Rodzice dzieci oczekujących miesiącami na operację w Instytucie Matki i Dziecka zaalarmowali krajowego konsultanta w dziedzinie ortodoncji prof. Grażynę Śmiech-Słomkowską, że w placówce źle się dzieje. W sprawę włączyło się Ministerstwo Zdrowia. To był 2010 rok. Do dziś nic się nie zmieniło – dzieci czekają po pół roku na wizytę do specjalisty. Szybciej można zoperować malucha prywatnie, u tych samych lekarzy.
„Rodzice dzieci leczonych w poradni ortodontycznej IMiD skarżyli się na długi czas oczekiwania przed gabinetem na wizytę, a brak wyników leczenia wiązali z zatrudnieniem lekarzy, którzy nie są specjalistami w dziedzinie ortodoncji” – alarmowała prof. Grażyna Śmiech-Słomkowska.
Przeprowadzona przez nią kontrola wykazała, że źle jest prowadzona dokumentacja w poradni, co uniemożliwia obliczenie rzeczywistych kosztów leczenia. Problem był też z zastaniem lekarza w pracy. W piśmie do MZ wskazywała, że uzyskała w IMiD od higienistki informację, że „lekarz bywa w piątki, a pacjenci z wadą rozszczepową są przyjmowani w środy”. „To wysoce niezadowalający sposób realizacji kontraktu podpisanego z NFZ” – sygnalizowała ministerstwu. W efekcie złożyła wniosek do NFZ o wstrzymanie funduszy na leczenie ortodontyczne w IMiD. Kontrolę przeprowadził też sam NFZ i na IMiD została nałożona kara pieniężna.
Dorota Kleszczewska, rzecznik prasowy IMiD, bagatelizuje sprawę. – Mamy pozytywną opinię z uwagami – twierdzi i zapewnia, iż jej placówka jest podawana jako przykładowo prowadzony instytut. A że kolejki, no cóż, to chleb powszedni w polskiej służbie zdrowia.
Inaczej jednak do tej sprawy podchodzą rodzice.
– Pół roku czekaliśmy na przyjęcie dziecka na wizytę w pracowni. Nasza córka nie mogła być tam zbadana. W końcu zdecydowaliśmy się iść do lekarza prywatnie– opowiadają Arkadiusz i Wioleta Podobasowie, rodzice małej pacjentki IMiD.
Mimo że afera w instytucie trwa od lat, mimo interwencji resortu, NFZ i konsultanta, sytuacja zamiast poprawić się, wciąż się zaognia. Wszystko przez konflikt personalny pomiędzy prof. Marią Hortis-Dzierzbicką a dyrekcją instytutu. To prof. Hortis-Dzierzbicka wyciągnęła na światło dzienne brudy swojej firmy: to ona opowiedziała konsultantowi podczas kontroli, że w instytucie dochodzi do fałszerstw dokumentacji medycznej i list obecności lekarzy, wyciągania pieniędzy z NFZ, przekładania w nieskończoność terminów zabiegów dzieci.
W reakcji na ten „donos” profesor odwołano z funkcji zastępcy kierownika kliniki chirurgii ds. interdyscyplinarnego leczenia wad twarzoczaszki i wszczęto wobec niej postępowanie dyscyplinarne. Postępowanie zostało umorzone, ale sprawa legalności pozbawienia jej stanowiska trafiła do sądu. Wciąż jest nierozstrzygnięta.
Zdaniem profesor Hortis-Dzierzbickiej kolejną represją dyrekcji wobec niej jest próba pozbawienia jej pracowni. Władze IMiD chcą przenieść ją do gabinetu, który zupełnie nie nadaje się do leczenia dzieci. – To pomieszczenie jest pozbawione światła dziennego i sztucznie wentylowane. Za ścianą ma toaletę i znajduje się przy korytarzu izby przyjęć. Nie nadaje się więc do badań pacjentów z zaburzeniami mowy – tłumaczy prof. Maria Hortis-Dzierzbicka, laryngolog foniatra. Z jej obecnego gabinetu dyrekcja chce zrobić pokój pielęgniarki oddziałowej. Wszystko – jak mówi – w celu usunięcia jej z placówki.
