Świat nie jest należycie zabezpieczony przed rozprzestrzenianiem się eboli. Taki wniosek wypływa z pojawiających się niemal codziennie informacji o kolejnych pacjentach w szpitalach poza Afryką, u których podejrzewa się zakażenie śmiercionośnym wirusem.

W Wielkiej Brytanii obecnie w szpitalach jest dwójka pacjentów, u których podejrzewano zakażenie, ale alarm okazał się fałszywy. To dowód jak łatwo wirus mógłby się rozprzestrzenić wśród setek osób, które miały kontakt z pacjentami.

Obaj pacjenci przyjechali do Wielkiej Brytanii z zagranicy. Przybyły z Libanu mężczyzna zgłosił się w sobotę do izby przyjęć w szpitalu w hrabstwie Somerset. Usiadł wśród oczekujących na oględziny i dopiero po jakimś czasie pielęgniarki zaniepokoiły się jego objawami, przypominającymi ebolę. Został umieszczony w izolatce i przeprowadzono natychmiast testy bakteryjne, które nie wykazały zakażenia.

Drugi przypadek miał miejsce w Szkocji, gdzie zachorowała zatrzymana do deportacji nielegalna imigrantka z Sierra Leone z Zachodniej Afryce. Odizolowano ją w izbie chorych ośrodka dla imigrantów oczekujących na deportację w hrabstwie Lanarkshire. Wyniki testów nie są jeszcze znane, ale służba zdrowia uważa, że zakażenie ebolą jest mało prawdopodobne.
W obu wypadkach odpowiedzialne władze wykazały czujność, ale potencjalni nosiciele wysoce zakaźnej choroby i tak stykali się z setkami osób. Dowodzi to jak łatwo epidemia mogłaby się przedostać do Europy. Ebola zabiła już ponad tysiąc osób w Zachodniej Afryce, a zdaniem specjalistów, dalsza walka z epidemią może zająć do pół roku.