Osoby po ostrym zawale serca, będące pod stałą opieką, są w Polsce lepiej leczone zalecanymi lekami niż w wielu innych krajach - wykazały niezależne międzynarodowe badania. Część chorych nie jest jednak w ogóle pod kontrolą lekarza i nie zażywa leków.

Prof. Jarosław Drożdż z kliniki kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi twierdzi, że wszyscy zawałowcy powinni zażywać cztery podstawowe leki: kwas acetylosalicylowy (nazywany aspiryną), beta blokery, inhibitory konwertazy oraz statyny (rekomendowane przez towarzystwa kardiologiczne polskie, europejskie i amerykańskie - PAP).

"Właśnie te cztery leki, które znacznie poprawiają rokowania chorych po zawale serca i zmniejszają ryzyko kolejnego zawału, są u nas lepiej podawane, co jest powodem do dumy" - podkreśla specjalista.

Uczony powołuje się na badania STICH przeprowadzone w 23 krajach na ponad 2,1 tys. pacjentach. Objęto nimi osoby po zawale serca z potwierdzonym w koronarografii znacznym uszkodzeniem lewej komory i tzw. frakcją wyrzutową lewej komory 35 proc. (prawidłowa frakcja przekracza 55 proc.).

Wynika z nich, że statyny, leki obniżające poziom cholesterolu, przepisywane są w Polsce 90 proc. tych chorych, podczas gdy w innych krajach - jedynie 75 proc. chorych. Beta blokery, spowalniające pracę serca, otrzymuje 94 proc. zawałowców (82 proc. w porównywanych krajach), inhibitory konwertazy, leki zmniejszające ciśnienie tętnicze krwi - 91 proc. (78 proc.), a kwas acetylosalicylowy obniżający krzepliwość krwi - 84 proc. (79 proc.).

Polacy lepiej wypadli też w badaniach na terenie Europy, przeprowadzonych w ramach EURObservational Research Programme. Wykazały one, że w Polsce inhibitory konwertazy otrzymuje 92 proc. osób z niewydolnością serca (do której często dochodzi po zawale serca - PAP), natomiast w Europie - 72 proc. Beta blokery przepisywane są 96 proc. wymagającym tego chorym w naszym kraju i 86 proc. w pozostałych krajach naszego kontynentu.

Obydwa badania dotyczą jednak tylko tych chorych, którzy są pod stałą opieką lekarza. Świadczą jedynie o tym, że nasi medycy dobrze leczą te osoby, które się do nich zgłaszają. Kłopot polega na tym, że znaczna część osób po zawale w ogóle nie zgłasza się do lekarza i nie przyjmuje leków zmniejszających ryzyko kolejnego ataku.

Wykazały to niedawno opublikowane międzynarodowa badania o nazwie PURE przeprowadzone przez prof. Salima Yusufa, kardiologa i epidemiologa z McMaster University Hamilton (Ontario). I tak, wynika z nich, że w Polsce aspirynę stosuje jedynie 27 proc. badanych wszystkich zawałowców, beta blokery i inhibitory konwertazy - 31 proc. chorych, a statyny - zaledwie 21 proc.

Lepiej leczeni są chorzy, którzy mieszkają w miastach niż na wsi. O ile w miastach aspirynę zażywa 32 proc. zawałowców, to na wsi - jedynie 20 proc. Podobnie jest z beta brokerami (36 i 25 proc.), inhibitorami konwertazy (36 i 24 proc.) oraz statynami (25 i 16 proc.).

"Dzieje się tak, choć wszystkie cztery leki są zalecane wszystkim osobom po zawale serca i są dowody na to, że zmniejszają ryzyko tzw. wtórnego zawału serca" - podkreśla prof. Drożdż. A jest ono dość wysokie. U chorych po zawale serca ryzyko kolejnego ataku w ciągu roku sięga od 15 do 20 proc.

Tymczasem z badan PURE wynika, że aż 45 proc. Polaków po zawale nie stosuje żadnego z czterech zalecanych leków. 21 proc. badanych przyjmuje jeden z nich, 19 proc. - dwa, a tylko 16 proc. - 3 lub 4 leki.

O tym jak ważne jest leczenie farmakologiczne po zawale serca przekonuje Polskie Towarzystwa Kardiologiczne, które jest patronatem kampanii edukacyjnej "Nie zawal! Wybierz życie".

Działanie ochronne aspiryny polega na tym, że zmniejsza krzepliwość krwi i zapobiega powstawaniu w tętnicach zakrzepicy. Beta blokery spowalniają pracę serca, obniżają ciśnienie tętnic krwi i zmniejszają częstość występowania bólów wieńcowych. Inhibitory konwertazy zmniejszają śmiertelność u chorych na cukrzycę, nadciśnienie tętnicze i niewydolność serca. Z kolei statyny obniżają poziom cholesterolu, ale wykazują też działania przeciwzapalne, co zmniejsza ryzyko zawału serca.