Od decyzji resortu finansów będzie zależeć, czy ratownicy wysiądą z karetek. Na piątkowym spotkaniu w Ministerstwie Zdrowia dowiedzieli się, że na realizację ich najważniejszego postulatu – podwyższenia dodatku do wynagrodzeń do 1600 zł – nie ma środków.



Była to kolejna tura rozmów. Już podczas poprzednich ratownicy zapowiadali, że jeśli nie osiągną porozumienia, rozpoczną akcję protestacyjną. Planują branie tylko tylu dyżurów, ile przewiduje kontrakt. Obecnie pracują nawet kilkaset godzin miesięcznie, realizując znacznie więcej dyżurów niż wymagane minimum.
– Minister Łukasz Szumowski powiedział, że rozumie nasze postulaty, ale nie ma środków na ich realizację. Dlatego chcemy spotkać się z minister finansów, bo decyduje się teraz kwestia przyszłorocznego budżetu – zapowiada Roman Badach-Rogowski z Komitetu Protestacyjnego Ratowników Medycznych.
Minister Szumowski zgodził się, aby dodatek w wysokości 800 zł (wynegocjowany po zeszłorocznych protestach) objął wszystkich przedstawicieli tego zawodu, a nie tylko tych pracujących w systemie ratownictwa medycznego. Ratownikom zależało jednak na tym, by jego wysokość zrównano z tym, który przysługuje pielęgniarkom, czyli 1600 zł.
Ratownicy domagali się też sześciu dni urlopu szkoleniowego. – Postulat ten ma być zrealizowany w ustawie o zawodzie ratownika medycznego, która ma ujrzeć światło dzienne we wrześniu – mówi Roman Badach-Rogowski.
Jeśli chodzi o odrębny, przypisany tylko ratownikom wskaźnik w ustawie z 8 czerwca 2017 r. o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych (Dz.U. z 2017 r. poz. 1473), minister stwierdził, że ustawa jest do poprawki, ale będzie się to odbywało w ramach Rady Dialogu Społecznego i trójstronnego zespołu ds. zdrowia.