Placówki obawiają się, że w tym roku będą większe niż zwykle kłopoty z uzyskaniem od Narodowego Funduszu Zdrowia pieniędzy za nadwykonania. Dlatego już teraz niechętnie przyjmują na oddziały chorych.
Jeden z dyrektorów warszawskiego szpitala mówi wprost: – Staramy się odepchnąć pacjentów nogami i rękami.

Przyjąć chorych na raka

Na Mazowszu, gdzie trafia najwięcej środków na leczenie szpitalne, wcześniej nie było w zasadzie problemów, aby uzyskać od NFZ zwrot pieniędzy. W tym roku fundusz zaostrzył politykę. Właśnie trwają negocjacje z Mazowieckim Szpitalem Onkologicznym w Weliszewie. Na chirurgię onkologiczną zgodnie z umową placówka może przyjąć miesięcznie 40 pacjentów, tymczasem przyjmowała po 120.
– Nie wstrzymaliśmy przyjęć do szpitala, ale jeżeli zwrotu nie otrzymamy, kolejki na pewno się wydłużą – ocenia Karol Chwesiuk ze szpitala w Weliszewie.
W Instytucie Hematologii i Transfuzjologii w Centrum Onkologii w Warszawie nadwykonania za pierwsze półrocze wyniosły 6 mln 600 zł, w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej – kilkaset tysięcy. – Nie ma placówki, która by nie miała nadwykonań, każda przyjmuje pacjentów ponad to, co zakontraktowała z NFZ – przyznaje dyrektor jednego ze szpitali onkologicznych.
I nie ma pewności, czy w ogóle je otrzymają. – Trwają analizy. Weryfikujemy zgłaszane przez szpitale nadwykonania, sprawdzamy m.in., ile w tym jest procedur ratujących życie – mówi Agata Sochaczewska z oddziału NFZ w Warszawie. W sumie na Mazowszu do tej pory (nie tylko szpitalnych) nadwykonań było za 372 mln zł.
Na Podlasiu same szpitale przekroczyły umowy o 35,3 mln zł. – Za wcześnie jest, by mówić o tym, w jakim stopniu nadwykonania będą opłacone – unika odpowiedzi Małgorzata Jopich z podlaskiego oddziału NFZ. Za cały poprzedni rok nadwykonania wyniosły ok. 50 mln zł. Oddział zapłacił z tego jakąś połowę.

Sądy mówią: leczyć

Co roku batalia toczy się o to samo: za jakie procedury medyczne wykonane w szpitalach fundusz powinien zapłacić, a za co nie ma obowiązku. Dyrektorzy co roku przyjmują więcej pacjentów, bo liczą, że przynajmniej za część z nich odzyskają pieniądze. Tymczasem zgodnie z prawem NFZ ma obowiązek płacić za nadwykonania jedynie w przypadkach, kiedy stawką było życie pacjenta. Tyle że odróżnienie przypadku, gdzie konieczne było ratowanie życia od tego, gdzie nie było zagrożenia, jest nieostre. Wiele szpitali decyduje się więc na drogę sądową. W ubiegłym roku była skuteczna w przypadku 215 spraw wartych 136 mln zł.
Co ciekawe, NFZ zakłada, że w przyszłym roku niekorzystnych dla niego rozstrzygnięć może być więcej i zwiększa rezerwę na nadwykonania: w planie finansowym na 2013 r. Na zobowiązania wynikające z wyroków sądowych zarezerwował 320 mln zł, 100 mln zł więcej niż w tym roku. A koszty przyjęć pacjentów ponad limit rosną: za 2011 r. wyniosły 1,8 mld zł. Rok wcześniej wyniosły one niewiele ponad miliard.
KOMENTARZ
Robert Mołdach
ekspert Pracodawców RP
W tym roku wpływy do budżetu NFZ mogą być mniejsze o 1 mld zł, niż planowano, z powodu mniejszego wzrostu wynagrodzeń, niż zakładał rząd, i wysokiego bezrobocia, co powoduje, że wartość składek jest niższa. Komunikat do szpitali jest taki, że nie mogą przekraczać kontraktów, bo nie odzyskają pieniędzy z nadwykonań. I będą musiały ze swojego budżetu pokryć wypadki ratujące życie, a to, co im zostanie, przeznaczyć na zabiegi planowe. Kolejki będą więc rosły, bo szpitale muszą ograniczyć dostępność. Cały system powinien zostać zmieniony: należałoby wprowadzić dodatkowych prywatnych płatników.