Mamy za dużo łóżek w placówkach leczniczych . NFZ chce zmienić fi lozofię ich funkcjonowania. Zaczyna od okulistyki.
Narodowy Fundusz Zdrowia i resort zdrowia chcą zniechęcić szpitale do przetrzymywania pacjentów, szczególnie w tych dziedzinach, w których nie jest to konieczne. Docelowo ma nas to przybliżyć do standardów bogatszych państw, które od dawna ograniczają klasyczne lecznictwo szpitalne, zmieniając je na ambulatoryjne, bliżej środowiska domowego.
Na oddziałach okulistycznych mamy 3250 łóżek, ale analizy przeprowadzone przez Ministerstwo Zdrowia (MZ) wykazały, że wystarczyłoby… 40. Większość zabiegów czy terapii da się przeprowadzić w trybie jednodniowym. W Polsce jednak nie ma takiej tradycji. Dla przykładu w 2017 r. tylko 60 proc. zabiegów usuwania zaćmy było wykonywanych w trybie jednodniowym, w reszcie przypadków pacjenci zostawali w szpitalu na noc. W lepiej rozwiniętych państwach UE ok. 90 proc. pacjentów wychodzi po zabiegu do domu tego samego dnia.
– Tak naprawdę całodobowej opieki szpitalnej wymagają jedynie chorzy z urazami, niektóre schorzenia leczone zachowawczo czy po operacjach wymagających kilkudniowego powrotu do zdrowia – przekonuje prof. Marek Rękas, konsultant krajowy ds. okulistyki. Jego zdaniem nie można likwidować wszystkich łóżek, aby zapewnić bezpieczeństwo – powinno pozostać ok. 500 łóżek – 10–20 na województwo. Reszta nie jest potrzebna – twierdzi.
Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia, przyznaje, że będzie dążyć do tego, aby hospitalizacje w okulistyce ograniczyć do minimum. Pierwszym krokiem było wprowadzenie w lipcu przez NFZ zarządzenia, które zmienia system finansowania wielu zabiegów okulistycznych. Teraz szpital otrzymuje tyle samo pieniędzy, niezależnie od liczby dni, w których pacjent przebywa w placówce, co ma zniechęcić do przetrzymywania pacjentów. Do tej pory sposób finansowania był uzależniony od liczby dni pobytu – im dłużej pacjent leżał, tym szpital więcej dostawał.
Liczba łóżek szpitalnych (na 1 tys. mieszkańców) / Dziennik Gazeta Prawna
Kolejnym krokiem mogłoby być wprowadzenie kontraktowania świadczeń bez konieczności posiadania łóżek; obecnie oddział okulistyczny musi posiadać ich 15 i to niezależnie od potrzeb zdrowotnych. Efekt jest taki, że są placówki, które wykorzystują je np. w… 200 proc., to znaczy, że w ciągu jednego dnia przyjmują nawet 30 osób, inne z kolei mają 50-proc. wykorzystanie, co oznacza, że przez dwa dni jest 15 chorych.
W MZ trwają też prace nad likwidacją „dyżuru czerwonego oka”. Chodzi o to, żeby chorzy nie musieli przyjeżdżać na szpitalny oddział ratunkowy z bolącym okiem, które mogłoby zostać opatrzone przez specjalistę w poradni. Organizacje pacjentów tłumaczą, że ostry dyżur to najczęściej ostatnia deska ratunku, bo do specjalisty czeka się miesiącami. Minister zdrowia Łukasz Szumowski uważa, że jednym z rozwiązań będzie zachęta finansowa dla specjalistów. Dlatego zwiększono wyceny w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej za przyjęcie pacjentów pierwszorazowych do 1,2 regularnej stawki.
– To może skrócić czas oczekiwania osób, które obecnie szukają pomocy na ostrym dyżurze. Dla pozostałych należałoby wskazać ostry dyżur przy oddziale okulistycznym – jednym na województwo. Być może powinien to być oddział, na którym dyżuruje dwóch lekarzy – jeden do pacjentów z czerwonym okiem i drugi do zabiegów okulistycznych w trybie nagłym, nocnym i świątecznym. Takie jest rzeczywiste zapotrzebowanie – przekonuje prof. Marek Rękas.
Po co takie zmiany? Wiele oddziałów okulistycznych mogłoby zrezygnować z dyżurów, co wiąże się z koniecznością utrzymywania większej kadry. Odpadłyby koszty utrzymania łóżek, a także koszty dyżurów lekarskich i pielęgniarskich. Może też – zdaniem prof. Marka Rękasa – przynieść korzyści dla pacjentów: w nowym miejscu, jakim jest oddział okulistyczny, narażeni są na urazy, złamania, infekcje o wiele bardziej niż w środowisku domowym.
Na Zachodzie ogranicza się rolę szpitali, a nawet przechodzi się na opiekę w środowisku pacjenta, ze zdalnym monitoringiem. – Tak naprawdę obecnie powinna zmienić się definicja szpitala jako placówki nie tyle z łóżkami i chorymi leżącymi całymi dniami, ile takiej, która koordynuje leczenie, a pacjenta na miejscu pozostawia tylko w skrajnych przypadkach – dodaje Małgorzata Gałązka-Sobotka, ekspertka z Uczelni Łazarskiego. Jej zdaniem zmiana jest bardzo potrzebna.
– Jesteśmy w czołówce państw, jeżeli chodzi o liczbę łóżek szpitalnych przypadających na 1 tys. mieszkańców: w Polsce jest to 6,6 łóżka. Średnia OECD (35 państw) wynosi 4,7.
Jest jeszcze jeden bonus ograniczenia hospitalizacji: pozycja naszego kraju skoczyłaby w międzynarodowych rankingach. Na przykład we wspomnianym raporcie OECD, w którym obecnie zajmuje w wielu kategoriach niechlubne ostatnie miejsca.