W jakim zakresie ustawa refundacyjna z 2011 r. pomogła pacjentom, a którzy chorzy płacą przez nią więcej? Jak odbiła się na rynku farmaceutycznym? Na te pytania miał odpowiedzieć rządowy dokument. I choć wciąż go nie ma, to już zabrano się za nowelizację. Eksperci twierdzą, że kolejność powinna być odwrotna.
Nawet w samym resorcie zdrowia opinie o ustawie o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 345) nie są jednoznaczne. – Beczka miodu z kilkoma łyżkami dziegciu – tak opisuje ustawę wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda. W ostrzejszym tonie wypowiada się szef resortu Konstanty Radziwiłł: – Od samego początku budziła wiele emocji. Jest w niej sporo do naprawienia – stwierdza.
Z kolei Marcin Matczak z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka zwraca uwagę, że w 2011 r. resort zdrowia w czasie prac nad ustawą refundacyjną w Senacie przyznał, że nie jest w stanie przewidzieć skutków tego aktu. Z tego powodu wprowadzono do niego przepis, który nakazywał rządowi przedstawienie Sejmowi oceny przepisów po dwóch latach od ich wejścia w życie. Poprzedni parlament jednak nie doczekał się stosownej informacji. Zaniedbanie powinna naprawić obecna ekipa rządząca. Jak twierdzi obecne szefostwo Ministerstwa Zdrowia, analiza zostanie przedstawiona posłom za trzy, cztery miesiące.
W tym samym czasie, a może nawet wcześniej, będzie też prezentowana nowelizacja ustawy refundacyjnej, nad którą już trwają prace w resorcie. Zdaniem ekspertów i organizacji pacjenckich resort powinien najpierw przedstawić posłom skutki już obowiązujących przepisów, a dopiero potem przygotować nowe rozwiązania. – Nie chodzi o to, by kogoś rozliczać z poprzedniej ekipy rządzącej, ale rzetelnie spojrzeć, w jakim zakresie akt ten działał, a w jakim nie. Bez takiej refleksji jego poprawienie będzie trudne – wyjaśnia Marcin Matczak. – Cząstkowe zmiany przepisów bez kompleksowej oceny mogą przynieść szkody – dodaje.
Resort zdrowia zapowiada m.in. wprowadzenie wyższych cen urzędowych leków, powołanie funduszu ratunkowego do finansowania w wyjątkowych warunkach nierefundowanych terapii oraz rzadsze zmiany list refundacyjnych.
Ale każde środowisko ma swoje priorytety. – Ważne, by pacjenci zasiadali w komisji ekonomicznej w ministerstwie i współdecydowali, ile wydaje się na leki z budżetu, a ile z prywatnej kieszeni pacjenta – wskazuje Ewa Borek, prezes organizacji MY Pacjenci. Z kolei medycy chcą uporządkowania zasad ustalania poziomu refundacji dla danego pacjenta. – Teraz ten obowiązek zrzucono na lekarzy, choć powinien to rozwiązywać np. system informatyczny w aptekach – zauważa Jacek Krajewski, szef Porozumienia Zielonogórskiego.