Już 133 szpitale w Polsce działają w formie spółki ze 100 proc. udziałem samorządu. Część starostów nie poprzestała na przekształceniu i szuka dla nich prywatnego inwestora. Tak zrobił niedawno powiat gryfiński, który sprzedał spółce Dom Lekarski 60 proc. udziałów w tamtejszym szpitalu. W jego ślady planują iść kolejni starostowie: kartuski, łańcucki, świecki, brzeziński i kwidzyński.
– Chcemy powierzyć zarządzanie nimi profesjonalistom – tłumaczy Jerzy Godzik, starosta kwidzyński.
Wszyscy samorządowcy podkreślają, że szukają środków na niezbędne inwestycje.
– Ani spółki, ani szpitala nie stać na budowę nowego bloku operacyjnego, który w szpitalu musi powstać, a to koszt ponad 10 mln zł – tłumaczy Janina Kwiecień, starosta kartuski.
Na przeszkodzie w realizacji tych planów może stanąć unijne prawo, a także bałagan interpretacyjny tych przepisów.
Unijne pieniądze na ochronę zdrowia / DGP

Kłopotliwa dotacja

Prawie wszystkie samorządy, które obecnie szukają inwestorów strategicznych dla swoich szpitalnych spółek, po 2007 roku korzystały z unijnych funduszy. Dzięki nim remontowały i doposażały je w sprzęt.
Zmiana formy własności szpitala, a także jego majątku może jednak oznaczać dla powiatu konieczność zwrotu unijnej dotacji. Taka konieczność wystąpi wówczas, gdy Komisja Europejska uzna, że przerwana została trwałość projektu. Beneficjenci muszą ją utrzymać przez pięć lat od zakończenia jego realizacji.
– Nas ta zasada nie dotyczy, bo szpital po 2007 roku nie pozyskał żadnego unijnego dofinansowania, ale wiem, że dla innych spółek jest to duży problem – podkreśla Jerzy Piwowarczyk, prezes Szpitala im. Jana Pawła II NZOZ w Gryfinie.
Taki kłopot ma starostwo łańcuckie, które chce sprzedać większościowy pakiet udziałów w spółce Centrum Medyczne w Łańcucie. Ta ze środków unijnych wyremontowała i doposażyła oddziały neurologiczny, udarowy i rehabilitacyjny. Powiat kartuski za unijną dotację kupił zaś dwie karetki.
– Beneficjentem projektu był powiat, ale ambulanse po przekształceniu szpitala zostały przekazane spółce – tłumaczy Mateusz Szulc, dyrektor wydziału strategii i rozwoju powiatu kartuskiego. Unijne środki szpital pozyskiwał też już jako spółka. Dzięki dofinansowaniu z tego źródła kupił m.in. tomograf komputerowy.

Dwie przesłanki

Nie wiadomo, czy samorządy, które chcą w dotowanych przez UE szpitalnych spółkach sprzedawać udziały, nie łamią unijnego prawa. Zgodnie z art. 57 ust. 1 rozporządzenia Rady (WE) nr 1083/2006 z 11 lipca 2006 r. ustanawiającym przepisy ogólne dotyczące Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego oraz Funduszu Spójności (Dz.U. UE L.210/53) trwałość projektu nie zostanie zachowana, gdy ulegnie on znaczącej modyfikacji. Komisja Europejska wskazuje na dwie przesłanki, które mogą do tego doprowadzić. Pierwszą jest uzyskanie nieuzasadnionej korzyści przez przedsiębiorstwo lub podmiot publiczny, drugą zmiana charakteru własności, przy czym obie przesłanki muszą wystąpić łącznie.
Trzy lata temu starostowie i marszałkowie z tego powodu mieli wątpliwości, czy dokonując przekształcenia szpitala w spółkę, nie będą musieli zwracać unijnego dofinansowania. Wtedy resorty rozwoju regionalnego oraz zdrowia uznały jednak, że samo przekształcenie SPZOZ w spółkę nie przerywa trwałości projektu, bo nie dochodzi wówczas do jego znaczącej modyfikacji. Pod warunkiem jednak, że sprzęt zakupiony za środki UE jest wykorzystywany w tym samym celu, co w publicznej placówce, a jednostka samorządu terytorialnego zachowuje pełną kontrolę nad spółką, tzn. ma w niej 100 proc. udziałów lub akcji. Obecnie, gdy w grę wchodzi nie tylko komercjalizacja, ale nawet prywatyzacja dotowanych przez UE szpitali, opinia obu resortów nie jest już tak jednoznaczna.



