W całej Polsce brakuje szczepionek na tężec, błonicę oraz krztusiec. To firmy farmaceutyczne nie nadążają z realizacją zamówień na czas. Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się wprowadzić plan awaryjny, aby wybrnąć z tej niekomfortowej sytuacji.
prof. Ewa Bernatowska specjalista z zakresu pediatrii i immunologii, kierownik Kliniki Immunologii w Instytucie Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie / Dziennik Gazeta Prawna
Liczba chorych na krztusiec jest alarmująca. Rok temu było ich 1,6 tys., a teraz już 3,5 tys. Brak szczepionek na tę chorobę oraz ograniczony dostęp do szczepień na błonicę i tężec szczególnie odbija się na sześciolatkach. To im resort zdrowia wstrzymał część szczepień, by preparatu wystarczyło dla niemowląt.
Może się to odbić na zdrowiu dzieci. Pierwsze meldunki epidemiologiczne są alarmujące i pokazują ponad dwukrotny wzrost zachorowań na krztusiec od stycznia do września br. w porównaniu z analogicznym okresem 2014 r.
Problemy z dostępem do szczepień zaczęły się w zeszłym roku, gdy resort zdrowia przygotowywał zamówienia preparatów. Okazało się wówczas, że koncerny farmaceutyczne mają problemy z realizacją dostaw – nie nadążają z nimi nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Jednym z powodów jest to, że w USA wzrosła zachorowalność na krztusiec, a Ameryka Południowa również (podobnie jak Polska) wprowadziła obowiązek szczepień m.in. przeciwko tej chorobie. – Przy zwiększającym się zapotrzebowaniu na szczepionki na świecie mogą wystąpić opóźnienia produkcyjne i trudności w dopasowaniu poziomu dostaw do aktualnych potrzeb w danym kraju – przyznaje Krzysztof Kępiński z GlaxoSmithKlein.
Ministerstwo Zdrowia uspokaja, że wszystkie dostawy, które przesunięto na drugą połowę 2015 r., są realizowane zgodnie z planem.
W ostatnich tygodniach doszedł jednak jeszcze problem ze szczepieniami. Tym razem chodzi o tzw. MMR (na różyczkę, odrę i świnkę). W wielu przychodniach dzieci przychodzące na zastrzyk ochronny odchodzą z kwitkiem. Sanepid potwierdza problem. – Zamówiliśmy 15 tys. ampułek. Nie dostaliśmy nic – przyznają urzędnicy Wojewódzkiej Stacji Epidemiologicznej w Poznaniu.
Na czym polegają działania resortu? Z jednej strony ministerstwo przesunęło szczepienia grupie sześciolatków – nie odbyły się w pierwszej połowie roku. Z drugiej strony stara się łatać niedobory, kupując preparaty od różnych firm, a nie tylko od tych, z którymi dotychczas współpracowało. Resort zdecydował się także finansować dla części dzieci zakup szczepionek wysoko skojarzonych. Chodzi o preparat, który daje ochronę również przeciw polio. Do tej pory takie szczepionki dostawały tylko wcześniaki, reszta rodziców mogła je wykupić na własną rękę.
Schemat jest taki – ministerstwo robi centralny przetarg na zakup wszystkich szczepionek ujętych w krajowym programie szczepień. W tym celu zbiera dane z regionów na temat tego, ile i jakich preparatów dokładnie potrzebują.
Następnie informacje te trafiają do głównego inspektora sanitarnego, skąd są przekazywane do stacji wojewódzkich, które następnie kierują je do przychodni.
Stacje wojewódzkie w rozmowie z DGP przyznają, że w tym roku jest duże zamieszanie z realizacją obowiązku szczepień. I dodają, że radzą sobie jak mogą. – U dzieci do drugiego roku życia w realizacji szczepień obowiązkowych w zastępstwie są wykorzystywane szczepionki wysoko skojarzone przeciwko: błonicy, tężcowi, krztuścowi (bezkomórkowa, złożona), poliomyelitis (inaktywowana) i haemophilus influenzae typu b (5w1) – potwierdza Beata Kempa, kierownik oddziału promocji zdrowia Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach. Dla dzieci sześcioletnich zaś są czasowo wykorzystywane szczepionki: Quadracel (DTaP/IPV), Boostrix GSK oraz Tdap – szczepionka SSI. Te ostatnie to preparaty z obniżoną zawartością antygenu.
Podobnie jest w innych województwach. W Lubelskiem sanepid wylicza, że dotychczas zaszczepionych zostało 41 dzieci, pierwsze transze szczepionek były dostarczone zaś w sierpniu i październiku. W Wielkopolsce na 39,4 tys. ampułek, które będą potrzebne w tym roku, na razie dostarczono 18,8 tys.
Resort zdrowia przyznaje, że był problem. – Ministerstwo zakupiło szczepionki przeciwko błonicy, krztuścowi i tężcowi dla wszystkich dzieci, jednakże ich dostawa do Polski możliwa była dopiero w drugiej połowie 2015 r. – tłumaczy Krzysztof Bąk, rzecznik ministerstwa. Pierwsza dostawa była zrealizowana pod koniec sierpnia. Na razie dostarczono 228 tys. Ministerstwo czeka jeszcze na 205 tys. W sumie chodzi o 433 tys. preparatów. Tymczasem w 2009 r. urodziło się 425 tys. dzieci, teoretycznie więc szczepionek powinno wystarczyć dla wszystkich. Jednak Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, przyznaje, że część dzieci, które powinny zostać zaszczepione w 2014 r., przeszła również na ten rok. Dlatego dopiero w 2016 r. będzie można sprawdzić, czy udało się dostarczyć wszystkim potrzebną ochronę.
