Kliniki żądają od par, które przystępują do zabiegu, zrzeczenia się roszczeń z tytułu błędu medycznego czy prawa do dochodzenia ojcostwa
Sprawę nagłośnił instytut Ordo Iuris, który dotarł do dokumentów przygotowanych dla pacjentów przez jedną z klinik uczestniczących w rządowym programie in vitro. Zawierały one zapis o nieobciążaniu kliniki odpowiedzialnością za wystąpienie skutków ubocznych procedur wspomaganego rozrodu. Instytut powołuje się także na sygnały o nieprawidłowościach pojawiające się na forach internetowych. Osobom rozważającym poddanie się procedurze inny ośrodek przedstawia umowy, które zawierają klauzulę o zrzeczeniu się prawa do zaprzeczenia ojcostwa i macierzyństwa.
Stosowanie nieuczciwych praktyk wobec pacjentów potwierdza stowarzyszenie Nasz Bocian, które prowadzi monitoring polskich ośrodków leczenia niepłodności. – Praktycznie w każdym z 37 monitorowanych przez nas ośrodków spotkalibyśmy się z klauzulami abuzywnymi w umowach – podkreśla Anna Krawczak, przewodnicząca zarządu stowarzyszenia.
Ekspertka wylicza, że w dokumentach jest pełna gama błędów, począwszy od niezgodności z prawem dyskryminacyjnym (np. posługiwanie się sformułowaniami „mąż”, „żona” w odniesieniu do osób, które pozostawały w związku partnerskim), a skończywszy na żądaniu zrzeczenia się roszczeń w imieniu przyszłego dziecka.
Do jej organizacji docierają też sygnały o nieprawidłowościach dotyczących okoliczności, w jakich zawierane są umowy z parami, które chcą korzystać z in vitro. – Jedna z pacjentek ujawniła nam, że o wyrażenie zgody na dawstwo komórek została poproszona tuż po zabiegu, kiedy była jeszcze pod wpływem znieczulenia i nie w pełni świadoma. Gdy po 3 godzinach próbowała wycofać zgodę, okazało się, że komórka była już zapłodniona nasieniem innego mężczyzny – ujawnia Anna Krawczak. Dodaje, że zakazane klauzule stosują także ośrodki objęte rządowym programem.
– Przy czym takie zapisy pojawiają się w umowach, które dotyczą zabiegów odpłatnych. W rządowym programie in vitro obowiązuje bowiem wystandaryzowany wzór umowy – podkreśla Anna Krawczak.
Ministerstwo Zdrowia dodaje, że w rządowym programie nie jest możliwe dawstwo gamet, a tym samym nie ma uzasadnienia dla stosowania klauzuli o zrzeczeniu się dochodzenia ojcostwa.
Zdaniem Anny Krawczak niedozwolone praktyki to efekt braku regulacji rynku in vitro. Uporządkuje go dopiero ustawa o leczeniu niepłodności. Dziś posłowie zapoznają się ze sprawozdaniem komisji zdrowia w sprawie projektu tej regulacji.
Same ośrodki nie chcą wypowiadać się na temat niedozwolonych klauzul. Podkreślają, że nagłaśnianie tej sprawy nie służy popularyzowaniu idei leczenia niepłodności.
– Kliniki, które stosują nieuczciwe praktyki, ryzykują, że stracą klientów – ucina temat Sławomir Sobkiewicz ze Związku Polskich Ośrodków Leczenia Niepłodności i Wspomaganego Rozrodu. Dodaje, że każda ze stron umowy może z niej zrezygnować lub próbować ją negocjować.
Jednak zdaniem ekspertów nie do końca jest to prawdą. Wprawdzie kliniki deklarują, że umowy podlegają negocjacjom, ale nie informują o tym pacjentów. Ci ostatni zaś często nie zdają sobie sprawy, że treść dokumentów, które podpisują, może działać na ich niekorzyść. – Dodatkowo ich decyzji na zabieg towarzyszą ogromne emocje, więc z reguły nie podejmują koniecznych kroków, by sprawdzić treść podpisywanych oświadczeń – podkreśla Kacper Chołody z instytutu Ordo Iuris.
Dlatego zdaniem instytutu w klinikach może dochodzić do łamania prawa pacjentów do zrozumiałej informacji oraz do wyrażenia zgody na zabieg. Fundacja złożyła wniosek do rzecznika praw pacjenta o zbadanie tej sprawy. Krystyna Barbara Kozłowska wystąpiła do Ordo Iuris o udostępnienie dokumentów i zapowiada, że wyda decyzję o ewentualnym naruszeniu praw pacjenta po szczegółowej analizie. Eksperci uważają, że niedozwolonym klauzulom powinien się także przyjrzeć Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ten nigdy nie zajmował się takimi sprawami i uważa, że odpowiednie działania powinien podejmować RPP.