Pracownicy służby zdrowia to druga pod względem mobilności grupa zawodowa w Unii. Bruksela chce stworzyć rejestr, w którym każdy mógłby sprawdzić ich przeszłość zawodową. Działania Komisji Europejskiej mają doprowadzić do tego, by zakaz wykonywania zawodu w jednym kraju automatycznie uniemożliwiał pracę w pozostałych na terenie całej Unii.
Błąd w sztuce lekarskiej lub postępowanie niezgodne z etyką nie oznaczają końca kariery zawodowej dla lekarza pracującego w UE. Aby kontynuować praktykę niemożliwą w jednym kraju, wystarczy wyjechać do innego – alarmują organizacje broniące praw pacjentów.
– W Unii nie działa obieg informacji między szpitalami, który pomógłby skutecznie ukrócić takie przypadki – mówi DGP Kaisa Immonen-Charalambous z Europejskiego Forum Pacjentów. KE proponuje uzupełnić tę lukę, wypracowując ogólnoeuropejski system alarmowy. Jak bardzo jest to potrzebne, pokazuje ujawniony na początku roku skandal w Niemczech. W jednym z tamtejszych szpitali pracuje holenderski neurochirurg, który w swoim kraju został pozbawiony prawa do wykonywania zawodu.
Obecnie wymiana informacji wewnątrz Unii na temat lekarzy nie jest obowiązkowa. Jeżeli szpital chce sprawdzić wiarygodność starającego się o zatrudnienie medyka z zagranicy, musi wysłać zapytanie do odpowiednich organów jego państwa ojczystego. Jednak w praktyce bariery językowe i różnice administracyjne utrudniają odnalezienie urzędu właściwego do udzielenia tych informacji w innym kraju.
Zgodnie z propozycją KE szpitale dostałyby możliwość ekspresowego sprawdzenia wiarygodności lekarzy poprzez wspólny system informacji. W przyszłości państwa członkowskie o złamaniu etyki zawodowej lub popełnieniu błędu w sztuce przez danego medyka miałyby być informowane poprzez scentralizowany system komputerowy Internal Market Information System (IMI) w ciągu 48 godzin. Do systemu IMI trafiałyby przypadki postępowań dyscyplinarnych – informuje EUObserver.
Parlament Europejski ma czas na podjęcie decyzji w tej sprawie do lipca.
Bruksela proponuje wprowadzić zmiany w unijnym systemie uznawania kwalifikacji zawodowych pracowników medycznych. Zdaniem KE zaświadczenie dostarczone przez samych lekarzy chcących pracować za granicą to za mało, by uznać dyplom za wiarygodny. Powinna powstać ogólnoeuropejska baza informacyjna, gdzie każdy zainteresowany mógłby sprawdzić historię zawodową lekarza.
Konieczność utworzenia takiego systemu to efekt rosnącej mobilności lekarzy w Europie. W ubiegłym roku do innego państwa unijnego za pracą wyjechało blisko 44 tys. lekarzy. Obecnie pracownicy medyczni to druga pod względem liczebności migrująca grupa zawodowa w Europie. Jak wskazują ostatnie szacunki OECD, odsetek zagranicznych lekarzy największy jest w Wielkiej Brytanii (ok. 30 proc. wszystkich specjalistów). W Niemczech i we Francji wskaźnik ten wynosi 5 proc. W Polsce obcokrajowcy to zaledwie 0,6 proc. lekarzy.
Wraz z migracją lekarzy rośnie też liczba afer medycznych, które wstrząsają europejską opinią publiczną. Na początku roku w Niemczech głośno się zrobiło o holenderskim neuropatologu, który choć nie miał uprawnień lekarskich, przez lata przyjmował pacjentów w kilku niemieckich placówkach zdrowia. Ernst Jansen Steur sam zrzekł się praw do wykonywania zawodu w 2006 r. po tym, jak w wyniku jego niekompetencji życie straciło kilka osób. W latach 1998–2003 źle zdiagnozował wielu pacjentów z poważnymi chorobami. Doprowadziło to do śmierci dziewięciu z nich, z czego jedna osoba popełniła samobójstwo w wyniku błędnego zdiagnozowania u niej alzheimera. Ponadto holenderskie media przypisują Steurowi uzależnienie od narkotyków. Nie przeszkodziło to jednak lekarzowi znaleźć zatrudnienie w szpitalu w niemieckim Heilbronnie. Lokalne placówki nie zostały ostrzeżone przed samozwańczym neurologiem, ponieważ nie wiadomo było, do której z 16 jednostek organizacyjnych w Niemczech należało wysłać dane w tej sprawie – tłumaczą się Holendrzy.
To niejedyny taki przypadek. Podobna afera wybuchła niedawno w Finlandii, gdzie lekarz Esa Laiho przez dekadę leczył pacjentów, nie mając do tego żadnych uprawnień. Dyplom, który Laiho rzekomo uzyskał w Rosji, okazał się fałszywką. Ten przypadek skłonił tamtejszy urząd nadzorujący prawa pacjentów (Valvira) do sprawdzenia papierów wszystkich 800 zagranicznych lekarzy pracujących w Finlandii. Weryfikacja jednej trzeciej z nich utknęła w miejscu. Zagraniczne uczelnie, gdzie lekarze rzekomo uzyskali dyplomy, nie odpowiedziały na zapytanie wysłane przez Valvirę.
– Podobne przypadki świadczą o tym, że Europie potrzebny jest odpowiedni system wymiany informacji ws. uprawnień lekarzy – tłumaczy w rozmowie z DGP Tomasz Szelągowski z Federacji Pacjentów Polskich. Przeszkodą może okazać się jednak kwestia ochrony danych osobowych. Kraje, w których obowiązuje wysoki standard ochrony praw pacjenta, jak Wielka Brytania czy Irlandia, gdzie już istnieją podobne systemy ostrzegawcze, opowiadają się za większą transparentnością.
– Jednak są kraje szczególnie przewrażliwione, jeżeli chodzi o ochronę danych osobowych, jak Niemcy czy Francja – wyjaśnia Kaisa Immonen-Charalambous z Europejskiego Forum Pacjentów. – Wiele organizacji pozarządowych, w tym my, domaga się zwiększenia transparentności, gdy chodzi o zdrowie i życie ludzi – dodaje.