Pacjenci w szpitalach płacą za to samo ze składki zdrowotnej i z własnej kieszeni. Często nawet nie mają świadomości, że jest to nielegalne.
Koszty leczenia / Dziennik Gazeta Prawna
Świadczeniodawcy posiadający umowę z NFZ nie mogą żądać pieniędzy za usługi, które realizują na podstawie umowy z funduszem i znajdują się w koszyku świadczeń gwarantowanych. Jednak do NFZ i rzecznika praw pacjentów (RPP) płyną skargi na szpitale i przychodnie, które łamią tę zasadę. Zdaniem ekspertów, najwyższy czas, aby pobieranie opłat od pacjentów uporządkować.

Nielegalna danina

Czytelnik DGP, który podczas czasowego pobytu poza miejscem zamieszkania zgłosił się z wysoką gorączką do tamtejszej przychodni podstawowej opieki zdrowotnej, musiał uiścić opłatę w wysokości 70 zł.
– Opłata nie powinna zostać pobrana – tłumaczy Bożena Janicka, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia. Wyjaśnia, że lekarze rodzinni w ramach kontraktu z NFZ mają obowiązek bezpłatnie udzielać porad osobom, które przebywają gościnnie w miejscu, gdzie ma siedzibę przychodnia, w przypadku nagłego pogorszenia stanu zdrowia. Fundusz zwraca im 45 zł za poradę udzieloną takiej osobie.
Do NFZ dociera coraz więcej sygnałów o podobnych nieprawidłowościach. Od stycznia mazowiecki oddział rozpatrzył 74 skargi pacjentów. W 59 przypadkach zakończyło się to zobowiązaniem placówki medycznej do zwrotu pieniędzy pacjentowi. Jednak statystyki nie oddają rzeczywistej skali procederu. Po pierwsze chorzy bardzo często nie widzą, że kwoty zostały od nich pobrane nienależnie. Po drugie, niechętnie składają oficjalne doniesienia.
– Z nieoficjalnych, anonimowych informacji telefonicznych wynika, że problemem są dopłaty do leczenia, np. pobierane przez stomatologów za lepszą plombę, protezę, znieczulenie. Tymczasem jest to niezgodne z przepisami. Chory albo wybiera leczenie na fundusz i nic nie płaci, godząc się na zakres świadczeń koszykowych, albo wybiera leczenie prywatne i wówczas płaci za całość – podkreśla Beata Szymanek, rzeczniczka prasowa świętokrzyskiego oddziału NFZ.

Dodatkowe koszty

Sytuację komplikuje to, że część płatności (za salę jednoosobową czy poród rodzinny) w szpitalach jest pobierana legalnie, ale zasady ich ustalania nie są jasne.
– Duża część zgłoszeń dotyczy pobierania zawyżonych opłat za pobyt rodziców przy hospitalizowanym dziecku, a także towarzyszenie przy porodzie rodzinnym. Świadczeniodawcy w tych przypadkach mogą zgodnie z prawem opłaty pobierać, ale powinny być one rzeczywiste, tj. adekwatne do kosztów ponoszonych przez daną placówkę medyczną – podkreśla Krystyna B. Kozłowska, RPP.
Jednak żadne przepisy nie podpowiadają kierownikom zakładów, w jaki sposób mają je ustalić. W efekcie panuje dowolność. Za obecność ojca przy porodzie w szpitalu w Suchej Beskidzkiej płaci się 20 zł.
– Opłata jest pobierana tytułem rekompensaty rzeczywistych kosztów poniesionych przez szpital w związku z obecnością bliskiej osoby podczas porodu – podkreśla Marta Matusik z ZOZ w Suchej Beskidzkiej. Obejmuje m.in. koszt jednorazowej odzieży ochronnej dla ojca dziecka. W szpitalu położniczym w Białymstoku ten sam wydatek wyceniono na 75 zł, a Warszawie ojciec, który asystuje przy porodzie naturalnym, nie płaci za fartuch wcale, ale w przypadku cesarskiego cięcia uiszcza 200 zł. Zdaniem ekspertów potrzebna jest większa transparentność przy żądaniu takich opłat.
– Wysokość wszelkich dodatkowych należności powinna być uregulowana ustawowo, tak, aby zasady ich były równe dla wszystkich – podkreśla Maciej Dercz, prawnik ekspert ds. ochrony zdrowia.