Instytut ustami swojej rzeczniczki prasowej Doroty Kleszczewskiej tłumaczy, że zmiana wynika z faktu, że oddają do użytku nową izbę przyjęć i zmieniają organizację pracy. – Żeby nie było tak, że jeden specjalista ma gabinet, z którego korzysta parę godzin dziennie albo tylko parę razy w tygodniu. Pracownia nie będzie przywiązana do nazwiska – wskazuje Kleszczewska.



Wojna personalna w instytucie toczy się w najlepsze, a sytuacja pacjentów w niczym się nie zmienia. Terminy operacji maluchów przekładane są po trzy, cztery razy. Szybciej operację można zrobić prywatnie w klinice Formmed, którą założyła prof. Zofia Dutkiewicz – do niedawna kierownik Kliniki Chirurgii Dzieci i Młodzieży w IMiD. „Klinika prof. Dutkiewicz mieści się w zwykłym (choć dużym) mieszkaniu w bloku. Na operację umówiliśmy się na grudzień. Cena 6 tys. zł to dużo, ale z drugiej strony mało. Gdybyśmy chcieli, aby Maciuś był operowany za darmo w IMiD, termin byłby dopiero na wiosnę następnego roku. Maciuś w tym czasie już powinien próbować zaczynać mówić, więc bez operacji zamiast »tata« nauczyłby się mówić »kaka«” – pisze na forum Rozszczepieni.pl jedna z mam. Obecnie klinika mieści się w budynku w Nowych Babicach, gdzie warunki są lepsze, ale wątpliwości etyczne pozostały. W klinice tej operują lekarze z instytutu.
O sytuacji w instytucie prof. Maria Hortis-Dzierzbicka w 2010 r. zawiadomiła Prokuraturę Rejonową Warszawa-Wola.
Zwróciła uwagę śledczych na to, że w poradni ortodontycznej zatrudnieni na etacie byli lekarze, którzy pojawiali się w pracy sporadycznie ale podpisywali listy obecności na bieżąco. Na kierownika zatrudniono lekarkę, która przez półtora roku nie przyjmowała pacjentów i nie zajmowała się rezydentami – ale i tak NFZ za „realizację” programu ortodontycznego płacił 300 zł za każdego pacjenta. Dziećmi zajmowali się inni lekarze, choć nie mieli ku temu uprawnień.
Jaka jest odpowiedź IMiD? „Prezentowane zarzuty są całkowicie pozbawione podstaw prawnych i faktycznych, mogą zostać uznane za pomówienie i naruszenie dobrego imienia instytytu” – informuje instytut w przesłanym stanowisku.
Prokuratura umorzyła dochodzenie. Ustaliła jedynie, że dochodziło do sytuacji, gdy składano podpisy za inne osoby na liście obecności pracowników. „Jednakże wynikało to z faktu, iż przychodzący do pracy pracownicy nie zawsze podpisywali listę obecności” – stwierdziła prokuratura.
– Prokuratura uznała, że zaznaczanie na listach obecności przez pracowników nieobecnych przez inne osoby to niewinne zdarzenie, podczas gdy to oznaczało wyłudzanie nienależnych świadczeń z NFZ. Powodowało więc szkody w budżecie – przekonuje prof. Hortis-Dzierzbicka.
Oficjalnie również Ministerstwo Zdrowia stoi na stanowisku, że nieprawidłowości nie ma. „Nie zostały potwierdzone zarzuty dotyczące m.in. ograniczenia świadczeń medycznych udzielanych w instytucie pacjentom z rozszczepem podniebienia” – deklaruje rzecznik