Potwierdzają się informacje DGP: styczeń może okazać się przełomowy dla optoutowego protestu lekarzy. Szpitale – i pacjenci – realnie odczują jego skutki w momencie, w którym medycy przestaną pracować ponad etat. Czyli dłużej niż 48 godzin w tygodniu.

LICZBA LEKARZY, KTÓRZY WYPOWIEDZIELI KLAUZULĘ OPT-OUT / Dziennik Gazeta Prawna
WYBRANE PLACÓWKI, W KTÓRYCH LEKARZE WYPOWIEDZIELI KLAUZULĘ OPT-OUT / Dziennik Gazeta Prawna
Dominika Sikora, zastępca redaktora naczelnego / Dziennik Gazeta Prawna
W kraju zbuntowało się ok. 3,5 tys. lekarzy. Do tego od Nowego Roku dojdą ci, którzy klauzuli nie podpiszą np. przy przechodzeniu na etat. I choć nie jest to dużo w stosunku do ogólnej liczby lekarzy pracujących w Polsce (ok. 130 tys.), problem może mieć ok. 150 szpitali (z ok. 900). W wielu przypadkach skutki protestu odbiją się na szpitalnych oddziałach ratunkowych (SOR) czy leczeniu dziecięcym.
Dla przykładu: w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Białymstoku klauzulę opt-out wypowiedziało 90 proc. lekarzy. – Trwają negocjacje – mówiła w piątek rzeczniczka placówki Eliza Bilewicz-Roszkowska. W łódzkim Instytucie Matki Polki (jeden z największych szpitali położniczych w Polsce) zbuntowała się połowa lekarzy. W Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu na taki krok zdecydowało się 266 z 283 pracujących lekarzy, co wpłynie na pracę na oddziale neonatologicznym. Z kolei szpital dziecięcy w Krakowie już odczuwa braki anestezjologów.
Z ustaleń DGP wynika, że kłopoty kadrowe w największym stopniu będą miały szpitale w woj. łódzkim, gdzie klauzulę opt-out wypowiedziało niemal 700 lekarzy (z czego połowa to specjaliści). Na drugim miejscu znalazło się woj. mazowieckie, w którym zbuntowało się pół tysiąca lekarzy (głównie z Warszawy). Relatywnie wysoko – jak na wielkość populacji – znalazło się woj. świętokrzyskie, gdzie 322 medyków wymówiło pracę ponad 48 godzin.
Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że sytuacja nie jest dramatyczna. Przyznaje jednak, że przygotowuje się na „ewentualne problemy kadrowe w szpitalach powstałe po wypowiedzeniu klauzuli opt-out i będzie wspierać w działaniach dyrektorów placówek”.
Jak? MZ doradza wprowadzanie zmianowej pracy dla lekarzy. Choć przyznaje, że takie rozwiązania są mniej korzystne dla pacjentów z uwagi na nieregularny dostęp do lekarza prowadzącego.
– Minister zdrowia zwracał uwagę na etyczny wymiar sprawy związany z zagrożeniem bezpieczeństwa pacjentów w przypadku masowego wypowiedzenia klauzuli – dodaje Danuta Jastrzębska z biura prasowego MZ.
To rozwiązanie jest zresztą preferowane przez szpitale. Część lekarzy, jak obecnie pielęgniarki, przychodzi na rano. Druga „zmiana” zaczyna się po południu. Kolejnym doradzanym przez MZ rozwiązaniem jest łączenie dyżurów na kilku oddziałach jednocześnie. Wzbudza ono jednak wiele kontrowersji w środowisku.
Wszystko rozbija się o pieniądze: lekarze żądają większych nakładów na zdrowie (6,8 proc. do 2021 r. – a nie jak przyjęta obecnie ustawa 6 proc. do 2025 r.), a także wyższych wynagrodzeń (dwukrotność średniej krajowej dla rezydenta, czyli lekarza podczas specjalizacji, i trzykrotność średniej krajowej dla lekarza specjalisty). MZ przekonuje, że już wprowadziło podwyżki dla rezydentów.
OPINIA
Ciśnienie jest ciągle za wysokie
Metoda duchowego uzdrawiania”, z którą przedstawiciele pewnego stowarzyszenia chcieli zapoznać wiceminister zdrowia Józefę Szczurek-Żelazko, pewnie i tak nie pomogłaby rozwiązać problemu lecznic, gdzie lekarze wypowiadają klauzulę opt-out. Ale sam fakt, że są osoby, które chciałyby, żeby taki sposób pomagania pacjentom był refundowany z publicznych pieniędzy, których brakuje na wzrost wynagrodzeń czy skrócenie kolejek, może drażnić.
Zwłaszcza gdy dla części szpitali utrata chociażby nawet kilku lekarzy oznacza poważne kłopoty w codziennym funkcjonowaniu. O tym, że akcja wypowiadania klauzul opt-out swoją kulminację osiągnie na początku tego roku, DGP ostrzega od co najmniej dwóch miesięcy. Pierwsze dni stycznia będą więc czasem egzaminu – nie tylko dla szpitali i pacjentów tam przebywających, ale również dla samego ministra zdrowia. Jeżeli faktycznie nastąpi paraliż w służbie zdrowia, zabiegi planowe zaczną być odwoływane ze względu na braki kadrowe, a oddziały czy izby przyjęć czasowo zamykane, to dni Konstantego Radziwiłła jako szefa resortu przy ul. Miodowej w Warszawie mogą być policzone. Wiedzą o tym lekarze – ich nastrojów nie uspokoił ani efekt prac specjalnie powołanego zespołu, który jeszcze 15 grudnia przedstawił swoje propozycje zmian m.in. w wynagrodzeniach młodych medyków (rezydentów), ani podpisanie przez prezydenta ustawy zwiększającej finansowanie systemu lecznictwa do 6 proc. PKB do 202 5 r . Również minister Radziwiłł zdaje sobie sprawę, że „lekarstwo”, jakim miał być zespół i stopniowe podnoszenie nakładów na zdrowie, nie obniżyło ciśnienia medykom. Zaraz po święcie Trzech Króli premier Mateusz Morawiecki zapowiedział rekonstrukcję swojego rządu. Nierozwiązanie sporu na linii lekarze – resort zdrowia może okazać się dobrym argumentem, żeby minister Radziwiłł w nowym składzie Rady Ministrów już się nie pojawił. Zwłaszcza jeżeli pozwoliłoby to wyciszyć konflikt. A tym nikt nie jest bardziej zainteresowany niż nowy premier.