NFZ zdecydował się poluzować finansowy pas, który zaciskał przez minione dwa lata. W 2015 roku na leczenie pacjentów przeznaczy w regionach łącznie ponad 64,1 mld zł, czyli o 1,6 mld zł więcej niż w roku obecnym – wynika z projektu planu finansowego funduszu, do którego dotarł DGP. Wyższe wydatki mają być możliwe dzięki wyższym przychodom. Te zaś mają pochodzić przede wszystkim z lepszej ściągalności indywidualnych składek. NFZ zakłada, że w 2015 roku „zarobi” dzięki temu 69,4 mld zł – o 3,39 mld zł więcej niż w obecnym. To tylko 3,9 proc., czyli niewiele więcej, niż wynosi inflacja.

– Taki wzrost tak naprawdę betonuje system lecznictwa. Dlatego czas na wprowadzenie innych źródeł finansowania, np. dodatkowych ubezpieczeń – uważa Małgorzata Gałązka-Sobotka, członek Rady NFZ.

Zdaniem ekspertów wyższy budżet nie oznacza zdecydowanej poprawy w dostępie do świadczeń. Nie można np. liczyć na wyraźne zwiększenie dostępu czy w ogóle zlikwidowanie limitów w przypadku niektórych zakresów usług (tak jak to się dzieje np. przy porodach czy leczeniu zawałowców). Nieco więcej pieniędzy ma za to trafić do lekarzy rodzinnych (o 83,7 mln zł), a także na leczenie szpitalne. Tyle że według samych zainteresowanych to za mało. Zwłaszcza w kontekście pakietu antykolejkowego zapowiedzianego kilka miesięcy temu przez ministra zdrowia. Miał on poprawić m.in. dostępność do leczenia onkologicznego. Tymczasem projekt planu finansowego nie zawiera konkretów w tej kwestii. Co prawda będzie więcej pieniędzy na leczenie szpitalne oraz przyjęcia u lekarzy rodzinnych i specjalistów. Jednak – jak podkreśla Jerzy Gryglewicz, ekspert z Uczelni Łazarskiego, który brał udział w przygotowaniu założeń do pakietu onkologicznego – nie wiadomo, ile tak naprawdę trafi na leczenie chorych na raka.

Kto dostanie więcej

Po raz pierwszy od dwóch lat oddziały NFZ otrzymają dodatkowe środki na leczenie. Do tej pory – mimo inflacji – nakłady utrzymywały się na tym samym poziomie. Na największy wzrost pieniędzy może liczyć Wielkopolska

Na szarym końcu znajduje się woj. opolskie, które jako jedyne otrzyma o 3 mln zł mniej funduszy na leczenie chorych niż w zeszłym roku – tak wynika z podziału środków w planie finansowym NFZ na rok 2015.

Powód? – To pierwsze efekty wyludniania się regionu – przyznaje Roman Kolek, wicemarszałek woj. opolskiego. Dodaje, że z takim scenariuszem się u nich liczono. Algorytm podziału środków bierze bowiem pod uwagę liczbę ubezpieczonych. I choć też zwraca uwagę na wiek mieszkańców, to sytuacja w Opolskiem będzie gorsza niż w poprzednich latach. – Co z tego, że mamy mniej ludzi, jeżeli wyjeżdżają, to głównie osoby młode, i rodzi się mniej dzieci. Zostały osoby starsze, które częściej chorują – tłumaczy. Ponadto nie zmniejszy się liczba lekarzy, których trzeba opłacać z tych pieniędzy, przez co na leczenie będzie jeszcze mniej pieniędzy.

Jego zdaniem algorytm powinien bardziej brać pod uwagę stan zdrowia mieszkańców. Wtedy podział byłby sprawiedliwy.

W Wielkopolsce – która z kolei dostanie o blisko 4 proc. więcej (czyli o 212 mln zł) – nie chcą komentować planów NFZ. – To na razie projekt, dopóki nie będzie zatwierdzony, trudno o nim rozmawiać – zastrzegają urzędnicy.

NFZ ogółem przeznaczy więcej na leczenie zarówno szpitalne, jak i ambulatoryjne, jednak by znaleźć oszczędności, obciął wydatki na stomatologię oraz leczenie uzdrowiskowe. To może oznaczać, że czas oczekiwania na wizytę u publicznego dentysty wzrośnie. Już teraz czeka się mniej więcej pół roku, zaś na aparat ortodontyczny dla dzieci nawet dwa lata. Przy takim budżecie nie uda się również skrócić kolejek do sanatoriów, w których zgodnie z przepisami nie powinnyśmy czekać dłużej niż 18 miesięcy. Dzisiaj czekamy nawet dwa lata. Zdaniem specjalistów właśnie we wspomnianych dziedzinach najłatwiej zmniejszać nakłady, by się nie narazić na zmasowaną krytykę.

Niezmiennym priorytetem jest wciąż onkologia.

– Oczywiście, że inne specjalizacje mogą ucierpieć z tego powodu, ale nie ma specjalnego wyboru, jeżeli nie ma więcej pieniędzy. Pytanie, co lepsze: leczenie raka czy zębów? – podsumowuje Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego. Sęk w tym, że w pakiecie nie ma szczegółów, jak środki miałyby być rozdysponowane na leczenie nowotworów.

