Minister zdrowia chce postawić na leczenie prewencyjne. Pomysł dobry, ale wykonanie mało realne – komentują specjaliści.
Pierwszym krokiem miałoby być wypracowanie listy badań dostępnych dla każdego pacjenta w podstawowej opiece zdrowotnej. Drugim – wprowadzenie systemu, który umożliwiłby ich wykonywanie. Zdaniem ministra Łukasza Szumowskiego to zadanie dla lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. – Lekarze POZ mogliby otrzymywać środki przeznaczone na badania profilaktyczne, które należałoby zwrócić w razie ich niewykorzystania – tłumaczył w rozmowie z DGP szef resortu zdrowia. W grupie obowiązkowych badań – jego zdaniem – powinny się znaleźć m.in. badania poziomu cukru, kolonoskopia w pewnym wieku, USG lub mammografia piersi czy cytologia i u pacjentów z cukrzycą hemoglobina glikowana – badania, dzięki któremu można sprawdzić, jak kształtował się poziom glukozy we krwi przez ostatnie trzy miesiące i czy leczenie przebiega właściwie.
Obecnie lekarz POZ ma tylko obowiązek wykonywania bilansu dzieci do 19. roku życia (sprawdza m.in. wzrok, słuch, wagę, wzrost), a także szczepień. Dodatkowo – za co otrzymuje osobne finansowanie – powinien wykonywać badania profilaktyczne pod kątem chorób sercowo-naczyniowych (dla pacjentów od 35. do 55 r. życia co pięć lat). Jest wiele programów, które lekarze mogą, ale nie muszą realizować, np. profilaktyka raka piersi, jelita grubego czy gruźlicy. Jeżeli placówki chcą w nich uczestniczyć, mogą w tym celu podpisać z NFZ osobną umowę.
Brak spójnego systemu
Praktyka jednak pokazuje, że lekarze bardzo rzadko wykonują badania, zaś pacjenci się na nie nie zgłaszają. Autorzy ostatniego raportu NIK (z połowy 2017 r.), analizującego jak są realizowane badania profilaktyczne, sytuację oceniali bardzo krytycznie. Według nich w Polsce nie ma kompleksowego, spójnego i sprawnego systemu profilaktyki zdrowotnej, obejmującego planowanie działań, nadzór nad ich realizacją oraz ocenę uzyskiwanych efektów. Badaniami profilaktycznymi objęto ograniczoną liczbę pacjentów, nieprzekraczającą nawet połowy uprawnionych. Przykładowo odsetek osób objętych programem przesiewowym dotyczącym raka jelita grubego wyniósł od 16 do 18 proc. uprawnionych, raka szyjki macicy – od 21 do 23 proc., zaś w programie wczesnego wykrywania raka piersi odsetek osiągnął 40 proc. Dla porównania, w Islandii na badania profilaktyczne zgłasza się ponad 90 proc. uprawnionych.
W programie, który jest teoretycznie gwarantowany dla każdego pacjenta – czyli profilaktyki chorób układu krążenia, odpowiadających za niemal połowę zgonów – w latach 2012–2015 badania przesiewowe wykonało... 3,4 proc. osób, do których był skierowany program. Jest tak, mimo że finansowanie ze strony NFZ jest wysokie: za każdego pacjenta płaci ponad 100 zł, podczas gdy koszty samych fizycznych badań (na glukozę i lipidogram) to ok. 15–20 zł. Reszta pozostaje na konsultację lekarza i zaproszenie na badania. Z jednej strony, jak przekonują eksperci, powodem jest brak chęci czy raczej czasu lekarzy, ale także brak zainteresowania pacjentów.
Brak kadry
Jak wylicza Andrzej Zapaśnik, kierownik gdańskiej przychodni Baltimed, tylko kilka procent pacjentów przychodzi po zaproszeniu listownym, po telefonach od rejestratorek ok. 30–40 proc., a po namowie lekarza nie więcej niż połowa. Jego zdaniem pomysł ministra zdrowia polegający na wykorzystaniu zespołu POZ do poprawy realizacji już wykonywanych programów profilaktycznych, jak i innych, których zasadność jest potwierdzona badaniami naukowymi (np. poszerzenie bilansu 14-latka o badanie poziomu glukozy i cholesterolu, przeglądy stomatologiczne u dzieci, badania przesiewowe w kierunku depresji u dorosłych od 20 r.ż. i osteoporozy po 50 r.ż.) miałoby sens, jednak może okazać się niewykonalny. Powód? Brak kadry, szczególnie w mniejszych miejscowościach. – Pracujący w terenie lekarze, pielęgniarki i położne, często w wieku przedemerytalnym i emerytalnym, są przeciążeni liczbą porad interwencyjnych ponad miarę. Przyjmują do 100 pacjentów dziennie. A po ich odejściu z pracy nie ma kto ich zastąpić i stopniowo poszerzają się białe plamy, na których pacjenci pozbawieni są jakiejkolwiek opieki medycznej – tłumaczy Zapaśnik, który jest też ekspertem Porozumienia Zielonogórskiego. Dlatego najpierw należałoby zapewnić dostęp do opieki zdrowotnej wszystkim, a potem poszerzać zadania lekarzy.
Kwestia finansowania
Profesor Andrzej Fal, ekspert ds. zdrowia publicznego, dodaje, że założenie wprowadzenia profilaktyki to świetny pomysł, ponieważ jest ona jednym z najskuteczniejszych działań. W analizie przeprowadzonej przez NIK stwierdzono, że w grupie osób uczestniczących w Programach profilaktycznych prawdopodobieństwo przeżycia co najmniej trzech lat od rozpoznania choroby było wyższe: w przypadku raka piersi różnica na korzyść uczestników programów profilaktycznych wyniosła 19 p.p.; raka jelita grubego było to niemal 30 p.p., zaś raka szyjki macicy – 31 p.p. Jednak jego zdaniem nie wystarczy tylko nałożenie kolejnych zadań dla lekarzy pierwszego kontaktu, trzeba także oceniać efektywność tych działań. W wielu krajach finansowanie jest uzależnione od skuteczności leczenia, np. liczby wykrywanych na wczesnym etapie nowotworów.
– Tak jest w Wielkiej Brytanii czy w krajach skandynawskich – dodaje. Jeszcze innym pomysłem jest mobilizowanie pacjentów do dbania o własne zdrowie. W Holandii czy Szwajcarii m.in. od liczby wykonywanych badań profilaktycznych jest uzależniona wysokość składki ubezpieczenia zdrowotnego.
Nierozstrzygniętą kwestią jest finansowanie. Jednym ze źródeł mogłyby być dodatkowe środki z ustawy wprowadzającej 6 proc. PKB na zdrowie. Docelowo, do 2025 r., ma to być o 500 mld zł więcej.
NFZ wydaje na profilaktykę ok. 0,25 proc. budżetu (tegoroczny to ponad 70 mld zł). Wydatki ministra zdrowia na profilaktykę zdrowotną, realizowane w ramach programów dotyczących gastrologii, ginekologii i kardiologii w latach 2012–2015, to ok. 201 mln zł.