieczeń ma przygotować specjalny międzyresortowy zespół, który został powołany w ubiegłym tygodniu. Równocześnie część zmian zaczęto już wprowadzać tylną furtką. Dostęp do medycyny rodzinnej dla wszystkich – bez względu na ubezpieczenie – dodano w formie rządowej autopoprawki do nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, która wprowadza bezpłatne leki dla seniorów. Do przepisów, które nakazywały zapłatę za świadczenia przez osoby nieubezpieczone, wprowadzono zapis, że nie dotyczy to podstawowej opieki zdrowotnej.
„To pozytywnie wpłynie na dostępność świadczeń POZ i wyeliminuje sytuacje, w których pacjent nie skorzystał z nich z obawy przed poniesieniem kosztów” – czytamy w uzasadnieniu. Według MZ taniej jest zapłacić za wizytę, niż weryfikować uprawnienia osoby potencjalnie nieubezpieczonej lub udzielać pomocy specjalistycznej, gdy problemowi można zapobiec na etapie lekarza pierwszego kontaktu. Pacjenci, wobec których trwa już egzekucja kosztów wizyty, mogą liczyć na umorzenie.
2,5 mln osób
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł twierdzi, że ubezpieczenia zdrowotnego nie ma około 2,5 mln Polaków. Tyle nazwisk w systemie do weryfikacji uprawnień zapala się na czerwono. To ponad 5 proc. obywateli. – W tej grupie jest wiele młodych osób, które pracują, lecz nie mają etatu – przekonuje minister. I dodaje, że konstytucja zapewnia wszystkim równy dostęp do służby zdrowia. System powinien być więc obywatelski, a nie ubezpieczeniowy. Powołuje się też na to, że sprawdzanie każdego pacjenta jest uciążliwe i kosztowne.
Z kolei eksperci podkreślają, że część Polaków nie jest świadoma, że nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. – O tym, że nie mają ochrony, nie wie np. część osób prowadzących działalność gospodarczą – wyjaśnia mecenas Dobrawa Biadun, ekspertka Lewiatana. – Wystarczy, że 1–2 dni spóźnią się z zapłatą składki, a automatycznie nie mają ubezpieczenia zdrowotnego – alarmuje. Jej zdaniem przepisy w tym zakresie powinno się zmienić na bardziej korzystne dla ubezpieczonych, np. należy wprowadzić okres przejściowy, w którym mimo braku składki ochrona nadal obowiązuje.
Umożliwienie takim osobom leczenia w POZ to początek zmian, bo jak wynika z naszych ustaleń, wyłączone z systemu ubezpieczeniowego mają być też kolejne typy świadczeń. Dodatkowo trwa dyskusja wokół tego, by NFZ mógł w szczególnych sytuacjach umarzać opłaty za pobyt nieubezpieczonego w szpitalu. Dzięki temu rozwiązana zostałaby np. sprawa licealistki, która zgłosiła się do szpitala, myśląc, że jako uczennica ma ubezpieczenie, a potem za trzytygodniowy pobyt dostała rachunek na 93 tys. zł.
Organizacje pacjenckie oczekują jeszcze większych zmian. – Jeśli nieubezpieczeni korzystający z porady lekarza POZ mają nie ponosić kosztów, to takie same rozwiązanie należy przyjąć w stosunku do nieubezpieczonych pacjentów szpitali – stwierdza Urszula Jaworska, szefowa organizacji jej imienia. Przy czym jej zdaniem należałoby określić warunki, w jakich hospitalizacja byłaby bezpłatna. – Szpital i lekarz przyjmujący powinien ocenić, czy jest realne zagrożenie zdrowia lub życia – dodaje.
Piotr Najbuk z kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka podkreśla jednak, że opieka w POZ jest tania. A w szpitalach koszt świadczenia dla jednej osoby może sięgnąć nawet kilkuset tysięcy złotych. – Dlatego poszerzenie uprawnień mogłoby mieć poważniejsze skutki dla stabilności finansowej funduszu – wyjaśnia.
Aaaby Kowalski zapłacił
PiS przewiduje, że w miejsce składek wprowadzi podatek zdrowotny. A pieniądze na leczenie przechodzić będą przez budżet państwa, który zapłaci za wszystkich obywateli. Obawy budzi to, czy jego wprowadzenie nie zmniejszy wydatków na zdrowie. – Rozwiązanie musi być tak skonstruowane, aby zapewnić co najmniej obecny poziom finansowania publicznego sektora ochrony zdrowia – stwierdza Jerzy Gryglewicz, ekspert z Uczelni Łazarskiego. To, ile wyniesie podatek, a potem wydatki na zdrowie, będzie zależeć od ministra finansów. A jak zwracają uwagę eksperci, szefowie tego resortu z reguły mieli pilniejsze wydatki.