Lekarze uważają, że proponowane zmiany są niewystarczające. – Skoro pakiet antykolejkowy ma wejść w życie od stycznia 2015 r., to propozycja wzrostu nakładów na podstawową opiekę zdrowotną o niewiele ponad 83 mln zł jest zbyt mała – ocenia Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. – Jestem tym bardziej zawiedziona, że wcześniej zyskaliśmy zapewnienia ze strony resortu zdrowia, że podwyżka będzie nawet o 800 mln zł. Te pieniądze pozwoliłyby na realizację nowych obowiązków, jakie będą nałożone na lekarzy rodzinnych w związku ze zmianami w leczeniu onkologicznym – tłumaczy lekarka.

Nowy budżet może więc się okazać powodem do protestu przed planowaną przez ministerstwo rewolucją. Pacjenci z rakiem mieli być leczeni bez limitu i zgodnie z obietnicami czas od podejrzenia o chorobie do rozpoczęcia terapii miałby nie przekroczyć dziewięciu tygodni. W usprawnieniu procedur mieli pomóc lekarze rodzinni, których zadaniem stałoby się szybkie wstępne diagnozowanie choroby. Jednak Janicka podkreśla, że nie ma szans na tę zmianę przy takim poziomie nakładów na POZ. Nie da się zatrudnić niezbędnej dodatkowej kadry, a już teraz brakuje 10 tys. lekarzy rodzinnych, zwłaszcza w małych ośrodkach gminnych i wiejskich. – Przy takich nakładach wręcz odwrotnie, kolejki będą się wydłużać – podkreśla Janicka.

Również zdaniem innych ekspertów trudno będzie realizować pakiet antykolejkowy bez konkretnych funduszy. Jak się dowiadujemy, będzie to tematem rozmów z ministerstwem. Sławomir Neumann, wiceminister zdrowia, jednak uspokaja.

– O pieniądzach na pakiet kolejkowy będziemy rozmawiać z lekarzami rodzinnymi i specjalistami, gdy będzie uchwalona ustawa – zapowiada. W przyszłym tygodniu ustawą „antykolejkową” zajmie się Sejm.

Nie wiadomo jeszcze, kto zapłaci za nieubezpieczonych

Projekt podziału budżetu NFZ pokazuje, że nie rozstrzygnięto jednego problemu i to poważnego, bo to właśnie z jego powodu posadę straciła była prezes NFZ Agnieszka Pachciarz. Sporu o to, kto ma płacić za osoby nieubezpieczone z prawem do leczenia, czyli np. dzieci, które nie zostały zgłoszone do ZUS.

Zgodnie z przepisami ich leczenie powinien pokrywać budżet państwa. Jednak kiedy Agnieszka Pachciarz wyliczyła, że Ministerstwo Finansów będzie to kosztować 900 mln zł została odwołana. Nie poparł jej minister zdrowia, który twierdził, że w sposób nieuprawniony wyciągała rękę po publiczne pieniądze. Wsparł tym samym Ministerstwo Finansów, według którego kwota ta wynosi ok. 200 mln zł. W tym sporze, jak na razie, górą jest resort finansów.

W obecnym projekcie podziału środków finansowych NFZ zapisał jeszcze mniej, bo ok. 150 mln zł. – To oznacza, że reszta będzie pochodzić z pieniędzy, które są przeznaczane na leczenie chorych, którzy płacą składki, czyli funduszu – tłumaczy Agnieszka Pachciarz. I przyznaje, że tę batalię wygrał resort finansów.

Problem pojawił się, kiedy zaczął działać eWuś, czyli elektroniczny system weryfikacji ubezpieczenia pacjenta. Po raz pierwszy można było rzetelnie policzyć, jaka jest liczba nieubezpieczonych, którzy byli u lekarza. Okazało się, że jest ona o wiele wyższa niż do tej pory zakładano.

W tej sytuacji w grę weszły różnice w interpretacji przepisów. Oto przykład: jeżeli dziecko ma pracujących rodziców, którzy mogli je zgłosić do ubezpieczenia, ale tego nie zrobili, to kto powinien płacić za jego leczenie? NFZ do tej pory stał na stanowisku, że budżet, bo zgodnie z prawem to osoba nieubezpieczona. Resort finansów uważa inaczej: sam fakt zgłoszenia do ubezpieczenia w takiej sytuacji ma charakter czysto techniczny i jego brak nie pozbawia danej osoby statusu osoby ubezpieczonej.

Tomasz Latos (PiS), przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia, uważa, że ten problem należy szybko rozwiązać. – Należy się zdecydować, czy system eWUŚ, który widzi, czy pacjent jest ubezpieczony, jest dobry i przekazuje precyzyjne dane, czy nie. Przecież po uruchomieniu chwalił się nim nawet premier. Dopiero gdy eWUŚ zaczął potwierdzać, że poziom finansowania niektórych grup pacjentów jest zaniżony, że tych pieniędzy w systemie brakuje, to urzędnicy zaczęli działanie systemu kwestionować – tłumaczy poseł. Jego zdaniem w sporze chodzi o to, by obciążenia po stronie budżetu były jak najniższe. – W takim razie należy zmienić przepisy i jasno w nich wskazać, że również za nieubezpieczonych płaci NFZ. W tej chwili mamy do czynienia z fikcją, która psuje państwo. Przepisy są po to, by je realizować – podsumowuje Latos.