Paweł Grzesiowski, sekretarz Pediatrycznego Zespołu Ekspertów ds. Programu Szczepień Ochronnych, uważa, że choć odpowiedzialność za zawirowanie w dostawie leży po stronie firm, to jednak można by zmniejszyć ryzyko niedoborów przez długofalowe zamówienia i dywersyfikację zakupów. – Warto rozważyć co najmniej trzyletnie umowy zakupowe, ale to wymaga modyfikacji procedur przetargowych w Ministerstwie Zdrowia – tłumaczy Grzesiowski.
Kłopot polega na tym, że w ostatnim momencie trudno zwrócić się o pomoc do innych producentów, okres produkcyjny trwa bowiem około dwóch lat. Wiąże się to m.in. z obowiązkiem sprawdzania bezpieczeństwa nowych produktów.
Eksperci zauważają, że w tym roku mamy do czynienia ze wzrostem zachorowania na krztusiec. Uważają jednak, że nie wynika on bezpośrednio z ograniczeń w szczepieniach – a raczej jest efektem tzw. epidemii wyrównawczej, która pojawia się co jakiś czas. Dotychczas jednak liczba chorych w jednym półroczu wahała się od 1,2 do 1,7 tys., w tym roku przekroczyła 3,6 tys.
Jak podaje radio RMF FM, trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ stare choroby wracają. Liczba chorych na odrę w ostatniej dekadzie wzrosła ponad pięciokrotnie. Na krztusiec dwuipółkrotnie, a na szkarlatynę blisko trzykrotnie. Dlatego opóźnienia dostaw mogą mieć negatywny wpływ.
Tymczasem właśnie pojawił się także problem ze szczepionkami na odrę, świnkę, różyczkę – tzw. MRR. Sanepidy tłumaczą, że mowa tylko o kłopotach z dystrybucją preparatów. Zapewniają, że będą dostępne w listopadzie lub w grudniu. To samo słyszymy w przychodnich, które przesuwają wizyty dzieci zapisanych do szczepienia.
Obecnie ministerstwo na refundacje szczepień przeznacza od 70 do 90 mln zł w zależności od tego, ile urodzi się dzieci. Firmy jednak zarabiają ok. 200 mln zł, przy czym nawet ok. 100 mln zł płacą rodzice z własnej kieszeni – m.in. kupując szczepionkę wysoko skojarzoną, czyli taką, gdzie za jednym podaniem otrzymuje się ochronę na pięć różnych chorób. Taką opcję, jak wynika z szacunków Centrum Zdrowia Dziecka, wybiera nawet połowa rodziców. Dodatkowo około 10 proc. kupuje szczepionkę na pneumokoki, wyręczając w ten sposób państwo.
Od niedawna toczy się dyskusja, by m.in. szczepienie na pneumokoki wprowadzić do pakietu obowiązkowego – koszt tej zmiany wyniósłby nawet 250 mln zł.
OPINIA
Problemy w dostawach mogą się powtarzać
Problemy z dostępnością szczepionki przeciwko krztuścowi, błonicy i tężcowi są widoczne na polskim rynku od dwóch lat. Nie jest też wykluczone, że to ostatni taki przypadek. Co oznacza, że w przyszłości niedobór znowu może się powtórzyć. Szczególnie że zachorowania na krztusiec na całym świecie są coraz częstsze. Wychodzi bowiem na jaw niedoskonałość stosowanych obecnie szczepionek. To skłania poszczególne kraje do zwiększania skali zamówień na szczepionki. Ma to miejsce właśnie w tym roku. W konsekwencji koncerny farmaceutyczne mają coraz większe problemy z reagowaniem na nagle zgłoszone zapotrzebowanie. Coraz trudniej jest im realizować składane zamówienia od ręki. Rozwiązanie problemu w Polsce przyniosłaby zmiana podejścia w Ministerstwie Zdrowia, a dokładnie ustalenie przez resort długoterminowej strategii w zakresie szczepień. To pozwoliłoby składać zamówienia u koncernów farmaceutycznych na szczepionki na kilka lat naprzód. A nie z niewielkim wyprzedzeniem, jak to się dzieje obecnie. Warto dodać, że długofalowa polityka ma już miejsce w wielu krajach na Zachodzie i co ważne – przynosi efekty. Początkowo na krztusiec, błonicę i tężec szczepiono w Polsce tylko nowo narodzone dzieci. Okazało się jednak, że liczba zachorowań, zwłaszcza na krztusiec, rośnie. Dlatego w 2006 r. zadecydowano o podawaniu dodatkowej dawki szczepionki również dzieciom w wieku sześciu lat. Wzrost zachorowania na krztusiec w naszym kraju w 2012 r. był pierwszym sygnałem świadczącym o tym, że stosowany program szczepień nie jest w pełni wystarczający. Dlatego od 2016 r. zostaną nim objęte także starsze dzieci, te w wieku 14 lat. Pierwsze efekty rozszerzenia aplikacji szczepionki na kolejną grupę osób będą widoczne najwcześniej w 2017 r. Dodam jednak, że dużo większym zagrożeniem byłby brak szczepionki MMR. Jej niepodawanie oznaczałoby powrót odry. Przypomnijmy, że zanim pojawiło się obowiązkowe szczepienie na odrę w latach 70., rocznie umierało w Polsce z powodu tej choroby 100 osób. Do tego trzeba pamiętać o tym, że jest to wysoce zakaźna choroba.