Sprawa dotyczyła Romana B., który prowadził prywatną klinikę stomatologii i chirurgii szczękowej. On sam zajmował się także leczeniem pacjentów jako chirurg dentysta.



Problem polegał na tym, że nigdy nie był dentystą. Ukończył bowiem przed prawie 40 laty studia medyczne ogólne i miał dyplom lekarza medycyny. Natomiast w 1992 r. udało mu się uzyskać zgodę ówczesnego lekarza wojewódzkiego na przystąpienie do egzaminu specjalizacyjnego z zakresu chirurgii stomatologicznej, który zdał z wysokimi ocenami. Od tej pory z powodzeniem prowadził praktykę chirurga dentysty.
O całej sprawie dowiedział się samorząd lekarski, który ustalił, że wprawdzie dr B. leczy prawidłowo i nie ma na niego skarg pacjentów, ale jednak prowadzi działalność bez wymaganych przepisami formalnych kwalifikacji. W efekcie wytoczono mu sprawę dyscyplinarną, zarzucając podanie fałszywych danych we wniosku o dopuszczenie do egzaminu specjalizacyjnego w 1992 r. i wykonywanie zawodu bez uprawnień.
Lekarz bronił się, wskazując m.in., że o jego kwalifikacjach urząd był powiadomiony prawidłowo, zaś we wniosku doszło do omyłkowego podania jego tytułu zawodowego jako lekarza stomatologa (odpowiadać za to miała sekretarka przychodni, w której B. był wówczas zatrudniony). On sam zaś nigdy nie ukrywał, że nie posiada dyplomu lekarza dentysty (stomatologa – według ówczesnej nomenklatury), na jego pieczątce zresztą widniał prawidłowy tytuł – lekarz medycyny.
Sądy lekarskie nie przyjęły jednak tych wyjaśnień. W okręgowym sądzie lekarskim orzeczono wobec niego 5-letni zakaz wykonywania zawodu. Naczelny Sąd Lekarski złagodził karę, wymierzając jedynie grzywnę w wysokości niespełna 17 tys. zł. To orzeczenie uchylił Sąd Najwyższy, oddalając kasację obrońców lekarza, za to przychylając się do wniosków kasacyjnych rzecznika odpowiedzialności zawodowej.
– Lekarz ma dyplom specjalisty chirurga stomatologa, który nie został anulowany, ale którego nie powinien otrzymać. To oznacza, że nie ma uprawnień do leczenia pacjentów jako dentysta. Leczenie specjalistyczne, jakie uprawiał, jest zastrzeżone dla dentystów – powiedział sędzia Zbigniew Puszkarski.
SN wytknął też Naczelnemu Sądowi Lekarskiemu zbytnią pobłażliwość przy złagodzeniu kary. I zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia.
ORZECZNICTWO
Wyrok Sądu Najwyższego z 27 lutego 2017 r., sygn. akt SDI 119/17.