Ministerstwo Zdrowia podtrzymuje swoje stanowisko. Uważa, że w okresie 5 lat od zakończenia realizacji projektu jednostki samorządu terytorialnego nie mogą zbywać udziałów albo akcji w spółkach powstałych w wyniku przekształcenia SP ZOZ.
– Konsekwencją ich zbycia byłaby bowiem konieczność zwrotu uzyskanych środków finansowych – podkreśla Agnieszka Gołąbek, rzeczniczka prasowa ministra zdrowia. Podobne stanowisko przekazało DGP Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia (CSIOZ), które w konkursach dzieliło między szpitale dotacje z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko(POIiŚ).
– Szpital, który realizował projekt w ramach POIiŚ, działający w formie spółki, która w 100 proc. jest własnością samorządu terytorialnego, nie może sprzedać żadnych udziałów bez naruszenia zasady trwałości projektu – podkreśla Jakub Fiałek z CSIOZ.

Korzyść nieuzasadniona

Inaczej sprawę widzi Ministerstwo Rozwoju Regionalnego, które zarządza tym programem. Resort podkreśla, że dla zachowania trwałości projektu kluczowe będzie, czy korzyść majątkowa, którą uzyska ze sprzedaży udziałów beneficjent, można potraktować jako uzasadnioną.
– Jeżeli tak – zasada trwałości zostanie zachowana, nie ma więc konieczności zwrotu dofinansowania – podkreśla Piotr Popa, rzecznik prasowy resortu rozwoju regionalnego.
Zdaniem ministerstwa korzyść jest uzasadniona wtedy, gdy pacjenci mimo sprzedaży infrastruktury szpitalnej (np. sprzętu medycznego) nadal będą mogli korzystać z niej na dotychczasowych zasadach, tzn. w ramach NFZ, a środki uzyskane przez powiat z tytułu sprzedaży zostaną zainwestowane w działania poprawiające opiekę medyczną.
Zasada trwałości projektu zostanie złamana natomiast wówczas, gdy nowy właściciel wprowadzi odpłatność z tytułu usług świadczonych na sprzęcie dotowanym przez UE. Podobnie będzie wtedy, gdy korzyść uzyskana przez beneficjenta ze sprzedaży udziałów zostanie przeznaczona na sfinansowanie zadań innego rodzaju niż te, do których nawiązuje projekt.
Różne podejście do tej sprawy mają także poszczególni marszałkowie. Ci zarządzają Regionalnymi Programami Operacyjnymi.
– Zasada trwałości zostanie złamana, gdy udziały w nowo powstałym niepublicznym zakładzie opieki zdrowotnej zostaną sprzedane innemu podmiotowi, a sprzedający uzyska nienależne korzyści lub w wyniku sprzedaży ulegną zmianie charakter lub warunki realizacji projektu. Przy czym do zmiany przesłanek musi dojść jednocześnie – podkreśla Gabriela Wiatr, rzeczniczka Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego.
Natomiast z odpowiedzi uzyskanej przez DGP w sąsiednim województwie wynika, że na pytanie o trwałość projektu nie da się odpowiedzieć w sposób ogólny.
– Ocena będzie dokonywana indywidualnie w każdym przypadku, w którym takie przekształcenie własnościowe wystąpi – mówi Małgorzata Pisarewicz, rzeczniczka marszałka woj. pomorskiego.

Bez dodatkowych opłat

Bez względu na to, jaka będzie ostateczna wykładnia unijnych przepisów, zasada trwałości projektu może zahamować prywatyzację szpitalnych spółek. Te nie mogą bowiem jeszcze przez jakiś czas pobierać opłat za badania i zabiegi wykonywane na unijnym sprzęcie, a właśnie na przychodach z tego źródła wiele z nich oparło swoje biznesplany. Ponadto zapał niektórych samorządów w prywatyzowaniu ich szpitali powstrzymuje obawa o utrzymanie kontraktu z NFZ. W przypadku jego utraty powiat byłby zagrożony zwrotem dotacji. A takie sytuacje już miały miejsce. W trakcie kontroli na oddziale kardiologii w NZOZ Zdrowie w Kwidzyniu fundusz stwierdził, że jest tam zatrudniony tylko jeden kardiolog, a powinno być ich dwóch, i cofnął spółce kontrakt. Ta walczy o jego przywrócenie. Starosta kwidzyński – jak podkreśla – czasowo wycofał się jednak z pomysłu sprzedaży udziałów w spółce. Zamiast inwestora szpital szuka więc operatora, który wydzierżawi jego mienie ruchome i nieruchome.
– Ale na wszelki wypadek z dzierżawy wyłączyliśmy tę aparaturę, która została kupiona ze środków unijnych – podkreśla Jerzy Godzik, starosta kwidzyński.