Dobrowolne opłaty

Jest też druga strona medalu. Są pacjenci, którzy w publicznych placówkach chcą płacić, aby ominąć kolejkę medyczną. Jednak zgodnie z obowiązującą interpretacją ministra zdrowia publicznym zakładom nie wolno pobierać jakichkolwiek opłat za usługi świadczone w ramach kontraktu z NFZ. Nawet wtedy, gdy skończy im się umowa z funduszem. Ograniczenia te nie dotyczą szpitali – spółek prawa handlowego. Ta nierówność podmiotów skłania publiczne placówki do szukania sposobów na obejście zakazu.
W Centralnym Szpitalu Klinicznym MSW w Warszawie bezpłatne zabiegi ortopedyczne wykonuje tamtejsza Klinika Ortopedii i Traumatologii. Pacjenci czekają w kolejce nawet 2 lata. Tę samą operację, np. kolana, chory może wykonać za 9 tys. zł w tutejszym Centrum Medycyny Sportowej.
Eksperci wskazują, że trudna sytuacja finansowa NFZ powoduje, że szpitale otrzymują coraz niższe kontrakty. Żeby utrzymać równowagę finansową, będą sięgać do kieszeni pacjentów. Chodzi jednak o to, żeby działania te ucywilizować.
– Nie ma powodu, żeby zabraniać publicznym szpitalom dodatkowej, odpłatnej działalności. Mogą np. zorganizować oddzielne poradnie, która nie mają kontraktu z funduszem – uważa Maciej Dercz, prawnik, ekspert ds. ochrony zdrowia.
Dodaje jednak, że za każdym razem pacjent musi wiedzieć, co dostaje za pieniądze z NFZ, a za co musi zapłacić z własnych środków. Ministerstwo Zdrowia nie ukrywa, że zastanawia się nad tym rozwiązaniem.
– Możliwość udzielania komercyjnych świadczeń zdrowotnych przez wszystkie podmioty lecznicze jest obecnie przedmiotem analiz – ujawnia Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.
Resort czeka też ogromne wyzwanie związane z uporządkowaniem koszyka świadczeń gwarantowanych. Obecnie pacjent ma teoretycznie zagwarantowane prawie wszystkie procedury medyczne za darmo. Jednak ich zakres nie jest szczegółowo opisany. Jakie są tego konsekwencje najlepiej widać na przykładzie znieczulenia zewnątrzoponowego, za które pacjentki w wielu szpitalach muszą płacić, jeśli podawane im jest ono jedynie na ich życzenie, a bez wyraźnych względów medycznych. Brak jednoznacznej interpretacji, za co wolno pobierać opłaty, a co jest bezprawne, otwiera pole do nadużyć. Dlatego zdaniem ekspertów koszyk trzeba uporządkować, ale żeby opłaty wyprowadzić z szarej strefy, trzeba je zalegalizować.
– Może warto wrócić do pomysłu sprzed lat, aby wprowadzić dodatkową kategorię świadczeń współfinansowanych przez pacjenta – zauważa dr Jerzy Gryglewicz, ekspert z Uczelni Łazarskiego. Mogłyby do niej zostać zaliczone, np. znieczulenie zewnątrzoponowe na życzenie pacjentki, niestandardowe, drogie soczewki stosowane przy operacji zaćmy czy najnowocześniejsze endoprotezy.
– Nowa kategoria świadczeń musiałaby jednak zostać ściśle opisana. Jej istnienie dawałoby bezpieczeństwo pacjentom, bo byłyby znane cenniki takich usług. Nie można wówczas zawyżać cen – podkreśla Jerzy Gryglewicz.