Jedna placówka w Małopolsce, dwie w woj. łódzkim i trzy w Wielkopolsce – tak wygląda dostęp do nocnej i świątecznej pomocy stomatologicznej. W większości pozostałych regionów nie jest lepiej. Choć NFZ podwyższa stawki, zainteresowanych konkursami wciąż brakuje.
W województwie świętokrzyskim funkcjonują dwie placówki doraźnej opieki stomatologicznej. Od kwietnia ubiegłego roku tamtejszy NFZ pięciokrotnie ogłaszał postępowanie konkursowe. Nie wpłynęły na nie – poza dwoma świadczeniodawcami z Buska-Zdroju i Starachowic, wyłonionymi w pierwszym postępowaniu – żadne oferty. Obecnie trwa kolejny, szósty już konkurs.
W maju konkursy zakończyły się w Małopolsce. Ogłoszono trzy postępowania, na trzy obszary. Złożono jedną ofertę, została wybrana do realizacji świadczeń w Tarnowie, od 1 lipca. Do udzielania ich na pozostałych dwóch obszarach (obejmujących m.in. Kraków i Nowy Sącz) nikt się nie zgłosił.
– Małopolski Oddział NFZ jest zainteresowany zabezpieczeniem stomatologii pomocy doraźnej w kilku obszarach województwa, ale nie ma zainteresowanych realizatorów. Aby zachęcić potencjalnych świadczeniodawców, cena świadczenia wzrosła z 600 zł do 800 zł (za 12-godzinny dyżur). Niemniej i ta okoliczność nie spowodowała zainteresowania realizacją tych świadczeń. Jako argument potencjalni realizatorzy wskazują problemy ze znalezieniem pracowników – tłumaczy Aleksandra Kwiecień, rzeczniczka tamtejszego NFZ.
Podobne problemy mają też inne oddziały. W woj. łódzkim od lat są tylko dwie placówki. Mimo „godnej stawki za dyżur” podczas niedawnych konkursów nikt więcej nie złożył oferty. W Wielkopolsce są trzy. Tam też nie ma zainteresowania konkursami. Na Podkarpaciu są aż cztery gabinety realizujące świadczenia stomatologiczne pomocy doraźnej. Tamtejszy NFZ jednak również skarży się na brak chętnych.
– Brak zainteresowania gabinetów zawarciem umowy w zakresie stomatologicznej pomocy doraźnej wynika z tego, że stomatolodzy poza godzinami pracy w ramach umowy z NFZ udzielają świadczenia komercyjnie – ocenia Małgorzata Bartoszek, rzeczniczka lubelskiego funduszu.
Sami lekarze wskazują na powody finansowe, ale to nie jest jedyna przyczyna braku zainteresowania. Działalność całodobową najłatwiej podjąć dużym placówkom, a w stomatologii dominują małe podmioty. Do pracy w nocy trzeba też zapewnić odpowiednią infrastrukturę, a także ochronę, bo to zawód sfeminizowany, a pacjenci, szczególnie w nocy, bywają różni. Poza tym jest to też konkretne zobowiązanie – trzeba co noc i co weekend zapewnić obsadę, a nie jest to proste. Lekarzy, którzy są gotowi pracować w nocy, ściągają raczej duże prywatne placówki, które zapewniają usługi całodobowe – tam lekarz pracuje i nocami, i w ciągu dnia.
Nakłady też mają znaczenie, ale nie pierwszoplanowe. Anita Pacholec z Komisji Stomatologicznej NRL wskazuje, że dyżury te finansowane są w formie ryczałtu – bez względu na to, co lekarz zrobi, dostaje taką samą stawkę. A musi on pokryć nie tylko koszt świadczeń, ale także nocnego wynagrodzenia lekarza, asystentki, infrastruktury, ochrony. – To duże zobowiązanie, a środki nie są wystarczające – ocenia.
Podkreśla przy tym, że doraźna pomoc stomatologiczna jest bardzo potrzebna. – Bo są takie schorzenia, które potrafią w ciągu kilku godzin doprowadzić człowieka do kresu wytrzymałości i wymagają pilnej pomocy – przekonuje.
Zwraca jednak uwagę, że obecnie z tych świadczeń korzystają również pacjenci, którzy się do nich nie kwalifikują, ale nie chcą czekać w kolejce do normalnej przychodni. Podobnie zresztą, jak ma to miejsce w nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej.