Odległość, łatwość dotarcia na wizytę, opinie z internetu i czas oczekiwania to główne motywy, którymi kierują się pacjenci w podejmowaniu decyzji związanych ze zdrowiem.
Tak wynika z raportu Fundacji My Pacjenci, przygotowanego we współpracy z Naczelną Izbą Lekarską oraz Naczelna Radą Pielęgniarek i Położnych. Autorzy przepytali online blisko 1,5 tys. pacjentów.
Co ciekawe, miejsce zamieszkania oraz dojazd są absolutnie decydujące – dla ponad 50 proc. to kluczowe przy wyborze placówki. Dopiero na trzecim miejscu jest opinia o danym lekarzu, która ma znaczenie dla 46 proc. pytanych. Czas oczekiwania jest istotny mniej więcej dla co trzeciego badanego, koszty tylko dla niecałych 20 proc. Skuteczność i bezpieczeństwo leczenia są dla większości nieistotne. Jak tłumaczą autorzy raportu, respondenci są ogólnie zadowoleni ze swoich lekarzy, mają natomiast zastrzeżenia co do dostępności usług, przede wszystkim kolejek.
Badanym zadano pytanie, czy poparliby określenie maksymalnego czasu oczekiwania na świadczenie, po upływie którego pacjentowi przysługiwałoby prawo do skorzystania z usługi poza sektorem publicznym. Takie rozwiązanie istnieje w niektórych krajach – po przekroczeniu wyznaczonego czasu pacjent może się udać do dowolnie wybranego publicznego lub prywatnego świadczeniodawcy, a płatnik musi zapłacić za leczenie. Za wprowadzeniem podobnego rozwiązania w Polsce opowiedziało się 79 proc. badanych.
Jaki czas byłby optymalny? Polacy uważają, że do lekarza pierwszego kontaktu nie powinno się czekać dłużej niż jeden, dwa dni. Na badania diagnostyczne – zdaniem 31 proc. ankietowanych – kolejka powinna wynosić maksymalnie dwa dni, ale jedna czwarta zgodziłaby się czekać tydzień. Dłużej poczekać jesteśmy skłonni do specjalisty – co piątej osobie nie przeszkadzałoby czekanie powyżej dwóch tygodni, choć optymalny okres to tydzień. Największą cierpliwością ankietowani wykazali się, jeżeli chodzi o opiekę w domu oraz na leczenie szpitalne.
W Polsce na razie ani NFZ, ani Ministerstwo Zdrowia nie określają długości kolejki – powoli jednak zaczynają pojawiać się tego rodzaju pomysły – ich zwolennikiem jest szef NFZ Andrzej Jacyna. Jego zdaniem tak powinno być w opiece kardiologicznej oraz przy operacjach wszczepienia endoprotezy i późniejszej rehabilitacji – po przekroczeniu czasu placówka czy lekarz, którzy sprawowaliby opiekę nad danym pacjentem, traciliby finansowo. Rozwiązanie to popiera też rzecznik praw pacjenta Bartłomiej Chmielowiec, który nie wyklucza wprowadzenia takiego zapisu do ustawy o prawach pacjenta, nad której nowelizacją obecnie pracuje.
Wojciech Wiśniewski z Fundacji Alivia, współpracującej z autorami raportu w ramach koalicji Razem dla Zdrowia, uważa, że wdrożenie takiego mechanizmu byłoby możliwe, i to jeszcze w kadencji obecnego rządu. – My monitorujemy kolejki do diagnostyki obrazowej. Dlatego wydaje nam się, że właśnie w tym obszarze można by to wprowadzić w pierwszej kolejności. Szczególnie że nierówności w dostępie do tych badań w poszczególnych województwach są już zmierzone. I mamy narzędzia, by sprawdzić, czy to rozwiązanie działa – przekonuje.
Czego jeszcze brakuje pacjentom? Możliwości swobodnego decydowania o tym, gdzie się leczą. Chcieliby również wprowadzenia ogólnodostępnego rankingu placówek ochrony zdrowia: zarówno publicznych, jak i prywatnych. Obecnie pacjenci mogą bazować jedynie na informacjach zdobytych pocztą pantoflową lub w sieci.
Wojciech Wiśniewski jest zdania, że wiele z tych postulatów jest możliwych do zrealizowania bez wielkich nakładów finansowych, jednak potrzebna jest wyraźna deklaracja resortu zdrowia, czy w ogóle chce je wdrażać. – Wydaje nam się, że kilka propozycji można skierować do realizacji. To kwestia dobrej woli ministra i jego współpracowników. Niestety wciąż widzimy, że wiele rozwiązań jest zapowiadanych, a nie jest realizowanych. Od słów sytuacja pacjentów się nie poprawi, projekty trzeba domykać – podkreśla Wojciech Wiśniewski.