Obecna sytuacja instytutów, takich jak Centrum Zdrowia Dziecka czy Centrum Onkologii, to wypadkowa zaniechań kilku rządów. Wszystkie traktowały je jak kukułcze jajo. Muszą istnieć, ale nikt nie ma pomysłu, jak je uzdrowić.
Jak sprawdził DGP, tylko ich zobowiązania wymagalne, czyli takie, które już powinny być zapłacone, przekroczyły 280 mln zł. Na ten gigantyczny dług zapracowało zaledwie 12 placówek. A to oznacza, że średnio na jedną przypada 23,3 mln zł zobowiązań. Dla porównania na 545 działających publicznych szpitali powiatowych, wojewódzkich czy miejskich, które również mają zobowiązania wymagalne w łącznej wysokości 2,49 mld zł, średnio wypada „zaledwie” 4,56 mln zł.
Funkcjonowanie instytutów badawczo-rozwojowych / DGP
Kondycja finansowa kilku szpitali-instytutów jest tak zła, że zagraża ich dalszemu funkcjonowaniu. Rekordzistą, jak wynika z danych zebranych przez DGP, jest Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Jego dług wymagalny już przekroczył 161 mln zł. Łączna wartość wszystkich jego zobowiązań to ponad 263 mln zł. Centrum Zdrowia Dziecka ma 60 mln zł do pilnego spłacenia. Całkowite zadłużenie przekroczyło już 185 mln zł. Instytut Reumatologii zalega na 47 mln zł, z czego 27 mln zł to jego najpilniejsze zaległości finansowe.
Zadłużenie placówek / DGP
Jedyną placówką podlegającą ministrowi zdrowia, która w latach 2008 – 2009 wykonała wysiłek i pozbyła się długów, był Instytut Matki i Dziecka w Warszawie. Co z tego jednak, skoro w ubiegłym roku ponownie zaczął się zadłużać. Ma już 5 mln zł nowych zobowiązań wymagalnych.
Przyczyną słabej kondycji finansowej instytutów jest sposób wyceniania procedur przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Nie uwzględnia on specyfiki ich działalności i tego, że trafiają do nich najtrudniejsze przypadki. Ich leczenie jest drogie, ale NFZ nie płaci za nie instytutom więcej niż szpitalom wojewódzkim czy powiatowym. Taka sytuacja jest od kilku lat.
– Od 2006 roku instytutami nie interesował się żaden minister zdrowia – podkreśla Tomasz Maciejewski, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Żaden także nie dyscyplinował ich do zaciskania pasa i redukcji zadłużenia. W efekcie ich dyrektorzy nie przestrzegali dyscypliny finansowej, zatrudniając pracowników i swobodnie ustalając ich pensje.
Rząd wyłączył instytuty także ze swojej najnowszej reformy, czyli przekształcania w spółki. Wszystkim pozostałym najbardziej zadłużonym szpitalom grozi obligatoryjna zmiana formy prawnej. Ta reguła nie dotyczy instytutów. Resort zdrowia nie ma pomysłu, jak im pomóc, a zdaniem ekspertów bez głębokiej reformy nie utrzymają się na rynku.
Rachunek za niekontrolowane zadłużanie się instytutów może być wysoki. I zapłaci go budżet, bo ewentualne ich łączenie i likwidacja niektórych oznacza poważne konsekwencje. Zgodnie bowiem z ustawą o instytutach badawczych niewykonane zobowiązania likwidowanej placówki obciążają publiczną kasę.



Szpitale-instytuty upadną bez reform

Do szpitali-instytutów wkrótce mogą wkroczyć komornicy. Istniej również zagrożenie, że placówki te będą wstrzymywać przyjęcia pacjentów. W połowie września Centrum Zdrowia Dziecka zaprzestało wykonywania zabiegów laryngologicznych. Wszystko dlatego, że sytuacja instytutów badawczych ulega gwałtowanemu pogorszeniu.

W połowie bieżącego roku zobowiązań wymagalnych nie miały tylko cztery z nich. Są nimi Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie, Instytut Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie, Instytut Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu oraz Narodowy Instytut Leków w Warszawie.

– Wszystkie pozostałe mogą mieć problemy z bieżącym regulowaniem płatności – potwierdza Agnieszka Gołąbek, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.

Leczą drogo, bo muszą

Dyrektorzy tych placówek alarmują, że bez poprawy finansowania przez NFZ sytuacja się nie poprawi. Tłumaczą, że leczą drożej niż inne, bo trafiają do nich najtrudniejsze przypadki pacjentów, którym nikt nie chce lub nie umie pomóc. Często podczas jednego pobytu pacjenta w szpitalu trzeba wykonać kilka procedur medycznych. Mimo że koszty diagnostyki i leczenia są w takich przypadkach dużo wyższe niż w innych szpitalach, NFZ nie płaci za nie dodatkowych pieniędzy. Takie są skutki wprowadzenia od 2008 roku nowego systemu rozliczania się z NFZ opartego na tzw. jednorodnych grupach pacjentów.

Zdaniem Macieja Piróga, byłego dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka, a obecnie społecznego doradcy Prezydenta RP, należy więc zwiększyć finansowanie procedur wykonywanych w instytutach.

– Instytuty i szpitale nie mogą podlegać takiej samej wycenie, jak placówki powiatowe, czy wojewódzkie. Szczególnie niedoszacowane są procedury pediatryczne – podkreśla.

