Resort zdrowia zgodził się na refundację drogiego leku, lecz NFZ odmówił. W efekcie pacjentka jest niepełnosprawna.
Dorota Zielińska ma 28 lat, mieszka we Wrocławiu i od dziewięciu choruje na stwardnienie rozsiane. NFZ odmówił jej sprowadzenia z zagranicy i refundacji leku, który może ratować jej życie. Złożyła więc w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez fundusz.

Lek za 8 tys. zł

Jak twierdzi Zielińska, NFZ utrudniał jej leczenie od samego początku. Już dziewięć lat temu nie chciał wydać zgody na podanie jej bardzo nowoczesnych wówczas leków z grupy interferonów. Wtedy dochodziła swoich praw na drodze sądowej i wygrała. Jednak półtora roku temu lekarstwo przestało działać i lekarze zdecydowali, że powinna stosować lek jeszcze nowszej generacji – Gilenya. Nie był on jeszcze zarejestrowany w Polsce, więc jedyną opcją było sprowadzenie go z zagranicy. O zgodę na tzw. import docelowy medykamentu wystąpił lekarz pacjentki. Jego wniosek uzyskał zgodę Ministerstwa Zdrowia, ale został odrzucony przez NFZ. Fundusz nie uargumentował decyzji.

Szpital powinien leczyć pacjenta skutecznymi lekami – orzekł sąd

Stan chorej diametralnie się pogorszył – w marcu 2011 roku przestała chodzić. Tymczasem lek wszedł do oficjalnej sprzedaży w Polsce, ale nie znalazł się na liście refundacyjnej. A kosztuje bardzo dużo – miesięczna kuracja to wydatek 8 tys. zł. Z pomocą przyjaciół udało się jej uzbierać pieniądze na pięć miesięcy leczenia. – Miesiąc po wzięciu leku zaczęłam chodzić. Miałam nadzieję, że wrócę do pracy – mówi Zielińska, która jest neurologopedą klinicznym.
Ale gdy pieniądze na lek się skończyły, jej stan znowu się pogorszył – od września nie może chodzić. W grudniu tego roku kończy się jej umowa o pracę i będzie musiała przejść na rentę socjalną.
Ile razy ministerstwo zgadzało się na sprowadzenie leku z zagranicy / DGP
Zdaniem jej prawnika teraz szpital powinien wziąć odpowiedzialność za jej leczenie. – Ma obowiązek podać dostępny lek, nawet jeżeli istnieje domniemanie, że koszty leczenia nim nie zostaną wyrównane przez refundację z NFZ – mówi mecenas Bartłomiej Kuchta. Rok temu prowadził podobną sprawę – pacjenta, któremu odmówiono leczenia choroby zapalnej stawów. Szpital nie podawał mu najnowszych, w jego przypadku gwarantujących skuteczność leków. Wyrok sądu nie pozostawił złudzeń – szpital musiał zwrócić pacjentowi pieniądze, które ten z własnej kieszeni wydawała na leczenie.
Zdaniem Kuchty podobnie jest w przypadku Doroty Zielińskiej. – Wystosowaliśmy pismo z wezwaniem do leczenia i jeżeli szpital się do niego nie zastosuje, złożymy przeciwko niemu pozew do sądu – mówi prawnik. Jego zdaniem lekarz ma ustawowy obowiązek leczenia zgodnie z wiedzą medyczną i nie może kierować się przy tym kosztami. – Chory płaci składki, szpital zawiera umowę z NFZ i ma obowiązek świadczyć pacjentowi pomoc – tłumaczy.

Trudne decyzje

Problem polega na tym, że w obecnym programie terapeutycznym leczenia chorych na stwardnienie rozsiane nie ma leku, o który występuje Dorota Zielińska. Projekt dotyczący stosowania leku Gilenya w czerwcu ubiegłego roku złożył w resorcie zdrowia konsultant krajowy, ale na razie ministerstwo nie podjęło w tej sprawie decyzji. Jednak zdaniem Kuchty nie usprawiedliwia to odmowy lekarzy podania tego specyfiku pacjentom.
NFZ argumentuje, że dyrektor każdego szpitala jest zobowiązany rozsądnie zarządzać budżetem. – Nie wszyscy mogą uzyskać takie leczenie, jakiego by sobie życzyli. Na terenie szpitala są dopuszczane konkretne leki i lekarze muszą dotrzymywać procedur. W przypadku innowacyjnego leczenia stajemy przed trudnymi wyborami. Przy decyzji bierzemy pod uwagę różne czynniki – i jego skuteczność, i koszty – mówi Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor warszawskiego szpitala na Bielanach. I dodaje, że dopóki istnieją ograniczenia finansowe, dyrektorzy i lekarze zawsze będą musieli podejmować trudne decyzje. I nie zawsze będą one zgodne z oczekiwaniami pacjentów.