E-zwolnienie, e-skierowanie, e-recepta – powoli pojawiają się kolejne rozwiązania, które mają doprowadzić do cyfryzacji całego systemu.
Rozpoczęty ponad dekadę temu proces informatyzacji służby zdrowia wchodzi w życie dość opornie. Eksperci są jednak zgodni, że jest on szansą na wprowadzenie większej liczby rozwiązań telemedycznych, usprawnienie systemu, a także na rozwój rynku firm informatycznych.
Na pierwszy ogień poszło e-zwolnienie, czyli L4 wystawiane online, dzięki czemu bezpośrednio trafia do pracodawcy. Rozwiązanie to miało być od lipca obowiązkowe, jednak opór lekarzy okazał się tak duży, że dwukrotnie już przesuwano termin. Ostatecznie ma zacząć działać od grudnia. Dlaczego lekarze są niechętni e-zwolnieniom? Przyczyny są rozmaite, od zwykłych problemów technicznych, takich jak brak komputerów i internetu, przez wygodę – wielu lekarzy twierdzi, że sięgnięcie po długopis oszczędza im czas – po nieufność do nowości.
Dziennik Gazeta Prawna
Jeszcze w marcu tylko kilkanaście procent lekarzy wystawiało zwolnienia elektronicznie. – Obecnie jest już lepiej – mówi DGP Maria Kuźniar z ZUS. – We wrześniu elektroniczne zwolnienia stanowiły 44,9 proc. wszystkich zaświadczeń lekarskich. Łącznie od stycznia 2016 r. do września 2018 r. wystawiono 6,3 mln e-ZLA. Proces ma jeszcze przyspieszyć dzięki temu, że e-zwolnienia będą mogli wystawiać asystenci medyczni (pielęgniarki, ratownicy medyczni czy sekretarki medyczne).
Kolejnym zaawansowanym projektem cyfryzacji w zdrowiu jest e-recepta. Lekarze i inne uprawnione osoby mają możliwość wystawienia recepty online, którą można zrealizować w aptece albo przez SMS, albo wydruk z kodem czy też przez Internetowe Konto Pacjenta. Taka forma ma być obowiązkowa od 2020 r., teraz trwa jej pilotaż w kilku miastach. Co prawda niewielu lekarzy sięgnęło po nowe narzędzie, ale ci, którzy je wypróbowali, korzystają z niego chętnie. W sumie 5 tys. pacjentów skorzystało z elektronicznych recept, wystawionych przez 66 lekarzy. W połowie października ruszy też pilotaż elektronicznych skierowań.
Przyspieszenie wprowadzania zmian to nie tylko efekt zaangażowania się prawodawców, ale także Komisji Europejskiej – jeżeli nie zostaną uruchomione różne rozwiązania cyfrowe w zdrowiu, grozi nam zwracanie funduszy, które na ten cel już wykorzystaliśmy. Do 2015 r. miała powstać Elektroniczna Platforma Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych, tzw. P1 – na którą otrzymaliśmy pieniądze z KE – projekt był wart ok. 720 mln zł. Nie dotrzymaliśmy kolejnych terminów i teraz mamy ostatnią szansę – musimy udowodnić, że system zacznie działać. E-recepta jest jednym z pierwszych elementów P1.
Również NFZ rusza z nowymi propozycjami – unowocześnił portal wyszukiwania terminów do lekarzy, planuje uruchomić infolinię dla pacjentów, dzięki której dowiedzą się nie tylko o czasie oczekiwania, ale także swoich prawach czy możliwości zapisania się na badania onkologiczne (na razie w wybranych województwach).
Eksperci wskazują jednak, że to wszystko nie jest żadną nowością, że ledwie gonimy rozwiązania działające od dawna w innych państwach. Adam Niedzielski, wiceprezes NFZ, przyznaje, że wzoruje się m.in. na rozwiązaniach w Wielkiej Brytanii, gdzie funkcjonuje nie tylko platforma z poradami dla pacjentów, ale także infolinia, gdzie konsultant udziela prostych porad medycznych. W jednym z regionów Danii infolinia zastępuje nocną i świąteczną pomoc medyczną. Pacjent otrzymuje poradę lub konsultant decyduje o wezwaniu karetki.
Urzędnicy przyznają, że jesteśmy na początku tej drogi. Jak deklaruje wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, resort na razie skupia się na zbudowaniu fundamentu informacyjnego, który umożliwi zaoferowanie nowych e-usług. Ma to pozwolić na efektywne wykorzystanie środków, lepszy przepływ informacji czy skuteczniejszą kontrolę np. wydawanych recept czy zwolnień lekarskich. Przede wszystkim jednak będzie oznaczać wygodę dla pacjentów.
Obok informatyzacji wprowadzanej odgórnie przez państwo coraz prężniej rozwijają się też usługi telemedyczne, oferowane nie tylko przez placówki prywatne, lecz także przez samorządy. Firmy inwestują w różnego rodzaju rozwiązania umożliwiające zdalne monitorowanie stanu zdrowia pacjentów. Jednym z przykładów są programy opieki nad seniorami, którzy mają w domu urządzenia sprawdzające m.in. puls i ciśnienie, a wyniki są wysyłane do placówki medycznej, która je na bieżąco analizuje. Refundowana przez NFZ jest rehabilitacja kardiologiczna, którą pacjent, dzięki różnym przenośnym urządzeniom, może wykonywać w domu.
Jak podkreśla Jerzy Szewczyk z firmy telemedycznej Pro-PLUS, nowe rozwiązania, jeżeli są dobrze wprowadzone, mogą stanowić nie tylko wygodę dla pacjentów, ale także przynieść docelowo oszczędności dla systemu. Na przykład w Hiszpanii pacjent nie dostanie się do lekarza rodzinnego bez uprzedniej rozmowy z konsultantem, który zdiagnozuje, czy nie wystarczy kupić tabletki na ból gardła. Bardzo poprawiło to dostępność lekarzy rodzinnych, bo wyeliminowało niepotrzebne wizyty. A co za tym idzie, obniżyło również koszty.
Rynek uważnie przygląda się wprowadzanym przez państwo zmianom, bo dają one firmom informatycznym możliwość rozwoju. Jak bardzo ich sytuacja jest powiązana z decyzjami podejmowanymi przez rząd, pokazują ostatnie lata: w 2016 i 2017 r., kiedy Ministerstwo Zdrowia szukało nowych pomysłów, jak uruchomić e-zdrowie, szpitale wstrzymały przetargi na informację. W pierwszych trzech kwartałach 2017 r. na e-systemy łącznie służba zdrowia wydała tylko 6,8 mln zł, podczas gdy rok wcześniej było to 209 mln zł. W porównaniu z 2015 r. wydatki spadły niemalże 10-krotnie.
Szpitale bały się inwestować, bo nie wiedziały, jak będzie wyglądał nowy system. Teraz struktura zaczyna się krystalizować, a państwo dofinansuje sprzęt i szkolenia. Dzięki temu, jak przyznają eksperci, rynek staje się coraz bardziej konkurencyjny – co pokazują choćby wynagrodzenia dla informatyków.
NFZ, który chce uniezależnić się od zewnętrznych firm i wzmocnić zespół o analityków, musiał wynegocjować ze związkami zawodowymi, żeby specjalistom od informatyki móc zapłacić 12 tys. zł brutto (czyli niemal dwa razy więcej niż urzędnikom). A i tak stawki są poniżej rynkowych.