140 placówek zgłosiło gotowość do udziału w pilotażu leczenia środowiskowego. Trwają debaty na temat sposobu finansowania.



Zielone światło ze strony Ministerstwa Zdrowia jest. Jednak brakuje szczegółów.
Zmiana miałaby być rewolucyjna: zamiast zamkniętego leczenia szpitalnego, pacjenci mieliby kurować się w swoim środowisku – częściowo w poradniach blisko domu, a częściowo w domach. W regionach miałyby powstać tzw. centra zdrowia psychicznego (CZP), które oferowałyby pomoc specjalistów przyjeżdżających do domu pacjenta, przyjmowałyby na leczenie dziennie, a w przypadku nagłego pogorszenia zdrowia oferowałyby doraźną pomoc szpitalną. Ministerstwo Zdrowia szacuje, że mogłoby docelowo powstać od 150 do 200 takich ośrodków. Miałyby zapewnić opiekę na obszarze zamieszkałym przez nie mniej niż 50 tys., a nie więcej niż 200 tys. dorosłych osób.
O zmiany środowisko psychiatryczne apeluje od wielu lat. Resort zdrowia ma podpisać umowę na przygotowanie szczegółów pilotażu. To jest kluczowe, bo czasu – zdaniem Marka Balickiego, kierownika Wolskiego Centrum Zdrowia Psychicznego – jest bardzo mało: umowy muszą zostać podpisane przed czerwcem 2018 r.
Centra miałyby zapewnić kompleksową opiekę blisko pacjenta – w rozmowach pojawiła się propozycja, żeby były w odległości maksymalnie godziny dojazdu komunikacją miejską. Na miejscu specjaliści decydowaliby, czy choremu pomoże sama rozmowa, czy musi otrzymać środki farmakologiczne. – A może powinien zostać zapisany na terapię dzienną lub też na krótki czas trafić do szpitala, a następnie być otoczony opieką zespołu leczenia środowiskowego – tłumaczy Agata Szulc, prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. – Szpital powinien być ostatecznością – dodaje prof. Jacek Wciórka z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Jak wynika ze wstępnego projektu założeń, do którego dotarł DGP, centra zdrowia psychicznego musiałyby udzielać pomocy osobom w stanach nagłych w czasie nie dłuższym niż 72 godziny. W ofercie byłaby też pomoc jednorazowa i krótkoterminowa dla osób z zaburzeniami epizodycznymi oraz długoterminowa, w której jest potrzeba podtrzymywania ciągłego kontaktu.
Nacisk byłby położony też na pomoc mobilną. Pacjenci mogliby liczyć na wizyty domowe – z pomocą psychologiczną – czy interwencyjne wizyty psychoterapeutyczne w razie pogorszenia stanu zdrowia, a także na wsparcie psychiatryczne. Na jednego lekarza nie powinno przypadać więcej niż 25 osób. Centrum miałoby pomóc budować sieć oparcia społecznego i współpracować ściśle z rodziną.
Obok tego w ofercie miałaby być także dzienna hospitalizacja psychiatryczna, gdzie byłaby np. dostępna rehabilitacja – przeciętna liczba osób pod opieką lekarza i psychologa nie powinna przekraczać 10. CZP musiałyby też oferować leczenie szpitalne w razie nasilenia zaburzenia czy ryzykownych sytuacji.
Spór powstał wokół finansowania. Środowisko psychiatryczne szacuje, że koszty powinny być uzależnione od liczby mieszkańców na terenie, nad którym miałoby sprawować opiekę centrum. Wyliczają stawkę – 60 zł za dorosłego. NFZ proponował, żeby liczyć od liczby np. zapisanych pacjentów, tak jak jest to u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. To zdaniem psychiatrów niemożliwe: nawet osoby, które potrzebują pomocy, nie zapisują się do wybranego lekarza.
Tymczasem to właśnie system finansowania ma zmienić sposób myślenia – do tej pory wszystko było opłacane osobno: poradnia, leczenie szpitalne i dzienne. Teraz centrum miałoby mieć jeden budżet, w ramach którego pomagałoby swoim pacjentom wedle ich potrzeb.