Możemy stracić nawet 760 mln zł na informatyzację służby zdrowia. „DGP” dotarł do wyników kontroli NIK, które nie zostawiają suchej nitki na działaniach Centrum Systemów Informatycznych Ochrony Zdrowia. Jeżeli te uwagi podzieli Komisja Europejska, może nie przyznać nam dotacji. A wtedy pieniądze, które Polska już zainwestowała, mogą przepaść.
Niegospodarność, łamanie przepisów o zamówieniach publicznych, brak współpracy CSIOZ z Narodowym Funduszem Zdrowia, opóźnienia i brak kompetentnych pracowników – to tylko kilka z listy zarzutów, które pojawiły się w niepublikowanym raporcie.
Koszty informatyzacji służby zdrowia / DGP
CSIOZ odpowiada za projekt platform gromadzących wszystkie dane medyczne. Od 2014 r. pacjenci dzięki niemu mieliby możliwość m.in. zapisywania się przez internet na badania, monitorowania miejsca w kolejce do specjalisty. A państwo – skutecznej kontroli przepływu pieniądza w systemie. Centrum nie tylko spóźnia się z realizacją projektów (czasem nawet 6 lat), ale przede wszystkim nieracjonalnie gospodaruje pieniędzmi. Zgodnie z harmonogramem do czerwca 2011 r. miało wydać 242 mln zł na informatyzację. Wydało niecałe 30 proc. tej kwoty. W dodatku najwięcej pieniędzy pochłonęły kupno siedziby – 28 mln zł – oraz ekspertyzy i usługi doradcze. – 15 mln. Oprogramowanie – tylko 7 mln zł. Zdaniem NIK centrum „nie posiada wystarczającej zdolności instytucjonalnej do realizacji tak złożonych projektów informatycznych, jakim jest budowa Systemu Informacyjnego Ochrony Zdrowia”. Zwłaszcza że tylko 7 z 30 pracowników ma wykształcenie informatyczne.
Co więcej, CSIOZ dublowało się z NFZ. Ich współpraca ustała pod koniec 2010 r. i każda instytucja niezależnie realizowała podobne projekty. To może prowadzić do złamania przepisów o finansach publicznych.
Dyrektor CSIOZ Leszek Sikorski nie zgadza się z zarzutami. – Centrum zgłosiło umotywowane zastrzeżenia w sprawie przekazanych ocen, uwag i wniosków NIK i czeka na ich rozpatrzenie – mówi.
Przedsięwzięcie jest współfinansowane ze środków unijnych. Strona polska czeka na merytoryczną ocenę projektu przez KE. Od niej może zależeć, czy będzie nam przydzielone dofinansowanie do całości projektu w wysokości ok. 650 mln zł (85 proc. wartości projektu). W skrajnym przypadku Komisja może się nie zgodzić. Sikorski nie boi się takiego scenariusza, ale szef sejmowej komisji zdrowia Bolesław Piecha jest innego zdania. – Obawiam się, że to będzie wielki kłopot – mówi „DGP”.

NIK wytyka miliony utopione w e-zdrowiu

Jeśli zastrzeżenia będzie miała też KE, projekt może nie wejść w życie

Lata zaniedbań, z których nikt nie wyciąga wniosków – taki obraz funkcjonowania Centrum Systemów Informatycznych Ochrony Zdrowia wyłania się z licznych kontroli. Najnowszą przeprowadził NIK.

Dyrektor CSIOZ, które odpowiada za informatyzację systemu ochrony zdrowia, Leszek Sikorski lubi się radzić. Na ekspertyzy i doradców wydaje miliony złotych. Czasem nawet płaci za nie, jeszcze zanim je przeczyta. Tak było w przypadku umowy między CSIOZ a firmą Ernst & Young na przygotowanie studium wykonalności za 5 mln zł w 2008 r. – wynika z wystąpienia pokontrolnego NIK, do którego dotarł „DGP”. Okazało się, że po uwagach Komisji Europejskiej trzeba nanieść kilkaset poprawek. Do tej pracy CSIOZ po raz kolejny zamówiło tę samą firmę bez przetargu. Za jej pracę zapłaciło 2, 5 mln zł. Urząd Zamówień Publicznych uznał to działanie za nieprawne. Kontrolerzy z MSWiA naliczyli korektę finansową do projektu w wysokości 566 tys. zł. Jednak pieniędzy nie odzyskano.

Z wolnej ręki CSIOZ zawarł też dwie umowy doradcze z firmą Milstar na ponad 500 tys. zł. Co ciekawe, firma ta miała wspierać centrum w zakresie „standardowych, powszechnie dostępnych usług”. NIK kwestionuje w takiej sytuacji decyzję o rezygnacji z przetargu. Sprawę tę badała też Julia Pitera. O wątpliwościach i możliwości konfliktu interesów (powiązania firmy z dyrektorem CSIOZ) minister ds. walki z korupcją informowała CBA, co przyznała kilka tygodni temu w czasopiśmie „Służba Zdrowia”. Ponad rok temu Pitera skierowała też wnioski do Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, resortu zdrowia i MSWiA.

Rok temu działanie centrum kontrolował też resort zdrowia, któremu podlega CSIOZ. Stwierdzono m.in., że centrum nie ma audytora wewnętrznego, a główny księgowy nie posiada uprawnień do pracy na swoim stanowisku. Padały podejrzenia, że CSIOZ omija prawo przy zamawianiu ekspertyz. Kontrolerzy już wtedy zwracali uwagę na rażący brak współpracy z NFZ.

Wszystkie instytucje kontrolujące CSIOZ zarzucały mu duże opóźnienia. Centrum zatrudniło więc... kolejnego doradcę. Po to, by opracował formułę, która dostosowałaby realizację projektu do opóźnień. Trudno się im dziwić, jeżeli – jak wykazało NIK i Ministerstwo Zdrowia – w centrum brakuje kompetentnych i wykształconych w kierunku informatycznym pracowników. Ale resort wciąż nie widzi potrzeby wyciągania wniosków personalnych. Sam Sikorski też nie zamierza podawać się do dymisji. – W ciągu ostatnich dwóch lat bardzo dużo się zmieniło. Centrum w istotny sposób buduje zaplecze merytoryczne niezbędne do realizacji projektu – zapewnia.

Jerzy Kwieciński, były wiceminister rozwoju regionalnego w latach 2005 – 2008

Jeżeli wartość projektu przekracza 50 mln, to jego merytorycznej oceny dokonuje Komisja Europejska. Komisja może nie zgodzić się z jakimś zakresem danego projektu i uznać, że na to nie przeznaczy pieniędzy. Może – choć zdarza się to niezwykle rzadko – uznać, że projekt jest odrzucony. Dzieje się to wtedy, kiedy Komisja uzna, że dany projekt nie spełnia funkcji społecznych, albo w ramach projektu jest przyznawane finansowanie jednemu podmiotowi gospodarczemu. W Polsce były już przypadki, że projekty dzielono na etapy i opóźniano przyznanie finansowania.