Trzeba mieć zdrowe nerwy i serce, aby bez fatalnych dla zdrowia konsekwencji kierować placówkami medycznymi w Polsce. Teraz także – zwłaszcza w tych, gdzie wykonuje się wysokospecjalistyczne procedury kardiochirurgiczne – pełne napięcia oczekiwanie.
Do tej pory 12 takich drogich, wymagających umiejętności i odpowiedniego wyposażenia świadczeń zamawiał i opłacał minister zdrowia. Teraz mają one przejść – jak reszta świadczeń – pod zarząd Narodowego Funduszu Zdrowia. Szpitale, a zwłaszcza kliniki, gdzie trafiają najcięższe przypadki, obawiają się wycenowej urawniłowki – tego, że każda placówka dostanie tyle samo za procedurę, niezależnie od tego, jakim sprzętem i fachowcami dysponuje. Jeśli dostanie, bo NFZ jest znany z tego, że nie lubi płacić. Resort zdrowia był natomiast solidnym płatnikiem. Żeby uprzedzić zarzuty, że się czepiam funduszu, opowiem pewną ekstremalną może, ale wymowną historię. Otóż jest szpital w Pszczynie prowadzony przez prywatną spółkę. Szpital ma kardiologię inwazyjną, ale nie ma na nią kontraktu z NFZ. Mimo tego jest zobowiązany przyjmować na ten oddział pacjentów z zagrożeniem życia (ostra niewydolność wieńcowa, zawał serca, zatrzymanie krążenia z powodów sercowych). Zwykle tych przywożą nocą karetki. Więc przyjmują, ratują, leczą.
Tyle że NFZ nie płaci. W sądzie jest pozew przeciwko funduszowi o zapłatę ponad 1,2 mln zł za okres od 2012 do 2013 r. Jak twierdzi dyrektor placówki, dziś bilans zamyka się kwotą minus 3 mln zł dla szpitala. NFZ zapisał tę kwotę po stronie ma. Oczywiście kiedyś zapłaci. Jak sąd go do tego zmusi.
Historia z rodzaju makabrycznych, ale szefowie setek szpitali mający problemy z doproszeniem się swoich pieniędzy za nadwykonania wiedzą, o czym mówię.
Można więc zrozumieć niepokój osób zarządzających placówkami, które dotąd spały spokojnie, mając pewność, że pieniądze wpłyną.
Resort zdrowia zapewnia, że nie będzie żadnych problemów, że wręcz będzie na te wysokospecjalistyczne procedury więcej pieniędzy. Bardzo chcielibyśmy wszyscy w to wierzyć. Lekarze. Obecni pacjenci. I przyszli pacjenci. Warto pamiętać, że zostać nim może każdy.