W podstawowej opiece zdrowotnej medyk ma pod opieką średnio 2,7 tys. pacjentów. Jak przyznaje resort zdrowia, to za dużo, by mógł realizować powierzone mu zadania. Dlatego wczoraj prace rozpoczął specjalny zespół ekspertów, który opracuje nowe ramy działania dla POZ.
Lekarz rodzinny ma dla pacjenta 10–15 minut podczas wizyty, a w sezonie grypowym zwykle mniej. Trudno w tym czasie poza badaniem i wypełnieniem różnych dokumentów dodatkowo np. porozmawiać o profilaktyce. – W krajach, w których POZ funkcjonuje dobrze, na jednego medyka przypada o tysiąc, półtora tysiąca pacjentów mniej niż w Polsce – przyznaje Milena Kruszewska, rzecznik prasowy MZ. Także lekarze rodzinni podkreślają, że powinni mieć pod opieką 1300–1500 pacjentów. Teraz, mimo limitu 2750 osób, często mają więcej, bo pacjenci nie mają się u kogo leczyć. W Polsce mamy bowiem tylko ok. 11 tys. specjalistów od medycyny rodzinnej i sytuacja wręcz się pogarsza. Co więc zrobić? – Nie wystarczy zwiększyć limitu przyjęć na studia o 20 proc., trzeba też zatrzymać migrację – stwierdza Marek Twardowski, wiceszef Porozumienia Zielonogórskiego.
Opowiada się on za odbiurokratyzowaniem systemu. Jego zdaniem najwyższy też czas, aby NFZ nie podpisywał oddzielnie kontraktów z pielęgniarkami, a oddzielnie z położnymi czy lekarzami POZ. Fundusz bowiem powinien podpisywać umowę z zespołem podstawowej opieki zdrowotnej. – Pacjenci potrzebują skoordynowanej opieki. Rozwiązania prawne powinny iść w takim kierunku, żeby lekarz rodzinny był także przewodnikiem m.in. wskazującym, gdzie konkretnie udać się do specjalisty, i mającym informacje zwrotne, co działo się tam z pacjentem – podkreśla Twardowski.
– Musimy zacząć od ustalenia, jak docelowo ma działać podstawowa opieka zdrowotna w Polsce, ponieważ w różnych przepisach wprowadzano w niej wyrywkowe zmiany i zatraciliśmy kierunek działania – dodaje Adam Kozierkiewicz, ekspert ds. zarządzania i członek ministerialnego zespołu ds. POZ.
Środowisko medyczne będzie też domagało się wzrostu środków na POZ. – Powinno na nią trafiać docelowo nie 13, a 20 proc. budżetu publicznego płatnika – wyjaśnia Twardowski, powołując się m.in. na doświadczenia starych państw unijnych. Dodaje, że nikomu nic nie będzie trzeba zabierać, ponieważ rząd i tak obiecał wzrost nakładów na zdrowie. W kwestii wynagrodzeń medyków Twardowski proponuje 80 proc. rozliczane jako stała stawka za pacjentów, a 20 proc. za profilaktykę i dodatkowe zadania.
Teraz 100 proc. stanowi ryczałt. Czy właśnie taka propozycja zostanie przyjęta – dowiemy się w ciągu pół roku. W takim czasie zespół ma przygotować rozwiązania dla POZ.