Możemy zaoszczędzić 5 mld zł rocznie i skrócić kolejki
Polscy pacjenci mogą otrzymać zdalną diagnozę lekarską, korzystać z rehabilitacji czy specjalistycznej opieki na odległość od 2016 r. Przynajmniej taką możliwość dały przepisy. Pod koniec 2015 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia. Najważniejszą wówczas zmianą było wskazanie, że świadczenia zdrowotne mogą być udzielane za pośrednictwem systemów teleinformatycznych oraz że lekarz może postawić diagnozę pacjentowi na odległość przy użyciu odpowiednich środków łączności.
Pod względem otwartości prawa na rozwiązania telemedyczne Polska jest w czołówce państw europejskich. Natomiast w kontekście wykorzystania tej technologii nadal mamy dużo do nadrobienia. – Jeżeli chodzi o wykorzystanie telemedycyny w systemie opieki zdrowotnej, to cała Europa Zachodnia jest daleko za Stanami Zjednoczonymi, gdzie te innowacje trafiają najszybciej na rynek. W Polsce wprawdzie widać postęp, ale w dalszym ciągu większość państw zachodnich w większym stopniu niż my wykorzystuje świadczena telemedyczne. Przyczyną jest brak efektywnej implementacji tej gałęzi do systemu publicznego, który nie uwzględnia jej specyfiki – przyznaje mec. Jan Pachocki, radca prawny z kancelarii DZP, koordynator prac nad raportem dotyczącym rynku telemedycyny w naszym kraju.
A przecież powinna być ona traktowana poważnie, zwłaszcza że może być skutecznym remedium na obecne i przyszłe bolączki służby zdrowia.
Jednym z poważniejszych wyzwań stojących przed sektorem usług medycznych jest starzejące się społeczeństwo (według szacunków WHO w 2030 r. średnia długość życia w Polsce wyniesie 80 lat). Obecnie na tysiąc mieszkańców przypada około 2,2 lekarza (najmniej we wszystkich krajach OECD). W najbliższych latach te statystyki najpewniej nie poprawią się, między innymi ze względu na spadek liczby personelu medycznego. Tym samym upowszechnienie zdalnych technologii diagnostycznych w służbie zdrowia nie tylko zwiększyłoby jej efektywność, lecz także mogłoby zagwarantować od 2 do 5 proc. oszczędności – jak wynika z wyliczeń Polityki Insight. Jest to około 5 mld zł, czyli dokładnie tyle, o ile według planów rządowych mają wzrosnąć nakłady na opiekę zdrowotną. Jednak aby osiągnąć taki rezultat, telemedycyna musi rozwijać się wraz z innymi rozwiązaniami z dziedziny e-zdrowia, takimi jak e-zwolnienie czy e-recepta.
Prywatne kliniki szybko wdrożyły u siebie leczenie na odległość
Mimo możliwości, jakie oferuje zdalne leczenie, mniej niż 10 proc. placówek medycznych nad Wisłą stosuje tę technologię. W ciągu roku ich liczba wzrosła raptem o 1 pkt proc. – z 7 do 8 proc. – jak wynika z szacunków Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia. Z drugiej strony, po wprowadzeniu regulacji w 2016 r., wartość rynku telemedycyny w ciągu roku podwoiła się (Polska jest liderem w regionie Europy Środkowo-Wschodniej pod względem tempa rozwoju zdalnych rozwiązań). Chociaż przy ocenie potencjału rynku telemedycyny w Polsce powinniśmy brać pod uwagę poziom jej wykorzystania w publicznym systemie opieki zdrowotnej.
Dysproporcje pomiędzy wydatkami na publiczną a prywatną służbę zdrowia obrazują dane zaprezentowane w „Narodowym Rachunku Zdrowia” publikowanym przez GUS. Ogólne nakłady na ochronę zdrowia wyniosły w 2015 r. 114, 14 mld zł, co stanowiło 6,34 proc. PKB. Prawie 80 mld zł (ok. 70 proc.) tej kwoty stanowiły wydatki publiczne.
Jedną z ważniejszych barier dla rozwoju tych technologii nad Wisłą, oprócz ograniczonego finansowania, jest niewielka świadomość tego, czym jest to rozwiązanie. Co trzeci Polak nie ma żadnych skojarzeń z tym pojęciem, a nieco ponad połowa (55 proc.) określa telemedycynę jako działania medyczne wykonywane na odległość. Dla 10 proc. badanych pojęcie to oznaczało informacje medyczne w telewizji, a 3 proc. przypisuje je do medycyny niekonwencjonalnej – tak jak ziołolecznictwo czy bioenergoterapię. Wiedza wśród osób wykonujących zawody medyczne jest porównywalnie niska. Co czwarty lekarz nie potrafi powiedzieć, czym jest ta gałąź. – Telemedycyna, jak niemal każdy nowy i innowacyjny obszar, aby stać się usługą powszechną, powinna znaleźć odpowiednie miejsce w świadomości społecznej. Dotyczy to zrozumienia jej istoty oraz roli w systemie opieki zdrowotnej – tłumaczy Andrzej Osuch, dyrektor transformacji biznesowej LUXMED, członek zarządu Fundacji Telemedyczna Grupa Robocza.
Mimo niewielkiej wiedzy aż 60 proc. pacjentów chciałoby skorzystać z tych rozwiązań – szacuje PwC. Znajduje to odzwierciedlenie w statystykach wielu prywatnych placówek medycznych. Przykładowo co trzecia porada medyczna w Medicoverze przeprowadzana jest zdalnie. Dotychczas wykonano ponad 500 tys. takich porad. NFZ finansuje obecnie trzy usługi z zakresu telemedycyny: telekonsylium geriatryczne, telekonsylium kardiologiczne oraz hybrydową telerehabilitację kardiologiczną. Dzięki temu rozwiązaniu pacjent nie musi od razu kierować się do lekarza specjalisty, a jedynie umówić się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Podczas wizyty lekarz specjalista udziela zdalnej konsultacji z zakresu kardiologii czy geriatrii. Telekonsylium obejmuje, oprócz wywiadu, zdalną analizę zapisu EKG i badań diagnostycznych oraz propozycję leczenia. Obecnie z hybrydowej telerehabilitacji kardiologicznej oferowanej przez firmę telemedyczną Pro-PLUS skorzystało 1,5 tys. pacjentów w 13 ośrodkach.
Wprowadzanie świadczeń telemedycznych to na razie powolny proces. Trudno mówić w tym kontekście o rewolucji.
Prace nad opracowaniem modelu rehabilitacji kardiologicznej hybrydowej rozpoczęły się w 2004 r. w Instytucie Kardiologii w Warszawie, a świadczenie zostało zakontraktowane dopiero pod koniec listopada 2017 r. Jednym z powodów takiej ślamazarności są wymogi stawiane przez płatnika oraz obawa świadczeniobiorców przed karami.
W najbliższych latach telemedycyna ma zostać upowszechniona także w publicznych placówkach. Obecnie planowane są i przeprowadzane pionierskie programy, np. POZ+, które zawierają elementy świadczeń telemedycznych.