Tomasz Maciejewski, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka, zwraca uwagę, że to właśnie do instututów trafiają często pacjenci, którzy byli źle leczeni w innych placówkach i mają powikłania.

– My natomiast nie możemy odesłać ich wyżej – dodaje Ewa Smulewicz, zastępca dyrektora Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.

I dodaje, że wszystkich tych uwarunkowań nie uwzględnia NFZ, finansując działalność instytutów.

Konkurencja nie śpi

Leczenie skomplikowanych przypadków medycznych musi być kosztowne także dlatego, że wymaga zatrudniania kadry o najwyższych kwalifikacjach. Tak tłumaczą szefowie instytutów.

– Jeżeli nie spełni się oczekiwań finansowych najlepszych specjalistów, odejdą do konkurencji. Dotyczy to zwłaszcza takich deficytowych specjalizacji, jak neonatologia, kardiochirurgia, neurochirurgia, a do niedawna także anestezjologia – podkreśla Maciej Piróg.

Dlatego zarobki lekarzy w szpitalach-instytutach są wyższe niż w innych publicznych placówkach. Jak ustalił DGP, w Instytucie Kardiologii średnia pensja specjalisty to 8809 zł brutto. W Centrum Zdrowia Dziecka jest niewiele niższa, bo wynosi 8350 zł. W Instytucie Psychiatrii i Neurologii lekarze zarabiają średnio 7252 zł. Mniej, bo tylko 5845 zł, wynosi uśredniona pensja lekarza w warszawskim Instytucie Matki i Dziecka.



Obligatoryjne podwyżki

Podczas medialnej awantury o Centrum Zdrowia Dziecka Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia, właśnie w przyroście wynagrodzeń widział jedną z przyczyn złej kondycji tej placówki. Wskazywał, że od 2005 roku fundusz płac w CZD wzrósł z 65 mln zł do 125 mln zł, czyli prawie dwukrotnie. W tym samym czasie przychody centrum zwiększyły się jedynie o 31 proc. – z około 200 do prawie 263 mln zł.

Jednak dyrektorzy instytutów bronią się przed zarzutami. Tłumaczą, że wzrost płac to efekt regulacji, na które nie mieli wpływu. Największy ich przyrost wynika z tzw. ustawy wedlowskiej, która przyznała dodatkowe pieniądze na ten cel, oraz z podwyżek z 2008 roku wymuszonych dostosowywaniem się szpitali do europejskich norm czasu pracy.

Koszty stagnacji

Obecna sytuacja zadłużonych instytutów to cena za brak reform w poprzednich latach. NIK już rok temu wskazywała, że powinny być lepiej zarządzane i zmienić własną politykę kadrową. Potwierdzają to ustalenia DGP. W instytutach lekarze i pracownicy naukowi stanowią mniejszość, a to oni wypracowują przychody dla tych placówek.

Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi ma 2198 pracowników, ale zatrudnia tylko 41 pracowników naukowych. Roczny fundusz płac tej placówki to 122 mln zł. To ponad 60 proc. jej kontraktu z NFZ. W Centrum Zdrowia Dziecka są zatrudnione 2183 osoby, w tym aż 212 pracowników administracyjnych. Lekarze stanowią tu jedynie 18 proc. całej kadry. Tytuły naukowe ma tylko 102 z nich. W instytutach matki i dziecka, kardiologii oraz reumatologii tylko co piąty zatrudniony to lekarz. Jednocześnie we wszystkich tych placówkach pracownicy naukowi stanowią mniej niż jeden procent kadry. Przekłada się to na niską aktywność naukową placówek.

Potrzebne zmiany

Zdaniem ekspertów dalsze funkcjonowanie tych placówek w dotychczasowym kształcie mija się z celem.

– Należy oddzielić finansowanie działalności leczniczej od naukowej. Nie powinno się tych dwóch rzeczy łączyć – uważa Rafał Janiszewski, ekspert ds. ochrony zdrowia.

Takie kroki zapowiedział już wiceminister zdrowia Sławomir Neumann.

Kolejnym powinno być jednak wdrożenie systemowych rozwiązań zapobiegających dalszemu zadłużaniu się tych placówek. Ministerstwo zdrowia nie ma jednak na razie pomysłu, jak ten problem rozwiązać. Resort wyłączył swoje instytuty z przeprowadzanej właśnie reformy szpitali. Jako jedyne placówki medyczne nie muszą przekształcać się w spółki, bo zwolniła je z takiego obowiązku ustawa o działalności leczniczej.

– Możemy dokonać komercjalizacji naszego szpitala tylko na podstawie przepisów ustawy o instytutach, ale ta nie przewiduje żadnej pomocy z tego tytułu ze strony państwa – podkreśla Ewa Smulewicz, wicedyrektor Centrum Zdrowia Matki Polki.

Inne szpitale, które mają zobowiązania publicznoprawne, przekształcając się w spółkę, mają je automatycznie umarzane. Instytuty nie mogą na to liczyć, mimo że takich długów mają najwięcej ze wszystkich polskich szpitali, bo wcześniej zostały wyłączone z restrukturyzacji przeprowadzonej w 2005 roku. W przypadku Centrum Zdrowia Matki Polki zaległe zobowiązania wobec ZUS stanowią aż 126 mln zł, czyli większość wszystkich długów wymagalnych tej placówki, które urosły już do 161 mln zł.